𝐑. 𝐕𝐈𝐈

62 8 1
                                    

Wszystko, co wydarzył się później, nastąpiło po sobie bardzo szybko: pisk Rachel, krzyk Celine i jej rozpaczliwe szarpanie się z krzesła, próbując bezskutecznie dopaść Josepha; postać młodego Lemaraca, która przed podejściem do Bryant powstrzymywana była przez postawnego mężczyznę w masce.

– Celine! Celine, uspokój się. – Joseph zaczął sprawnie wywijać się z uścisku towarzysza i wybiegł z niego wprost do dziewczyny. Nie pozwalając jej nawet na przemyślenie tego, co się dzieje, upadł na kolana i objął ją mocno w pasie, blokując ruchy.

Na uczucie bliskości chłopaka, Bryant poczuła lekkich mdłości, ale gdy jej mózg przetrawił fakt, że nie był to Dave, mdłości ustały. Zapanował spokój.

– Dlaczego chcesz mnie skrzywdzić? – zapytała, złamana wewnątrz na widok chłopca.

– Nie zrobimy ci krzywdy. Przysięgam na swoją własną krzywdę. Proszę. Uspokój się.

Celine, jak na zawołanie, zwolniła oddech i go unormowała, sama dziwiąc się sprawczej mocy słów Josepha.

– Jo, szef nie kazał.... – Zamaskowany mężczyzna stanął za blondynem i dotknął go w ramię.

– Zwolnij konie, mój drogi Thomasie. To żaden szef, to William, do cholery. – Joseph przekrzywił głowę, aby spojrzeć na rzeczonego Thomasa kątem oka.

Celine, usłyszawszy dźwięk imienia starszego z Lemaraców, w głowie ułożyła szybko przedstawioną jej hierarchię White Lighters: William – szef, Thomas – osiłek, Joseph... Nie potrafiła trafić, kim w tym wszystkim mógł być Joseph. Ten sam Joseph, który uratował ją przed Davem i ten sam, który leżał teraz przed nią na kolanach, błagał o spokój i panował nad nią bardziej, niż ona kiedykolwiek sama potrafiła. Uczucie, jakie jej wtedy towarzyszyło, mogłaby porównać do tonięcia w szlamie. Nie potrafiła się wydostać, a zło nachodziło ją falami, blokując oddech.

– Chodź, Rachel pomoże ci się ubrać.– Lemarac chwycił jej chudą dłoń i szybkim ruchem przejechał palcami po jej paliczkach.

Jego dłonie opuściły sferę kontaktu z jej ciałem i sprawnym gestem wypuściły ją z więzienia, w jakim znajdowały się jej ręce. Ostatni raz posłał jej spojrzenie z dołu, rozświetlając pokój jasnością swoich oczu, po czym wstał z gracją antylopy. Pomógł jej powstać z krzesła i eskortując ją całą drogę, zaprowadził do pomieszczenia przypominającego łaźnię. Tam Rachel szybkimi ruchami, niemal mechanicznymi, jakby była pielęgniarką z wieloletnim stażem, zajęła się Celine. Najpierw umyła jej ciało mokrą szmatą, a potem sprawnie dobrała dla niej elementy garderoby (notabene, składające się z samych rzeczy należących do zabójczej piękności w ciele nastolatki, jaką była sama Rachel). Dziewczyna przy zabiegu nie odezwała się nawet słowem, a gdy rozczesywała długie włosy towarzyszki, nawet nie próbowała być delikatna w poczynaniach. Zblazowana Bryant nawet nie pisnęła. Siedziała wpatrując się w ścianę i mrugając z tak słabą częstotliwością, że na jej oczy nachodził kurz. Próbowała wtedy przeprogramować swój mózg na odkryte fakty i ułożyć z nich jakiś logiczny plan. Problemem jednak stawała się próba zrozumienia, jaki ten program ma mieć cel. Zrozumiała, że wszystkie dotychczasowe cele wymazały się sprzed jej oblicza i pozostała czystą kartą. Tabula rasa, ot co!

– No, i teraz wyglądasz jak lalunia! – powiedziała swoim przesłodzonym głosem panna Stone i spojrzała na swoje dzieło, krzywiąc nieco twarz. – Powinnaś częściej chodzić w spodniach.

Bryant nie podzielała tej opinii, ale nie odpowiedziała, czując jak słowa blokuje w jej głowie zbyt mocny ucisk nóg, spowodowany najbardziej obcisłymi spodniami, jakie kiedykolwiek mogłaby ubrać. Były czarne, lateksowe i śmierdziały zgorszoną młodzieżą. Góra kostiumu, w który została odziana Celine, również nie była zbyt urodziwa. Wulgarnie odsłaniała jej biust, będąc dodatkowo diabelsko czerwoną. Prawie tak samo czerwoną, jak jej policzki, gdy ujrzała się w lustrze.

𝐖𝐡𝐢𝐭𝐞 𝐋𝐢𝐠𝐡𝐭𝐞𝐫𝐬Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz