zagadka świętego drzewa

830 64 14
                                    

• • •



— Mój panie — szepnął Fennis.

Cadis idąc pełen gracji z nienaganną postawą tylko mruknął dalej wpatrując się w to, co znajdowało się przed nim.

— Nie chcę podważać pańskich decyzji, jednak dlaczego ten chłopiec idzie za nami? — zapytał z ciekawości, jak i był pełen obaw.

— Rilan idzie przed nami — czarodziej uniknął odpowiedzi w mało elegancki sposób doskonale wiedząc, że sługa nie miał prawa drążyć tematu, który go nie dotyczył.

Cadis przyglądał się młodzieńcowi, który szybkim, żywym krokiem przyglądał się każdemu kamykowi, pąkom kwiatów i roślinności, która im tylko rosła bliżej Świętego Drzewa tym stawała się wręcz nierealna. Czarodziej nie spuszczał oka ze swego nowego towarzysza podróży i udało mu się unieść nieznacznie kącik ust zauważając jak Rilan zaczął zbaczać ze ścieżki będąc oczarowany lecącym, ogromnym motylem.

Fennis zamilkł, lecz do gry weszła również Yamiss.

— Mój panie... wiem, że masz swój cel, ale żeby angażować jakiegoś podrzędnego, nic niewartego chłopca? To do ciebie niepodobne.

— Wątpisz w moje działania?

— Ależ skąd, mój panie. Pan zawsze ma w każdej decyzji swój cel i powód, ale mimo tego... nigdy nie przyjął pan nikogo pod swe skrzydła. Nie chce pan żadnej pomocy, więc czemu... on?

Yamiss zmierzyła wzrokiem Rilana, który błąkał się po lesie i z szerokim uśmiechem gonił za bezbronnym zwierzątkiem.

— Muszę coś sprawdzić.

— Akurat teraz? — Feniss nie wytrzymał napięcia i zwrócił się bezpośrednio do pana w dość kontrowersyjny sposób.

Czerwony płomień podleciał tuż przed twarz czarodzieja i chciał go sprowadzić na ziemię.

— Mój panie... Właśnie teraz rozpoczęła się wojna. Wampiry zaatakowały naszego króla, Alessandra. Dodatkowo król pragnie poślubić kobietę i uczynić ją królową, spłodzić potomka. Władca cię potrzebuje u swego boku, panie. Mimo tego ma pan jeszcze swą misję, a teraz jeszcze to. 

Po Cadisie jakikolwiek promyk szczęścia zniknął, a w jego oczach błysnął wyraz głębokiego niezadowolenia. Feniss szybko zamknął usta i wycofał się na bok, aby jego pan mógł swobodnie stawiać kolejne kroki. Minął swe sługi i z posępnym wyrazem twarzy zmierzał do Świętego Drzewa, które znajdowało się już nieopodal.

— Panie... — Yamiss jednak nie mogła dać za wygraną. — Jesteśmy tylko stworzonymi przez pana sługami, ale nie bez powodu dał nam pan również świadomość. Naszym zadaniem jest nie tylko wykonywanie rozkazów, ale także służenie radami. Uważam, że ten chłopiec nie zasługuje na pańską łaskę, na obecność przy panu.

— Przypomnij mi kto kazał mi go przyjąć do swego świata?

Yamiss zawstydziła się w momencie.

— Myślałam, że jest uchodźcom.

— Masz zbyt dobre serce, Yamiss. Tak naprawdę chcesz chronić Rilana przede mną, czyż nie? — Cadis spojrzał na niebieski płomień.

Wampir&Czarodziej (bxb)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz