Rozdział 10 Próby

43 6 2
                                    

Szli wolno. Opuścili góry, nad nimi przelatywały ptaki.
Schodzili teraz łagodnym zboczem w dół, rozglądali się. Słońce świeciło przyjemnie na nich, wiatr delikatnie zmagał ich twarze, niczym dłonie zwycięstwa sprawiały uśmiech na twarzach.
Wielu szło wolno, kuśtykało przez poparzenia, mimo tego nie narzekali. Wszyscy wiedzieli, że lada moment znajda to, czego szukali.
Złotą Bramę.
Gdy tylko zeszli ze zbocza na równy teren, ich oczom ukazał się las. Była to formacja z samych drzew liściastych. Z daleka wyglądał jak wielobarwne zestawienie plam, od złota po jasną zieleń. Nie było w tym miejscu ni krzty bólu czy strachu, ani trochę niepewności. Nogi same niosły ich do tamtego miejsca.
Kiedy podeszli bliżej, okazało się, że wcale nie będę musieli lawirować miedzy drzewami, one same odsuwały się im z drogi. ich serca zrównały się w jedno, czuli, jakby niewidzialna ręka odjęła im smutki i ciężar z serca.
Szli lekko, jakby po chmurach. Żadna myśl nie zakłócała ich pięknego stanu odetchnienia. Czuli się jak u bram raju.
Minęli ostatnie drzewa, wtedy to ujrzeli niewielkie wzgórze porośnięte gęstym, pachnącym wrzosem. Spojrzeli po sobie, po czym wolno ruszyli na górę, napawając się niesamowitą wonią kwiatów.
potem ją ujrzeli.
Piękną bramę, która stała w blasku słońca.
Bała to samotna brama, stojąca wśród kwiecia. Jej wąskie pręty ze złota, pięły się ku górze, potem łączyły w łuk i tworzyły niesamowite wzory, przez które przelatywało światło. Dwa, grubsze filary po bokach, owijał piękny bluszcz, który pięknie komponował się z tym dziełem.
Stali niczym wryci, wpatrzeni w cel swojej wyprawy. jeszcze kilka kroków i znajdą się po jej drugiej stronie, w tajemniczych Zaświatach.
Kiedy tak pogrążeni w zamyśleniu patrzyli, z obu stron bramy wyszli nagle dwaj strażnicy.
Byli to rośli, ciemnoskórzy mężczyźni, którzy przybrani byli w złote hełmy i zbroje, które podkreślały ich muskulaturę. oboje dzierżyli w dłoniach włócznie ze złotymi grotami, które coś przypominały młodej Roxanie. Czy taką samą nie miał Pierwszy..?
- Jeśli przez Złotą Bramę przejść chcecie...- zaczął jeden.- Musicie udowodnić, żeście godni wkroczyć do świętego królestwa Edenu. Zostaniecie poddani próbą. Jeśli ich nie przejdziecie...
-Zginiemy.- odparł za nich Philip, który patrzył niczym oczarowany na bramę.
Strażnicy równocześnie skrzyżowali włócznie przed wejściem do Zaświatów.
-Decydujcie, kto z was przejdzie jako pierwszy.
Przez chwilę na wzgórzu zapanowała cisza. Kamienne twarze strażników stawały się nieprzeniknione.
Każdemu zabiło serce. Kto pójdzie jako pierwszy? Kto..?
- Ja pójdę.- powiedziała nagle Violetta. Wyszła z tłumu, podeszła do bramy i zerknęła na przyjaciół. Czuła, jak serce podchodzi jej do gardła, jednak pomimo tego miała wrażenie, że wypełnia ją coraz więcej odwagi i siły. Posłała wszystkim jeszcze jedno spojrzenie pełne nadziei, potem patrzyła już tylko na przejście.
Strażnicy rozsunęli włócznie, a ona wyciągnęła dłoń i pchnęła bramę.
Oślepił ją blask, który wydobył się spomiędzy skrzydeł wrót.

Znalazła się w wąskim, jasnym i długim korytarzu. Miała wrażenie, że to tylko pustka, jednak gdzieś dalej dostrzegła przejście: kolejną bramę, jednak tamta była nieco mniejsza i srebrna. bez zastanowienia ruszyła czym prędzej przed siebie, w duchu mając nadzieję, że może ucieknie, za nim cokolwiek się stanie.
Jednak zanim dotarł do bramy, usłyszała za sobą czyjeś ciche wołanie.
-Violetta...
Nie miała prawa jej pamiętać, przecież była tak mała wtedy, gdy ją straciła... Mimo to, od razu rozpoznała głos matki. Marianna Jumper szła ku niej, pojawiła się nagle, jakby na pstrykniecie palcami.
Violetta stanęła niczym wryta, nogi miała jak z waty. Ta kobieta śniła jej się każdej nocy, to jej głos uspakajały ją, gdy była mała, jej ręce głaskały i przytulały do siebie.
-Mama..?-wyszeptała, jakby niepewna tego, czy oczy nie płatają jej figli.
Kobieta była szczupła i niewysoka, posiadała miłą twarz, łagodne rysy i policzki usiane piegami. jej córka byłą prawie jej kopią, gdyby nie włosy Marianna posiadała długie, proste i rude, a nie jak Violetta kręcone i brązowe.
Obie wpadły sobie w ramiona, nawzajem ściskając się i witając. Po krótki j chwili, gdy po policzkach nastolatki pociekły łzy, jej matka odsunęła ją od siebie, i przyjrzała się twarz swojego dziecka.
-Wyrosłaś.- szepnęła i wytarła palcem łzę.- Jesteś naprawdę piękna.
Viola nie wiedziała co odpowiedzieć. Czuła, że jest stargana wyprawą, wiedziała, że musi iść dalej, jednak chciała zostać tutaj, przy matce. To pragnienie zdawało się przerastać wszelkie inne.
-Tęsknię za tobą.- powiedziała cichym, załamującym się głosem. Marianna odpowiedziała pełnym otuchy uśmiechem.
- Ja za tobą też.- odpowiedziała tamta.- I chciałabym móc znowu z tobą być.
-Ja też.- dodała nastolatka.
-Na pewno?
-Tak!- pokiwała szybko głową, jakby w obawie, że jej matka nie uwierzyła.
- W takim razie jest pewien sposób...
-Jaki?- dziewczyna nagle ożywiła się. W jej umyśle zapłonęła nadzieja, oczy rozszerzyły się. Widząc to, jej mama uśmiechnęła się.
- Musisz mnie wziąć ze sobą tam.- wskazała na srebrną bramę.- Czy zrobisz to? Ożywisz mnie?
Przez chwilę uśmiech na twarz dziewczyny coraz bardziej się poszerzał, przecież to było takie proste! Będą mogły zamieszkać razem, odrobić cały czas rozłąki, znowu miała by matkę, o której tak marzyła..!
Nagle jednak otrząsnęła się. Uśmiech zszedł z jej twarzy, wyplątała się z objęć Marianny.
-Jeśli to zrobię, przegram. Nie uwolnię Mary, a pierwszy zawładnie Caelumią.
-Czy wolisz Meredith ode mnie?!- zagrzmiała w odpowiedzi.
Przez chwilę zastanawiała się co odpowiedzieć, zacisnęła wargi i spojrzała na matkę, która zdawała się być na raz wściekła i zrozpaczona.
-Nie. Po prostu wybrałam ją.
Marianna nagle rozpłakała się i upadła na kolana. Włosy przykryły jej twarz, jęki wypełniły powietrze. Violetta zaczęła zmierzać w kierunku bramy, zanim się rozmyśli.
-Dlaczego..?-spytała jeszcze. Dziewczyna nie odwróciła sie, nie chciała patrzeć na matkę, by jej widok nie złamał postanowienia,
-Nie żyjesz, jesteś iluzją. Ciebie nie mogę już uratować, a Mary tak. I to ona mnie potrzebuje, nie ty.
Przyspieszyła, chciała być już przy bramie.
Gdy dotarła do celu, już położyła dłoń na wrotach, gdy nagle usłyszała jeszcze jedno, smutne wołanie.
-Violetta...
-Tym razem nie wytrzymała, zacisnęła wargi, z oczu poleciały łzy. Odwróciła się i spojrzała na matkę.
Marianna klęczała na ziemi, po jej twarzy płynęły dowody płaczu. Kobieta uśmiechała się delikatnie i patrzyła na nią smutno.
-Jestem z ciebie dumna.- powiedziała.
Violetta zamrugała szybko, po czym odpowiedziała.
-Dziękuję.
Potem pchnęła wrota, przeszła przez nie i znalazła się w Zaświatach.

Miasto Skazańców: Piaski NadzieiDonde viven las historias. Descúbrelo ahora