- 23 -

1.9K 253 75
                                    


Przysięgam, że jeśli jeszcze raz usłyszę, że "ktoś się ze mną skontaktuje" po kolejnej rozmowie o pracę, rozwalę czyjąś głowę. I prawdopodobnie będzie to moja własna. Byłam już chyba w dwudziestu miejscach i nadal nikt nie chce mnie zatrudnić. Boże, czy naprawdę nie dostaję szansy, bo widać po mnie, że jestem żałosna i, że wszystko mnie męczy? Mój sztuczny uśmiech i granie pozytywnej osoby przestał działać. Co innego robię nie tak?

Liczę dokładnie banknoty w niebieskiej kopercie i wiem, że nie brakuje mi wcale tak dużo, by móc się wyprowadzić. Wystarczyłyby dwa miesiące, a udałoby mi się stąd zwiać. Byłam przekonana, że brakuje mi znacznie więcej, ale jeśli wybiorę mieszkanie z jednym pokojem lub z dwoma, albo z maleńką łazienką, wszystko się uda.

Przewracam oczami, słysząc kolejne trzaśnięcie szafki. W normalnych okolicznościach byłabym przerażona, ale od godziny nie jestem sama w domu. Król i władca, Justin Bieber we własnej osobie zaszczycił swoje własne mieszkanie. Liczyłam, że pojawi się później, a nie po dwóch dniach, ale nawet te czterdzieści osiem godzin bez jego obecności było wybawieniem. Nawet się nie przywitaliśmy. Właściwie oboje udajemy, że jesteśmy sami w mieszkaniu i, że druga osoba nie istnieje. W ten sposób jest łatwiej.

Wychodzę z pokoju, by rozwiesić pranie. Bez słowa wymijam Justina, który siedzi na podłodze wśród przeróżnych par butów, kartek, gazet i ulotek na przedpokoju. Nawet nie chcę wiedzieć, co robi.

- Nellie.

Czemu do mnie mówi? Dlaczego nie może dalej kontynuować zabawy w niewidzialność? Otwieram drzwi do łazienki i przyklękam przed pralką.

- Mówię do ciebie.

- A ja cię ignoruję - odpowiadam bez emocji w głosie. Moje pranie jest ważniejsze niż Justin i jego problemy z własną osobą.

- Gdzie to jest?

- Gdzie jest co? - pytam. - Twoja godność? Maniery? Człowieczeństwo? Bo naprawdę nie wiem, o czym mówisz.

Warczy pod nosem, a chwilę później głośno przeklina. Nie patrzę w jego stronę, ale wiem, że podniósł się z podłogi. Stoję na palcach, próbując dosięgnąć do sznurków, ale są tak wysoko, że moje palce ledwo je muskają.

- Mój zeszyt Nellie. Zabrałaś go?

- Wyjaśnij mi, po co byłby mi twój głupi zeszyt?

- Zostawiłem go w salonie, a tylko ty byłaś w domu, więc przykro mi, ale nikt inny nie może wiedzieć, gdzie jest. Oddaj mi go, póki jestem miły.

Czy to groźba? Czy on mi właśnie zagroził? Przewracam oczami. Naprawdę nie potrafię sobie przypomnieć o żadnej rzeczy, która należała do Justina. On przecież nigdy nie zostawia swoich pierdołek po za pokojem. Ma obsesję. Odkąd był dzieckiem chronił każdego wiersza, każdej najgłupszej rymowanki, tak jakby były największym sekretem świata i ukrywał wszystko tak, by nikt nie mógł do tego zajrzeć.

- Nie zostawiłeś go w salonie.

- Właśnie, że tak.

W końcu udaje mi się dosięgnąć do pierwszego sznurka. Spuszczam go na dół i dokładnie, wcześniej strzepując czarne koszulki, zaczynam je wieszać.

- Nigdy nie rzucasz swoich rzeczy byle gdzie, więc lepiej rusz głową i zastanów się, gdzie go położyłeś, bo na pewno nie był to salon.

Zerkam w jego kierunku. Justin stoi bliżej, niż się tego spodziewałam, blokuje wyjście z łazienki. Jego dłonie są zwinięte w pięści, a twarz cała czerwona. Wiem, że jest zły, ale to chyba przesada, wściekać się o notatnik do takiego stopnia i obwiniać mnie o jego zniknięcie.

LEFT BEHINDWhere stories live. Discover now