- 28 -

1.8K 247 35
                                    


Słyszę pukanie do drzwi. Mocne, trzy uderzenia, które sprawiają, że zastygam w bezruchu. Plastikowa butelka strzela w moim rękach, kiedy zaciskam na niej palce i rzucam błagalne spojrzenie w stronę Justina. Wiem, że nie lubi, kiedy mu się przeszkadza. Od razu wyczuwa mój wzrok na sobie, wciąga głośno powietrze i na moment zamyka oczy.
- To nie on - mówi. - Kayden tu nie wróci.
- Nie możesz mi tego zagwarantować.
Uderza lewą ręką o blat stołu, kiedy odkłada swoje rzeczy i słuchawki. Wychodzi na przedpokój, a ja cierpliwe czekam, aż wróci. Minęły dopiero dwa dni, więc nie powinien się dziwić, że nadal podskakuję za każdym razem, kiedy słyszę pukanie do drzwi. Naprawdę boję się tego, że pewnego dnia w progu znowu stanie Kayden. Co, jeśli będę wtedy sama w domu?

- To tylko sąsiad - informuje mnie Justin zaraz po powrocie do salonu. - Pytał o to samo.

- Nie zrobię tego.

Justin patrzy na mnie z politowaniem, ale nie pozwalam, by powiedział coś jeszcze, nie chcę go słuchać, ani oglądać jego twarzy, kiedy krytykuje moją decyzję. Nie potrafi zrozumieć, czemu nie chcę nic zrobić z zachowaniem Kaydena. Nie pojmuje, dlaczego odmawiam złożenia zeznań w tej sprawie. Z jakiegoś głupiego powodu mój umysł wmawia mi, że oskarżenie go o pobicie sąsiada wystarczy. Po prostu nie chcę się z tym ponownie mierzyć. Nie sądzę, by ktokolwiek mógł tak naprawdę coś z nim zrobić.

- Nellie! - woła za mną szatyn. - Wiesz, że to jedyne rozwiązanie!

Jedyne rozwiązanie? Na pewno istnieją inne opcje, ale nie jestem jeszcze pewna jakie. Kiedy tylko uda mi się wszystko rozszyfrować, z pewnością dam wszystkim znać.

Wylewam resztkę wody z butelki do zlewu i zgniatam ją. Słyszę kroki Justina, przesuwa stopami po podłodze, zbierając z niej cały syf, którego nie sprzątnęliśmy od tych dwóch dni. Teoretycznie Kayden nie zrobił mi nic takiego, ale to nie zmienia faktu, że czuję się wykończona.

- Nellie.

- Co? - pytam. - Nie chcę tego robić Justin, więc daj mi spokój! Proszę!

Zaciskam palce na płatkach nosa i od razu syczę głośno przez pulsujący ból, który rozchodzi się po całej mojej twarzy. Co chwilę zapominam o tym, że moja twarz jest w połowie pokryta siniakami. Oczy zachodzą mi łzami. Przeklinam głośno, opierając rękę o szafkę przed sobą.

- Właśnie dlatego powinnaś to zgłosić, a nie udawać, że to obcy idiota, który nagle cię zaatakował.

- Zamknij się.

Justin otwiera lodówkę, wyciąga coś ze środka i staje przede mną. Odwracam się do niego obserwując jak otwiera tekturowe pudełko z maścią w środku. Naciska na tył tubki i nakłada ją na swój palec. Kładzie rękę na moim karku i strzepuje z niego włosy na plecy.

- Stój prosto.

Robię to, o co mnie prosi. Nawet nie zauważam tego, co robi. Jestem zbyt zajęta przyglądaniem się jego twarzy. Długie rzęsy rzucają cienie na jego policzki. Ma maleńką bliznę po jednej stronie, a jego łaskoczący oddech pachnie jak cukierki malinowe. Sama nie wiem już, co czuję do Justina. Jednocześnie go nie znoszę i czuję dziwne pragnienie, które ściska mnie za gardło, kiedy stoi tak blisko. Powinniśmy się nienawidzić za wszystko co się stało. Powinnam być zła za to, że nie zareagował od razu, kiedy Kayden szarpnął mną po raz pierwszy, ale to gdzieś zniknęło.

- Czemu mnie pocałowałeś?

Justin nie wzdryga się, nie przewraca oczami, zachowuje się zupełnie normalnie. Jakby to nic nie znaczyło.

- Bo miałem na to ochotę.

- A co z twoją dziewczyną? - pytam, kiedy po raz kolejny bardzo delikatnie wklepuje maść w czubek mojego nosa. Przytrzymuje moją buzię drugą ręką, a ja ze wszystkich sił próbuję pozbyć się uczucia dreszczy, które ciągle do mnie wraca. Chłopak nieświadomie gładzi opuszkami palców linię mojej szczęki i nie ma pojęcia, że doprowadza mnie tym do szału.

- Zerwaliśmy. To nie było nic poważnego.

- Dzięki wam wywalili mnie z pracy, a teraz mówisz, że to nie było nic poważnego?

Marszczę brwi, a on nadal spogląda na mnie bez żadnych emocji. Jest jak cholerny kamień, chłodny i bez wyrazu. Nie przypomina tych pięknych, kolorowych minerałów. Jest szary, bezbarwny, nudny i tak wkurzający. Gdybym tylko mogła nim rzucić...

- Znajdziesz coś innego.

- Z taką twarzą nikt mnie nigdzie nie weźmie.

Stoję z wygiętymi w podkówkę ustami. Ktokolwiek, by teraz do mnie nie zadzwonił i nie zaprosił na dzień próbny, od razu każe mi spadać, kiedy tylko mnie zobaczy. Połowa mojej twarzy jest sina. Wyglądam jak cholerne zombie, które oberwało cegłówką.

- Wszystko zejdzie w przeciągu dwóch tygodni, nie przesadzaj.

Odsuwa się ode mnie i posyła wielki, dziwny uśmiech.

- Mówisz tak, bo to ja tak wyglądam, a nie ty.

- To byłaby tragedia gdyby spotkało mnie, bo zaraz zaczynam swoją karierę, ale ty...

- Wiesz ile mam zdjęć, na których wyglądasz jak debil? - pytam unosząc brwi. Justin odkłada maść na jej miejsce i cmoka kilka razy ustami.

- Nie odważysz się ich opublikować.

- Mogę na tym sporo zarobić - mówię, pocierając brodę. - Na tym, na twojej miłości do Hagrida...

- Nie będę się już upijać, kiedy jesteś w pobliżu. - Chłopak oblizuje usta i przeciąga się leniwie. - Jaxon i Aiden dzisiaj wracają. Mogłabyś pomóc mojemu głupiemu bratu z angielskim? Matka jest wściekła, bo oblewa coraz więcej testów przez wszystko, co się dzieje. Zapłacę ci.

- Zrobię to za darmo. To mój przyjaciel.

Justin rzuca mi spojrzenie, długie, pełne politowania spojrzenie, które jest zupełnie nie na miejscu. Chodzi mu o to, że chcę to zrobić za darmo? O to, że nazwałam Jaxona przyjacielem? Przecież nim jest. Prawda?

* * *

Nigdy nie napisałam nic tak krótkiego, lol. Proszę, nie wsadzajcie mnie za to do pierdla. Możliwe, że do piątku dodam całość, o ile uda mi się znaleźć jeden z ostatnich rozdziałów, które mi zniknęły.

GWIAZDKI ALBO :")

LEFT BEHINDWhere stories live. Discover now