czas się skończył

583 48 6
                                    

• • •



W ciemnym lesie błysnęły dwa światła. Niebieski i czerwony płomyk zaczął gasnąć w świetle słońca, którego promienie przedzierały się stopniowo przez liście i korony drzew.

Feniss i Yamiss przybyli do bursztynowej krainy wypełniając swe zadanie. W małych rączkach dzierżyli woreczki, a w nich fiolki wypełnione szkarłatną cieczą. Powrócili od przebiegłego, owianego tajemnicą Ezry, który jak zwykle najpierw pastwił się nad nimi, a dopiero później przekazał to co dla Cadisa stało się cenne.

Płomyki przyleciały w okolice paleniska, przy którym były pewne, że zastaną Rilana. Ku ich zdziwieniu ognisko nie zostało rozpalone zeszłej nocy, a ślad po wampirze zaginął.

— Nasz pan! Gdzie on jest?! — Feniss zaczął nerwowo rozglądać się po okolicy obawiając się najgorszego.

— Nie było nas tylko jedną noc — Yamiss udzieliły się obawy drugiego ze sług, lecz szybko one zniknęły, gdy oboje ujrzeli białe drzwi lewitujące z okolicy bursztynowych konarów.

Ich próg zetknął się z ziemią, po czym zza drzwi wyszedł Cadis.

— Panie — ukłonili się oddając należyty szacunek i trwając w tym geście oddali mu fiolki krwi.

Czarodziej przyjął je bez żadnych słów wdzięczności i przyjrzał się sługom.

— Czy Ezra sprawiał wam kłopoty? — spytał.

— Nie, nasz panie — Yamiss nie widziała potrzeby, aby mówić o kolejnych wybrykach pół demona, pół elfa.

Przemilczała jego chytre zapytania, a także chęć dowiedzenia się więcej. Pół demon starał się wydobyć z nich informacje, lecz jego starania na nic się nie zdały.

— Panie... Gdzie podziewa się Rilan? — Feniss był zdziwiony, ponieważ wampir zwykle zasiadał o świcie przy palenisku i czekał na powrót Cadisa zza drzwi jego prywatnego świata.

Był pilnym uczniem, co niechętnie Feniss przyznawał.

Czarodziej spojrzał przed siebie i na szczycie wzniesienia, na środku kamiennej ścieżki sklepionej żywicą dostrzegł filigranową sylwetkę wampira.

— Tam — powiedział.

Płomyki bezzwłocznie odwróciły się za siebie i spojrzały na Rilana, który nieśmiało podszedł do ugaszonego paleniska. Czarnowłosy przez całą noc analizował wczorajszy występek, nie potrafił dalej odróżnić przebłysków, które pojawiały się w jego umyśle. Nie był w stanie zrozumieć co było prawdą, a co skutkiem ubocznym utraty częściowo świadomości. Jego zmysły stały się bardzo wyraźne. Miał wrażenie, że emocje, jak i uczucia przenikały do wnętrza kości powodując uporczywy ból. Nie zdołał spojrzeć w oczy Cadisa. Obawiał się konsekwencji swych czynów, których nie był pewien czy się dopuścił. Nie chciał niszczyć ich znajomości przez brak kontroli nad sobą. Dłonie parzyły go. Podświadomość przypominała mu o dotyku, smak krwi Cadisa odtwarzał bez końca, jakby skosztował jej tuż przed chwilą i nadal czuł ją na podniebieniu. Brzydził się swym zachowaniem oraz myślami. Wszystko ciągnęło go w kierunku czarodzieja. Jego wygląd, zapach, bicie serca, rytmiczne tempo płynącej w nim krwi.

— Spóźniłeś się — Feniss spojrzał z pogardą na wampira, lecz Rilan nie został za to skarcony, wręcz przeciwnie, do uszu płomyków dotarły słowa pochwały.

— Rilan wczoraj dobrze się spisał — Cadis bezustannie patrzył na towarzysza.

Na twarzy wampira pojawiły się rumieńce, a jego ciało przepełniło uporczywe gorąco. Rankiem przyszedł — jak każdego dnia — do paleniska, nadal nie rozumiejąc co dokładnie wydarzyło się zeszłej nocy. Nie znał przyczyny, miał w głowie jedynie domysły i przemieszane z fikcją urywki wspomnień. Pragnął z odwagą i dumą pełną goryczy spojrzeć w oczy temu, który doprowadził go do tego stanu, lecz czując na swych ustach smak innych ust nie był w stanie tego zrobić.

Wampir&Czarodziej (bxb)Where stories live. Discover now