utrata kontroli

618 51 25
                                    

• • •





Rilan nie miał wyboru. Wyszedł z ukrycia z lekko przygarbioną postawą, ponieważ czuł się źle z tym, że zrobił coś takiego nietaktownego. Wampir podszedł do źródła będąc szczerze zawiodziony samym sobą.

Czarnowłosy uniósł swój wzrok i spojrzał na Cadisa, który zwrócił się w jego kierunku. Rilan nie musiał się już wpatrywać w liczne, głębokie, choć sklepione przez lata rany, które szpeciły ciało czarodzieja. Zamiast tego wampir mógł wyraźnie ujrzeć sylwetkę swego towarzysza, który ukrywał ją pod warstwami zdobionych ubrań. Z delikatnym rumieńcem na twarzy trwał w tym spojrzeniu i przyglądał się idealnym proporcjom czarodzieja. Szerokie ramiona, bardzo szczupła talia i zarysowane mięśnie brzucha oraz rąk. Dwie linie ostrzejszych mięśni na torsie docierały do samych pachwin. Wampir nie dostrzegł na jego ciele owłosienia; zarówno pod pachami, jak i na klatce piersiowej. Jego cera oraz skóra była w idealnej kondycji, czego mogły pozazdrościć królewskie dworzanki. Cadis wyglądał niczym elf. Gdyby nie krótkie włosy i ludzkie uszy z pewnością mógłby być pomylony z przedstawicielem tej rasy. Rilan nie potrafił oderwać wzroku od piękna czarodzieja i mógłby przysiąc, że gdyby Cadis obdarzyłby go w tym momencie uśmiechem, wyglądałby jak najbardziej życzliwa osoba na świecie.

W świetle świec, które dodatkowo otaczał blask bursztynu Cadis ujrzał wyraźnie obecność swych sług.

— Yamiss, Feniss — czarodziej zwrócił się do płomyków, które jedno po drugim przestało się chować za plecami Rilana. — Macie natychmiast udać się do Ezry i przynieść więcej fiolek krwi — powiedział dosadnie, na co słudzy wzdrygnęli się. — Kara was nie ominie — dodał, nie skrywając swej złości, po tym jak jego poddani nie byli w stanie wykonać jego rozkazu.

— To nie ich wina! — Rilan wtrącił się nieproszony, za co niezwłocznie został skarcony.

— Milcz — zażądał.

— Nie masz nade mną żadnej kontroli — wampir wyszedł przed szereg, przez co Cadis zwrócił na niego całą swą uwagę. — Będę mówił co mi się żywnie podoba. Będę zmierzał tam dokąd zechcę i nikt mnie nie powstrzyma — czarodziej spojrzał w oczy Rilana i przypomniał sobie o tym, że istniała jedna istota, której nie miał zamiaru kontrolować. Z natury i czystego przyzwyczajenia wydał jednak rozkaz. — Yamiss i Feniss nie zrobili niczego złego — dodał.

Czarodziej skupił wzrok na swych sługach i po dłuższej chwili milczenia, z dużo większym spokojem, dodał:

— Święte Drzewo jest niedaleko. Powinniście wrócić o świcie.

— Tak jest, panie — ukłonili się Cadisowi i szybko ruszyli do kryjówki Ezry.

Zostali sami, nie musząc obawiać się o to, że ktoś zakłóci ich spokój. Rilan wobec tego podszedł bliżej źródła i kucnął przy wodzie dotykając dłonią wody. Cadis zwrócił na to szczególną uwagę, ponieważ wampir nie po raz pierwszy nie mógł się oprzeć wilgotnemu dotyku wody. Czy płynęła ona w strumieniu, czy porywały ją fale, czy spokojnie trwała w zbiorniku. Czarnowłosy po chwili uniósł swój wzrok i przyjrzał się czarodziejowi z bliska czując poddenerwowanie.

— Kto mógł zrobić ci coś takiego? — szepnął ze smutkiem odwołując się do blizn na plecach czarodzieja.

Rilan prawdziwie cierpiał z ich powodu i chciał poznać prawdę o okrucieństwie jakiego się dopuszczono, lecz Cadis nie potrafił zrozumieć jego troski. Nikt nigdy o niego nie dbał. Ludzie, którzy go otaczali polegali na jego mocy i umiejętnościach nie przejmując się jego prywatnym życiem. Czarodziej czując się w tej sytuacji zagrożony postawił krok naprzód i zaczął wychodzić z wody. Wtedy jego peleryna podleciała do niego jakby na zawołanie i okryła okaleczone ciało.

Wampir&Czarodziej (bxb)Where stories live. Discover now