𝐑. 𝐗

53 7 2
                                    

Chwilę potem William powoli skierował dłonie do swojej kieszeni, by wyciągnąć z niej krawat. Zdezorientowana Celine dopiero po chwili spojrzała nań i dostrzegła w jego ruchach pośpiech i dziwną dzikość. Lemarac natomiast, bez ogródek i wstępów, krawat przełożył nad ciałem dziewczyny i zarzucił go na jej szyję, trzymając za oba końce, by ostatecznie owinąć nim jej oczy, pozbawiając ją zmysłu wzroku.

– Żebyś nie wiedziała, gdzie jesteś – wyszeptał jej do ucha, a ona bez większego zaangażowania przytaknęła głową.

W jej ciele narastała gęsta masa zbudowana z dwóch członów: goryczy i pragnienia. Nie wiedziała, czego tak właściwie pragnie, ani po co to uczucie nie pozwala jej oddychać, ale nie potrafiła wyzwolić się z niego, jakby schwytało ją w swe pęta.

Gdy delikatne dłonie rozwiązały supeł stworzony przez Williama, poczuła trochę mniejszy ucisk w klatce i rozejrzała się lekko po nieznanej jej okolicy

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Gdy delikatne dłonie rozwiązały supeł stworzony przez Williama, poczuła trochę mniejszy ucisk w klatce i rozejrzała się lekko po nieznanej jej okolicy.

Byli na Queensie.

Przed nimi rozpościerał się długi na kilka metrów neon, dźwięczący o tym, iż miejsce zwie się Moonlight's Child i prawdopodobnie jest pozostałością po starym kinie, z którego ktoś zrobił klub dla panów o grubych tuszach i pań, których szyje owinięte były szalikami boa. Czerwone światło zabarwiało ulicę, twarze i stroje. Przyjrzała się bliżej, stojącemu przed nią Lemaracowi, dostrzegając małe, brązowe (a raczej burgundowe, przez światło) plamki w okolicach jego nosa i z zainteresowaniem zorientowała się, ze William również posiada piegi, tak jak ona.

– Dziwoląg – usłyszała z jego ust. Nie odpowiedziała nic, bo w tym samym momencie poczuła na łokciu obcą dłoń i odwróciła się raptownie, dostrzegając brata swego rozmówcy.

Joseph był w swoim żywiole i można było to dostrzec chociażby poprzez uśmiech na jego twarzy, jego sposób poruszania – tak bardzo podobny do tego, jakim przemieszczały się kobiety od boa; wyglądał jak wyjęty z kadru, jakby brakowało go tutaj, póki się nie zjawił. Znów nie zapiął koszuli, będąc czystym antonimem swojego starszego brata, uwiązanego pod szyję.

– Dalej do tańca, wróżki, i do pieśni!* – powiedział i wyszczerzył zęby tak mocno, że w lewym policzku pojawił się dołeczek. Celine czuła w nozdrzach jego mocny zapach jaśminu, szałwii i tytoniu. Znając tekst, którego cytat wypowiedział, dodała:

– Przódy mnie słodką ukołyszcie pieśnią, A potem – każda do swojej roboty*.

– Znam to! – Rachel pojawiła się obok swojego ukochanego i wsunęła swoją szponiastą dłoń dokładnie pod koszulę, lokując ją gdzieś na jego żebrach. – To z Gorączki sobotniej nocy!

– Prawie dobrze – powiedział jej Joseph, pochylając głowę tak, aby móc dotknąć językiem jej policzka. Celine odwróciła wzrok.

–Sen nocy letniej, kretynko! – Odezwał się z tyłu William, przez co Bryant oblała go spojrzeniem. Wyglądał na szczerze rozbawionego głupią odpowiedzią dziewczyny i uśmiechał się do swojego odbicia w kałuży, nie wiedząc, że jest obserwowany. W tym momencie przypominał młodzieńca, którym był; gdy jego dłonie schowane były w kieszeniach, a włosy rozwiewał listopadowy wiatr.

𝐖𝐡𝐢𝐭𝐞 𝐋𝐢𝐠𝐡𝐭𝐞𝐫𝐬Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz