Rozdział 4 Mgła Strachu

89 10 5
                                    

Antonio źle spał tej nocy. Co po chwila śnił mu się nowy sen, kolejny to gorszy od poprzedniego. Jednak ten ostatni, najgorszy, był inny. Realistyczny, prawdziwy... Nie to nie był sen. To była wizja.
 Zbudził się gwałtownie, poderwał z ziemi. Zobaczył, że wszyscy, prócz ustawionej warty, śpią. Wstał nagle, podbiegł do wartowników.
-Obudźcie wszystkich, musimy ruszać.

- Antonio, co się dzieje?!- krzyczała Airin, ledwo nadążając na pędzącym przedwiecznym.- Dlaczego musimy już ruszać, jest środek nocy?!
-Miałem wizje.- próbował wytłumaczyć tamten. Szybko przedzierał się przez chaszcze, ostre trawy haczyły się o spodnie i buty.
- Widziałem, jak Pierwszy posyła na nas żołnierzy. Chcą nas zgładzić, za nim dotrzemy do Bramy.
Airin na moment zatrzymała się ze zdziwienia, lecz potem szybko dogoniła go, mocno zaciskając ręce na paskach plecaka.
-Jak to? Skąd on wie? Jak my teraz uciekniemy, Antonio?
-Nie mam pojęcia.- odpowiedział równocześnie na wszystkie pytania.-Może zobaczył nas jakiś szpieg? Może jakiś mieszkaniec doniósł na dziwną grupkę w mieście? A może mamy zdrajcę w szeregach? Nie wiem... - westchnął, lecz nie zwolnił. Spojrzał na tył, zobaczył, że młoda Ruda z łatwością nadąża za Ruchem Oporu i rozmawia dziarsko z Violettą. Pokręcił głową i znowu spojrzał przed siebie.
-Musimy iść szybko, ograniczyć postoje.- powiedział jeszcze.- Może uda nam się dojść tam, zanim nas złapią.
Airin, jeszcze chwilę milczała, potem znowu zapytała.
-Więc gdzie idziemy teraz?
-Musimy przejść na drugą stronę Asuli, potem prosto na Arsus.- odparł.
-Chcesz przejść przez stolicę?- zdziwiła się Ruda.- Przecież tam mogą na nas czekać wojska.
-Nie, ominiemy miasto, pójdziemy nizinami.- westchnął i przyspieszył jeszcze bardziej. Przedwieczna została w tyle, buntownicy zaczęli ją wymijać.
Nie wiedziała co było gorsze: przemaszerowanie miastem, które może być nafaszerowane żołnierzami wroga, czy iść kilka dni przez pustynne niziny zalane słońcem, na których nie znajdziesz cienia i miejsce na schowanie? Iść całkiem odsłonięci środkiem bezkresnych polan?

 Zaczynało już świtać, gdy zatrzymali się na krótkie śniadanie. Rozpoczął się dzień trzeci wędrówki.
Niebo było zaszyte chmurami, tylko pojedyncze promienie słońca przedzierały się przez ponurą gęstwinę, nie padało, choć wysokimi trawami co po chwila targał wiatr, wiejący na wschód.
Violetta roztargniona, trzymała mocno książkę i próbowała czytać, równocześnie jedząc małą porcję suszonego mięsa. Obok niej siedziała Przylepa, jak to zwykłą ją nazywać w myślach.
-Czytasz w takim momencie?- spytała dziewczyna z dziwną pretensją w głosie.
-Tak.- odparła cicho.- Ta książka może nam pomóc przetrwać w Edenie.- zerknęła na nią. Ruda nie odstępowała jej na krok, odkąd wyszły z Facemood, a przecież nawet nie znały swoich imion...
Właściwie nic o sobie nie wiedziały, to było dziwne.
Viola patrzyła na nią rozmyślając. Skąd trzynastolatka wiedziała, jak znaleźć Ruch Oporu?
  Nagle w jej sercu narósł niepokój. Jeśli była szpiegiem Pierwszego i to przez nią wiedział, że wyruszyli? Dlaczego teraz trzyma się jej tak blisko? Bo ją obroniła i myśli, że jest najnaiwniejsza?
-Jak cię zwą?- spytała nagle Viola.
-Roxana.- odparła tamta, ze wzrokiem utkwionym w tekście. -A ciebie?
-Violetta.- powiedziała i nagle zamknęła książkę z trzaskiem. Dziewczyna aż podskoczyła, przeniosła wzrok na Violę.
-Skąd ty się tu wzięłaś...?- spytała jeszcze.- Skąd pochodzisz?
Roxana spojrzała na nią poirytowana.
-Jeśli twierdzisz, że jestem szpiegiem Pierwszego, skończ snuć te chore podejrzenia. Nie trzymam z wrogiem.
-Skąd mam mieć pewność?-oburzyła się Violetta.
-Po prostu zaufaj.- wzruszyła ramionami.
-Komuś, kogo nie znam?
Ruda westchnęła przeciągle, po czym uniosła brwi.
-Nienawidzę Pierwszego, jak zapewne wszyscy tutaj obecny. Skończ mnie podejrzewać. Nie jestem jego szpiegiem. - powiedziała raz jeszcze, potem wstała, jakby przewidziała, że Atonio za sekundę zacznie nawoływać do ruszenia dalej. Wyciągnęła ku towarzyszce dłoń, by pomóc jej wstać.
  Gdy szli dalej, zaczęło mrzeć, dlatego pochowali się pod kapturami, lecz brnęli dalej. Nad rzeką zaczęła zbierać się mgła, która sięgała im kolan.
-Typowa Caelumia.- westchnęła Airin.- Kraj wśród mgieł.

Miasto Skazańców: Piaski NadzieiWhere stories live. Discover now