6 [part 2]

11.4K 665 79
                                    

Na korytarzu, przez który powoli mnie przeprowadzała, zdążyła się już zebrać masa uczniów. Co niektórzy dziwnie się na mnie patrzyli. Pewnie myśleli, że coś przeskrobałem.

To, co, a raczej kogo, zobaczyłem na dole schodów, sprawiło, że momentalnie zamarłem. Czekał tam na mnie Eryk z szyderczym wyrazem twarzy i wianuszkiem ochroniarzy. Krzyknąłem, przewracając się z wrażenia na podłogę. Nie mogłem w to uwierzyć. Ten sukinsyn już mnie znalazł?!

Zdziwiona kobieta, stojąca obok, pomogła mi wstać. Narobiliśmy przy tym takiego zamieszania, że zebrało się już tylu moich rówieśników, którzy skutecznie zapychali mi jedyną drogę ucieczki przez korytarz. 

- Przepraszamy za kłopot... - Powiedział spokojnie Eryk, wspinając się powoli po schodach wraz z pomagierami. - Odprowadzimy go na miejsce. Dziękuję za telefon, pani dyrektor. - Powrócił na mnie wzrokiem, posyłając mi zabójcze spojrzenie. Przeszły mnie ciarki. Już wiedziałem, że będzie ze mną marnie.

Mimo szarpaniny, nie mogłem uwolnić się od blokady jego dwóch goryli. Trzymali moje obydwie ręce tak mocno, że ledwie mogłem dosięgnąć stopami do podłoża. Nieśli mnie w stronę wyjścia z budynku.

- Co wy robicie?! Puście mnie!!! - Wierzgałem, wymachując nogami i skutecznie ściągając uwagę całej szkoły. Jednak nikt na to nie reagował. Czy oni są ślepi? - Nie rozumiecie?! On jest potworem! - Nie poddawałem się.

Wszelkie siły mnie opuściły, gdy tylko po drodze spotkałem się ze spojrzeniem Lisy. Otworzyłem usta w niemym okrzyku, jakbym próbował jej to wyjaśnić. Jednak, gdy zobaczyłem jej zatroskaną, przestraszoną minę, pełną litości, zrozumiałem, że patrzyła na mnie jak na szaleńca. Wszyscy tak na mnie patrzyli.

Bez większego oporu, jakby rozumiejąc, że moje wysiłki są na nic, niemal pozwoliłem sobie założyć kajdanki i załadować się do samochodu. Przez przyciemnianą szybę widziałem jak Eryk rozmawia z dyrektorką, która co chwilę spoglądała na mnie nerwowo. 

- Kiedy podamy mu leki, to się uspokoi, więc nie trzeba się martwić. Ale stan się pogorszył i musimy poddać go obserwacji. Jak się pani zapewne domyśla, Hayden nie będzie mógł już wrócić do tej szkoły. Obiecuję, że będzie miał u nas dobrą opiekę. Jeszcze raz dziękuję za telefon.

Tyle usłyszałem i zastanawiałem się teraz, o czym, do cholery, gadał. Czy to napewno było o mnie, czy może o jakimś wariacie z psychiatryka? Usiadł za kierownicą i patrząc przez lusterko, spojrzał się na mnie tak samo jak na schodach. Przeszył mnie jeszcze większy strach. Bałem się potwornie. Nawet nie zauważyłem kiedy zacząłem się trząść i płakać. Błagałem, aby to wszystko okazało się tylko koszmarem i łudziłem się, że zaraz obudzę się w swoim ciepłym łóżku.

- Hayden, pożegnaj się ze szkołą i kolegami. Już nigdy więcej ich nie zobaczysz. - Powiedział ze stoickim spokojem, wwiercając mnie tym zdaniem w fotel.

Wyjrzałem przez szybę. W oddali widniała moja szkoła. Mój jedyny ratunek, który właśnie znikał za rogiem.



-----------='=$)///////($='=------------

No, Hayduniu, ty moja gupiutka ukesio-lamo, nie trza było uciekać xd ♥
Jak zwykle ka ce za wejścia, gwiazduniunie i komki.
Jesteście najlepsi :3

UprowadzonyNơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ