nasze drogi kiedyś się jeszcze skrzyżują

751 61 20
                                    

• • •







Ezra przyjrzał się młodemu chłopakowi, który przypominał nikogo więcej jak pasterza. Rozczochrane, czarne kosmyki wkradały się na wysokie czoło, wielkie oczy wpatrzone w przestrzeń, której nigdy wcześniej nie widziały i szybujące w górę brwi zadziwienie nowym miejscem. Młodzieniec pałał infantylnością, od której pół demonowi robiło się niedobrze. Zwłaszcza, gdy pomyślał o tym, że Cadisowi towarzyszyło młode, nierozsądne stworzenie. Wydawał się nie mieć bladego pojęcia, gdzie się znajdował i ślepo podążył za czarodziejem. Ezra zorientował się, że chłopiec musiał śledzić Cadisa, ponieważ ten wydawał się być zaniepokojony jego przybyciem.

— Co tutaj robisz? Miałeś rozejrzeć się po okolicy — Cadis wypowiedział te słowa z największym spokojem, lecz demonowi nie umknęły jego próby opanowania.

— Właśnie to robię.

Ezra opuścił niekontrolowanie swe uszy, a na dźwięk tych słów przeszedł go dreszcz, a na twarzy rozciągnął się chytry uśmiech. Nigdy by nie przypuszczał, że wielki Michael Cadis Darco mógł przyjmować taką bezpośredniość z ust pospolitego stworzenia i nie karać go za taki czyn.

Pół demon, pół elf nie mógł wyjść z podziwu, że tak idealna okazja wpadła wprost w jego ręce. Nawet nie musiał obmyślać żadnego planu, poszukiwać bezskutecznie informacji na temat czarodzieja. Wystarczyło mu tylko przyjrzeć się jego relacji z młodzieńcem.

Ezra z natury nie był cierpliwy, lecz w tym wypadku postanowił pokusić się o kilka miesięcy obserwacji. W głowie układał plany, snuł różne podstępy, ponieważ w jednej sekundzie zrozumiał, że mógł sobie odpuścić poszukiwania jednej z dwóch części zakazanego zaklęcia. Mężczyzna przyjrzał się czarodziejowi, który nadal starał się łagodnie odesłać stąd młodzieńca i zrozumiał, że Cadis wcale się nie interesował się resztą magii zaklętej na papirusie. Zaklęcie nie miało dla niego znaczenie, ponieważ musiał je już odnaleźć.

Demon przejechał językiem po swoich zębach i uznał, że jego trwające od ponad stu sześćdziesięciu latach życie miało stać się ciekawsze niż dotychczas. Chciał stać się lalkarzem, który będzie kontrolował nie tylko własnych informatorów, lecz również Cadisa i tego chłopca.

— Jak cię zwą, chłopcze? — Ezra objął nieco niższego od siebie młodzieńca.

— Rilan — odpowiedział, niczym dzieciak.

— Rilan! — mężczyzna podskoczył z jednej nogi na drugą. — Rasa?

— Człowiek niemagiczny — wyznał, odpowiadając na każde pytanie bez zająknięcia, przez co Ezra musiał powstrzymywać się od wybuchu śmiechu.

— Nie powinieneś z nim rozmawiać, Rilan — Cadis chciał pouczyć młodzieńca, który tylko spojrzał na niego przez ramię i odparł:

— Ty możesz z nim rozmawiać, więc ja również.

— Hahhaha — Ezra uwolnił Rilana z objęcia i zakręcił się wokół stołu, na którym znajdowało się mnóstwo fiolek i bulgoczących pod wpływem temperatury wywarów. — Może traszkę? — zapytał demon, wyjmując ususzonego płaza z szuflady.

— Nie, dziękuję — Rilan grzecznie odmówił, a jego serdeczność i dobre wychowanie brało demona na wymioty.

Zapomniał, że ktoś w ogóle potrafił wyrazić swą wdzięczność. Pracował w miejscu, do którego przychodziły same szumowiny, ranni obrońcy swych krain lub wysoko postawieni panowie pokroju Cadisa. Nikt nigdy nie okazywał mu wdzięczności tylko rzucając marne monety na stół, zatem słowa Rilana sprawiły, że poczuł się dość niespokojnie.

Wampir&Czarodziej (bxb)Kde žijí příběhy. Začni objevovat