Rozdział 3 Facemood

126 9 1
                                    

   Do portu w Mieście Skazańców dobiły statki. Wszyscy wojownicy z Otynlionu wylali się z pokładów na ląd, nie śpiewali, nie rozmawiali tylko ponuro milczeli pogrążeni w rozmyśleniach.
Pierwszy zniknął z wyspy tak szybko, że nikt z nich nie zdołał się zorientować. I dobrze, nie będzie więcej bitew i rozlewu krwi.
  Wszyscy, którzy zebrali się z różnych stron Caelumii nie chcieli wracać do domów. Niektórzy z nich znaleźli juz wcześniej lokum gdzieś w mieście, inni mogli użyć życzliwości nieobecnego Ruchu Oporu i zamieszkać w ich kwaterach głównych. Centaury zaraz po zejściu ze statków wróciły do swojego lasu, kulsyty postanowiły odczekać jeszcze parę dni, za nim powrócą na swoją ziemię. Dragoni opuścili ich zanim odpłynęli z wyspy. Pozostali chcieli czekać na wieści.
  Z ostatniego statku zszedł jedyny obecny rebeliant. Kroczył na czele nie wielkiej grupki żołnierzy, która znosiła wiotkie ciało na noszach. Wyglądała jak nie żywa, to najbardziej bolało Sonego.
Położyli ją na skrzyniach, by dać chwilę Sonemu, na rzucenie paru słów.
- Dziękuję wam, że tak wiernie walczyliście.- powiedział donośnie buntownik.-Wiem, że straciliście w tej bitwie przyjaciół, jednak nie martwcie się: za swoją odwagę na pewno już oglądają oblicze Artenega.
Tym, którzy zostają z nami mówię: witajcie w naszym Mieście, pozostałym dziękuję za wszystko i życzę bezpiecznego powrotu do domu.
Po tych słowach wszyscy bąknęli coś ponuro, po czym rozeszli się w różne strony. Sony wraz ze swoją grupką ochotników ruszył do kwatery, by tam móc czuwać przy ciele Mary.

***

  -Szykujcie się!- rozgrzmiał nagle głos Antoniego.- Facemood powita nas za pół godziny! 
Violetta poderwała się nagle. Znowu przysnęła! 
Dziewczyna  potarła oczy, chcąc zetrzeć z nich senność, po czym rozejrzała się. Wszyscy krążyli po statku zbierając rzeczy i rozdzielając prowiant. Wstała, zauważyła, że jej plecak był już pełny sucharków, paczek z mąką i solą. Zmarszczyła brwi i spojrzała na ładunki reszty. Niektórzy mieli wielkie bukłaki z wodą, inni suszone mięso. Wątpiła, czy prowiantu starczy im do końca podróży. 
 Chwyciła książkę, którą podarowała jej Mary i spróbowała na siłę wepchnąć ją do przeładowanego plecaka. 
   Gdzieś daleko zamajaczył jej port i rozległe miasto. Zmrużyła oczy, zobaczyła wysokie kamienice oraz górujący nad nimi wielki zamek z czerwonej cegły. Widziała wolno stojące wieże i powiewającą flagę na szczycie każdej.  Im bliżej podpływali, tym więcej widziała szczegółów. Gdy już byli kilkaset metrów od murów miasta uśmiechnęła się lekko. Oto i było Fecemood, miasto jej narodzin. 
Wszyscy, którzy jeszcze nie byli w tym kupieckim ośrodku przylgnęli do burt i patrzyli z ogromnymi oczyma. Drugie co do wielkości miasto w Caelumii przyciągało każdego.
  Budynki stojące nieopodal rzeki miały różne odcienie zieleni oraz żółci. Z balkonów zwisały wdzięczne pelargonie oraz kwitnący groszek. W okół unosił się lekki zapach kwiatów oraz rzecznej wody.
Gdy zacumowali w porcie, od razu kilku marynarzy utworzyło wyjście i wysunęło długą kładkę, która połączyła statek z drewnianym pomostem, przy którym zatrzymało się kilku ciekawskich gapiów.
  Pierwszy zszedł Antonio, zaraz za nim Violetta. W wolnym tempie do portu wylewali się rebelianci, obdarzeni potężnymi plecakami.
W pewnym momencie na kładce, wśród schodzących mężczyzn Viola dostrzegła małą, drobną postać ukrytą pod starą peleryną. Zmarszczyła brwi zdziwiona, szturchnęła Antoniego łokciem.
- Zobacz.- wskazała głową na małą istotę.- Mamy pasażera na gapę? 
Przedwieczny spojrzał w tamtą stronę zdziwiony po czym ruszył szybkim krokiem w tamtym kierunku.
Kiedy był już przy kładce, postać zatrzymała się tak gwałtownie, że kaptur spadł jej z głowy i ukazał drobną twarzyczkę.
Dziewczyna wyglądała na nie więcej niż trzynaście lat. Krótkie, rude loczki okalały jej bladą twarz usianą piegami. Wyglądała na bardziej złą niż przestraszoną, jednak po chwili spojrzała na Antoniego z pewnością siebie i dojrzałością, która onieśmieliłaby niejednego dorosłego.
-Dziecko...KTO WPUŚCIŁ TUTAJ DZIECKO!?- ryknął przedwieczny i rozejrzał się w koło, jakby szukając winnego. Przez chwilę trwała cisza, którą przerwała właśnie dziewczyna.
-Dziecko samo się wpuściło.- warknęła na niego i zacisnęła dłonie w pięści.-A teraz idzie z wami.
Violetta zaczęła wolno iść w kierunku kładki, podczas gdy ze statku wyszła Equus.
-Samo się wpuściło?!-krzyknęła nagle podchodząc do dziewczyny. - Czy ty w ogóle wiesz jaka jest powaga sytuacji? Ile ty masz lat!?
- Trzynaście.- odparła z tym samym, pewnym siebie tonem.
- TRZYNAŚCIE!- Equus chwyciła się za głowę. Wszyscy w koło mieli wrażenie, że Czerwonowłosa za chwile zacznie ciskać piorunami. Jej koniuszki włosów zaczęły się palić.
-To nie wycieczka szkolna!- dodała ostro.
Violetta słysząc to wszystko, szybko przepchała się do kłócących. Stanęła obok i fuknęła na Equus.
-Skoro weszła tutaj niepostrzeżenie i przetrwała na statku bez przeznaczonej racji żywności, poradzi sobie dalej.
-Stajesz po jej stronie?!- oburzył się przedwieczny.
-Tak.- odparła i skrzyżowała ręce na piersi.- Mnie też zawsze wszyscy mówili, że jestem za młoda.
Ruda milczała patrząc to na nastolatkę, to na resztę. Zwęziła usta w wąską kreskę.
Antonio spojrzał na dziecko, po czym skrzywił się.
- Nie możemy jej zostawić i tak. - powiedział i spojrzał na Czerwoną.
-Co?- oburzyła się.- To nie jest zwykła wyprawa, by przymykać oko na takie coś! To zbyt poważna misja, by zepsuło ją jakieś dziecko!- krzyczała wymachując przy tym rękoma.
W końcu dziewczyna nie wytrzymała. Nie pytana, wypaliła.
-Dziecko jej nie zepsuje, ja bym martwiła się o ciebie.- warknęła na Equus.- Pomagałam na wojnie, widziałam śmierć waszej przywódczyni. Nie wiesz ile poświęciłam, by do was dotrzeć!!!
-To nie czas, byś wyrażała swoje zażenowanie.- wysyczała Czerwona i zmrużyła oczy. Spojrzała na Violettę z wyrzutem.
-Bierzesz za nią odpowiedzialność.- fuknął nagle Antonio.- Całkowitą.
-Jedno jej potknięcie i nie ma łba. Zrozumiano?- dodała Equ.
-Jasne.- burknęła Viola. Spojrzała na dziewczynę i pociągnęła ją lekko za ramię.- Chodź.
Kiedy odchodziły, młoda Ruda spojrzała na Antoniego i Equus z taką miną, jakby całe ich życie było już przesądzone, po czym odwróciła się i dogoniła nastolatkę.
Wszyscy zgromadzeni spojrzeli na Antoniego, nie wiedząc co teraz ze sobą uczynić. Dowódca wyprawy wsparł ręce na biodrach, po czym krzyknął.
-Nie stać, nie obijać się! Formować szeregi, za chwilę ruszamy!

Miasto Skazańców: Piaski NadzieiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz