𝐑. 𝐕

84 9 1
                                    

Zoe wyglądała przez szybę, próbując pochłonąć jak najwięcej szczegółów przedzierających się przez ogromną chmurę, jaka otoczyła Loveccino z każdej strony. Mglisty poranek przywodził na myśl Celine Wichrowe Wzgórza, kiedy z delikatnością zlizywała z łyżeczki resztki piany, jaką obdarowano jej kawę. Z zainteresowaniem przyglądała się fiołkom, które tego dnia znajdowały się w wazonach. Ruch był mniejszy, niż zazwyczaj, dlatego mogła delektować się ciszą i spokojem, gdy większość mieszkańców miasta przeżywała wstrząs na widok pogody za oknem.

Z tyłu jej głowy przesuwały się obrazy z dnia poprzedniego – wiele spojrzeń, wiele gestów i wiele słów, które kuły ją lekko w krtań, gdy przełykała. Próbowała udawać przed samą sobą, że cała sytuacja nie była w żaden sposób szczególna, że to jedynie kilka minut wyjętych z jej życia, tak niewiele znaczących w porównaniu z tym, ile ich miała przez dziewiętnaście lat istnienia. Mimo to czuła, jak na jej pośladkach spoczywa dłoń Dave'a, jak pierścienie na palcach Josepha rozjaśniają jej ciemny tunel i jak groźny ton Williama przyprawia ją o kołysanie kolan. Westchnęła cicho, wiedząc, że Zoe nie interesuje się teraz jej mimiką i posturą i wyciągnęła z torebki telefon, aby wykonać połączenie.

– Halo? – Usłyszała w słuchawce i uśmiechnęła się lekko na dźwięk przyjemnie niskiego, kobiecego głosu.

– Witaj, Valentino – powiedziała cicho i zorientowała się, że Zoe nagle spojrzała na nią z zainteresowaniem. Jej fioletowy płaszcz pasował do kwiatów w wazonie, co wywoływało w Bryant przyjemne poczucie estetyki. – Chciałam tylko zadzwonić i powiedzieć, że... Przetrwałam tę imprezę i oddam ci sukienkę, jak tylko wróci z czyszczenia.

– Och, nie musiałaś oddawać jej do czyszczenia – odpowiedziała jej kobieta i zaśmiała się krótko, lecz ciepło. – Wystarczyłoby wrzucić ją do pralki. Coś się wydarzyło? – Milczała przez chwilę, ale w końcu dodała: – Coś, o czym chciałabyś mi powiedzieć?

Celine widziała jak Valentina unosi swoją brew ku górze, mimo że nie miała przed sobą jej oblicza.

– Cóż... Myślę, że to nie rozmowa na telefon – odpowiedziała jej. – Dziś odwiedzę ojca w ratuszu, a potem mogę odwiedzić ciebie, jeżeli to nie problem.

Tak naprawdę panienka Bryant dzwoniła tylko po to, aby zapytać, czy mogłaby odwiedzić żonę wuja. Valentina stanowiła dla niej autorytet i swego rodzaju wzór i mimo, że nie znała powodu swojego przeświadczenia, czuła, że kobieta rozumie ją jak nikt inny na świecie.

– Problemem byłoby, gdybyś mi o tym nie powiedziała. Proszę, odwiedź mnie wtedy, kiedy będziesz miała wolną chwilę. Będę czekać.

Celine uśmiechnęła się lekko i kiwnęła głową, na co zaśmiała się, ciągle obserwująca ją, Zoe i cicho wyszeptała w jej stronę: Ona cię nie widzi.

– Oczywiście – wypowiedziała więc i pożegnała się z Lightburn, po czym przycisnęła czerwoną słuchawkę w nowo otrzymanym od ojca telefonie. – Czasami mam wrażenie, że obserwujesz każdy mój ruch – zwróciła się do przyjaciółki, która teraz z zadowoleniem dobierała się do swojego brownie. Do ich nozdrzy dostawał się mocny zapach karmelu, a dzisiejszego dnia również i waniliowego budyniu.

– Nie wykonujesz ich zbyt wiele, więc to nic trudnego. – Dziewczyna wzruszyła ramionami. – Zachowujesz się wręcz jak robot.

Celine poczuła, jak jej palce u dłoni sztywnieją, ale nie powiedziała ani słowa na to, co wygłosiła Zoe. W pewnym stopniu się z nią zgadzała, mogłaby nawet przyznać jej rację, ale gdzieś wewnątrz niej, głęboko zakopane pod żebrami, istniało zdumiewające twierdzenie, że roboty nie mają serc, a ona je miała. Miała je, chociaż chciałaby się go pozbyć. Posiadała je i potężnie odczuwała skutki jego bicia.

𝐖𝐡𝐢𝐭𝐞 𝐋𝐢𝐠𝐡𝐭𝐞𝐫𝐬Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz