- 46 -

2K 209 85
                                    

       

Doskonale wiem, że niektórzy ludzie uznaliby mnie za wariatkę i pewnie spora część tak o mnie myśli. Nie dziwię się i nie mam tego nikomu za złe. Nie podoba mi się to, że w pracy niektórzy nadal mnie wykorzystują do każdej głupotki, ale to nie tak, że jestem szefem i mogę cokolwiek zmienić. Chłopcy, kiedy mieli więcej czasu i mogli wysłuchać tego, co miałam do powiedzenia, ciągle żartowali, że po swoim debiucie i wydaniu singla, kiedy już zdobędą popularność, kupią to miejsce, a potem zrobią ze mnie sprzątaczkę. Wtedy było to zabawne, teraz już jednak mniej.

Jest coraz gorzej, coraz ciężej znaleźć mi czas na wszystko, ale chcę im pomagać. Chcę im dawać oparcie i wspierać, szczególnie teraz, kiedy są tacy nerwowi. Nie wiem, może to moja wewnętrzna empatia tak działa?

Odkładam na szafkę przy drzwiach cztery teczki, w których znajdują się dokumenty, czyli moja praca po godzinach, której nie jestem w stanie dokończyć, siedząc w tym okropnym biurze i wchodzę dalej. Od razu widzę, że chłopcy nie dbali o to, co działo się w ich domu, a co lepsze, wygląda na to, że wczoraj mieli jakąś małą imprezę. Stwierdzam to po ilości butelek po alkoholu, które stoją w rzędzie pod ścianą.

W środku nie znajduję nikogo oprócz Justina. Siedzi na podłodze w salonie, przy otwartym oknie, a zimne powietrze uderza w jego twarz.

- Hej - mówię spokojnie, a on odwraca się, marszcząc brwi.

- Cześć.

Jego głos jest jeszcze chłodniejszy niż jesienna pogoda. A to oznacza, że ma kiepski dzień i, że prawdopodobnie leki nadal nie zaczęły działać. Kiedy tylko dotarło do mnie, że oddał swoje pieniądze dla Jaxona, by mógł być ze mną, kiedy mama wylądowała w szpitalu, wzięłam tyle nadgodzin, ile się dało. W ten sposób już po półtora tygodnia miał całą sumę z powrotem w swoich rękach. Jedyny problem polegał na tym, że nie chciał jej przyjąć. Mogę się założyć, że pomarańczowa koperta nadal leży nietknięta na książkach w jego pokoju.

- Wszystko w porządku? - pytam uśmiechając się tak ciepło, jak to możliwe.

Justin zaciska usta w prostą linię i dociska długopis do powierzchni kartki.

- Jestem zajęty - burczy, a potem kreśli jakieś słowa.

- Piszesz nową piosenkę?

Mam ochotę mentalnie przywalić sobie w twarz. Czemu jestem taka głupia i zadaję tak idiotyczne pytania?

- A na co ci to wygląda? - I o to wrócił Justin. Zły, sfrustrowany i do tego zmęczony tak bardzo, że cienie pod jego oczami są tak widoczne, jakby ostatnio spał w dziewięćdziesiątym siódmym roku. - Siedzę nad tym od trzech godzin, więc idź sobie!

- Oh jasne. Przepraszam. Powodzenia Justin! - wołam szybko. Jest mi go tak żal, kiedy bierze na siebie całą odpowiedzialność i kiedy nie potrafi przelać uczuć, by zamienić je na przyszłe przeboje. Jest pieprzonym perfekcjonistą, więc jego życie z automatu jest trudniejsze. Odwracam się jeszcze na moment, tuż przed przekroczeniem progu i rzucam mu długie spojrzenie. - Wiesz, powinieneś od czasu do czasu po prostu zrobić sobie małą przerwę, wyjść na zewnątrz. To na pewno ci pomoże.

- Mhm.

Nie ruszam niczego w domu przez kolejną godzinę. Boję się nawet drgnąć, więc siedzę sztywno, wypełniając kolejne druczki i sprawdzając, czy wszystko zgadza się z głupimi, całkowicie bezsensownymi wytycznymi. Mam dość tego syfu i głupot, które mnie nie interesują, ale kiedy jesteś dorosły, nie wiele możesz zmienić.

Justin przychodzi do mnie i kiedy tylko kończy nalewać wody do czajnika, obraca się do mnie. Jest jeszcze bliżej niż wcześniej, więc widzę jego twarz wyraźniej.

LEFT BEHINDWhere stories live. Discover now