Nie mogłam nic zrobić.

66 3 0
                                    

-Oczami Avery-

Od razu ,gdy się dowiedziałam co LLoyd chciał zrobić wpadłam do jego celi.Na jego ciele było mnóstwo ran.Niektóre były po uderzeniach od batu,niektóre od noża ,a niektóre sam sobie zrobił.Stałam jak wryta w drzwiach od jego celi.Może jakbym go nie złapała nie zrobiłby tego?Szef powiedział,że zrobił to bo chciał uniknąć przepowiedni ,ale go na szczęście odratowali.Chłopak leżał jeszcze nieprzytomny a ja się mu przygladałam.
-Masz dwadzieścia minut.-Powiedział jeden ze strażników.
-Dziękuje.-Uśmiechnęłam się.
Mężczyzna zamknął za sobą drzwi a ja zostałam sama z nieprzytomnym chłopakiem.Wyjęlam z spodni bandaże i zaczęłam opatrywać jego rany.Widziałam jak chłopak delikatnie się poruszył.Chvialam to zakończyć.Nienawidzę jak inni cierpią.Może powinnam mu pomóc?Ale przecież nie mogłam nic zrobić.Byłam tylko naiwna małą dziewczynką.Prawda?Spojrzałam jeszcze raz na chłopaka.
-Jesteś dzielny.Dasz sobię radę.Może i jestem po przeciwnej stronie ,ale wierzę w ciebie.-Szepnęłam do niego.Chociaż wiedziałam ,że i tak mnie nie słyszy.
Potem musiałam już wyjść.

-Oczami Cole'a-

Ciekawiło mnie to ,że nikt do mnie nie przychodził.Tamten koleś mówił ,że kochają ich torturować.A może mu coś zrobili?Chciałem coś do niego powiedzieć.
-Hej.Jesteś tam?-Wychrypiałem.
Nikt nie odpowiedział.Cholera a co jak mu coś zrobili?Wogólę czemu się nim przejmowałem?Nie wiem czemu,ale czułem dziwną więź z tym chłopakiem.Czulem jakbym go znał,ale nie wiem skąd.Postanowilem się trochę przespać.Zamknąłem oczy.
Gdy się obudziłem do mojej celi weszli mężczyźni.No i super no to wygdakałem.
-Czego chcecie?-Spytałem.
-To nie twoja sprawa wyrostku.-Powiedział jeden z nich.
-Tak.Jeżli macie zabierać mnie na jakieś tortury.To wręcz przeciwnie.-Za to oberwałem w policzek.-Ej może spokojniej chłopcy?-Spytałem.Na co mną szrapneli.Już nic nie mówiłem tylko posłusznie wyszedłem z celi.Dwaj mężczyźni rozmawiali o czymś po drodze.Pstanowiłem podsłuchać o czym.
-Może on jest silny,ale szef ma na niego sposób.-Powiedział jeden z nich.Szef?I o kim właśnie rozmawiali?Pod koniec doszliśmy do jakiegoś pomieszczenia.W środku znajdował się mężczyzna.
-Witaj Cole.-Przywitał się.Ale mi nie było do śmiechu.
-Kim jesteś?Oraz czego chcesz?-Spytałem.
-Usiądź proszę.-Powiedział.
Usiadłem.Nie wiem czemu ale w tym momencie przypomniało mi się o LLoydzie! Przecież on jest tak gdzieś .Może nawet tu.
-Gdzie jest LLoyd?-Spytałem.
-LLoyda tu nie ma chłopcze.-Powiedział z opanowaniem.
Ale ja mi nie wierzyłem.
-Kłamiesz.-Syknąłem.
-Tak? Sam zobacz.-Powiedział po czym wyciągnął laptopa.Na nim było nagranie.Na nagraniu LLoyd uciakał.Uciakał od nas z swoimi rzeczami.Potem wsiadł do autobusu i odjechał w silną dal.
-Widzisz?-Powiedział.-LLoyd nie chce was znać.Wyjachał.Zostawił was na pastwę losu.-Dokończył.
Ale jak to?Nasz przyjaciel?On nie mógłby nam tego zrobić.Nie nam.Bylem kompletnie załamany.
-Zanieście go do jego celi.-Powiedział.Nie opierałem się.Nie mogłem uwierzyć ,że LLoyd nas zostawił.Zanieśli mnie do mojej celi.Przez wszystkie godziny tam spędzone próbowałem wymyślić jakiś plan ucieczki.W celi robiłem też inne rzeczy takie jak rysowanie po ścianach,leżenie u gapienie się w sufit albo rozmawianie sam że sobą.Po tych kilku godzinach w końcu dali mi coś do jedzenia.Może nie wyglądało to apetycznie ale może będzie zjadliwe?
Spróbowałem tej papki.Fuuu.To jest przecież obrzydliwe!Jak oni mogą to jeść?Mówiąc oni mówię o tych wszystkich więźniach którzy się tu znajdują.Ale musiałem to niestety zjeść.Inaczej umarłbym z głodu.W końcu padłem z wyczerpania i się położyłem.
Zamknąłem oczy i zasnąłem.

-Oczami LLoyda-

Obudziłem się w tej samej obrzydliwej celi.Czyli musieli mnie uratować.Westchnąłem cicho.Miałem tego serdecznie dość.Dlaczego ja?Tyle razy zadaję sobie to pytanie.Dlaczego ten cholerny świat musiał wybrać akurat mnie?! Dlaczego?!Zacząłem cicho szlochać.Całe ciało mnie bolało.Tak bardzo zająłem się użalaniem nad sobą ,że nie zauważyłem ,że moje rany są obandażowane.Ktoś musiał to zrobić.Ale kto?Zastanawiałem się nad tym pytaniem,gdy nagle usłyszałem łupnięcie.Co to było?Kolejne.Nie no co to jest?Zauważałem ,że dźwięk dobiega z celi obok.Od tego typa.
-To ty?-Wychrypiałem.
-Ach!Hej.-Powiedział.
-Co ty robisz?-Spytałem pełnym osłabienia głosem.
-Uciekam.-Powiedział.Ucieka?Mówilem mu by nie robił żadnych numerów.
-Aha to fajnie.Poczekam aż znowu tu będziesz.-Powiedziałem.
-A ty nie idziesz ze mną?-Spytał przez ścianę.
-Nie mogę.-Powiedziałem.
-Ale dlaczego?-Spytał chłopak.
Odruchowo popatrzyłem się na moje ramię.Mu mogę powiedzieć.
-Wszczepili mi nadajnik.Jak ucieknę z tobą to nas złapią.-Powiedziałem.
Nastała chwilowa cisza.
-Idź.Biegnij,Uciekaj.Mną się nie przejmuj.Poradzę sobie jakoś.-Wiedziałem ,że mnie nie widzi,ale na mojej twarzy pojawił się delikatny uśmiech.
-Wrócę po ciebie.Obiecuję.-Przysiągł.
Posmutniałem w duchu.Uciekł.Zostawil mnie samego.Została tylko nadzieja ,że po mnie wróci.

Powrócili...Where stories live. Discover now