poświęcenie w imię królestwa: część druga

228 14 7
                                    

• • •






Heste z początku była zbyt zszokowana, aby jakkolwiek zareagować na zaistniałą sytuację.

Jest moja? Żona?

Choć słyszała te słowa, nie potrafiła ich przyswoić w żaden możliwy sposób. Wyszła razem z Yinanem z sali tronowej, która wyglądała zupełnie inaczej niż ta w Vesos. Tylko tron był nieodzowną częścią każdego króla.

Kobieta starała się dotrzymać kroku elfowi, który szedł przed siebie, nie zwracając uwagi na nic więcej. Unosił wiszące pędy z gałęzi, pochylał się nad nimi i przemierzał dalej przez dzicz, która była obca Heste. Czarodziejka od urodzenia mieszkała w pałacu, jej rodzina z pokolenia na pokolenie służyła w Vesos i była wielce szanowana. Heste zaburzyła ten porządek i nie zastanawiając się nad konsekwencjami wybrała sprawiedliwość, a nie tyranię Lesse Darte III.

— Zaczekaj na mnie — Heste zaczęła w końcu mówić do elfa, który dalej, stawiając długie kroki nie zwracał na nią większej uwagi. Ignorował jej słowa. — Proszę, stój. Chcę z tobą porozmawiać, książę. Mam do ciebie tak wiele pytań! — krzyknęła, widząc, że jego sylwetka oddalała się coraz bardziej.

To nie mógł być żart. Który syn zwróciłby się do króla... ojca w taki sposób jak on? Przy świadkach? Deklarując tak poważną decyzję. Przecież elfy z rodzin królewskich wchodziły w związki małżeńskie i ślubowały sobie wierność. Nie było mowy o kochankach, ani nałożnikach. Elfy były wierne, a związki trwałe. Czemu książę miałby wybrać obcą dziewczynę odmiennej rasy wystawiając się na hańbę i tracąc wszystko?

Heste zaczęła biec, pośród puchu i zdobionych szronem gałązkach, gdy zgubiła Yinana. Mężczyzna rozpłynął się w powietrzu, a jego ślady w niewytłumaczalny sposób zanikały na śniegu po paru chwilach, choć śnieżynki nie spadały z nieba. Kobieta jednak nie miała czasu się nad tym zastanawiać i parła przed siebie co sił w nogach aż w końcu dobiegła do części lasu, której... mroźna zima nawet nie tknęła.

Czarodziejka zaciskając materiał peleryny przystanęła na granicy dwóch pór roku i nie potrafiła opisać słowem piękna rozpościerającego się przed jej oczami. Otworzyła je szeroko i patrzyła na połacie zielonej polany, falującej między wzniesieniami, a łąkami. Na samym końcu tej scenerii znajdował się wodospad, przy którym ujrzała elfa.

Mężczyzna wskoczył na jeden z głazów i mając opuszczone powieki uchylił usta chłonąc dary, które ofiarowała mu ziemia. Heste nie uwierzyłaby w to, gdyby nie ujrzała tego na własne oczy. Do Yinana zaczęły podlatywać ptaki, motyle, owady, a gryzonie podbiegły pędem, zachowując się tak, jakby... oddawały mu pokłon. Zwierzęta nie czuły strachu przed elfem, wobec tego zaczęły obsypywać go błyszczącym pyłem, a gdy wypełniały swoją powinność wracały na łono nieprzeniknionej natury.

Yinan otworzył po chwili oczy i swój wzrok od razu skierował na Heste, która nie potrafiła uspokoić swego serca. Biło ono mocno, jeszcze mocniej, gdy elf zdjął z siebie koszulkę, pozostając w zwyczajnej, krótkiej przepasce. Heste oblała się rumieńcem, ale nie potrafiła przestać patrzeć na księcia. Jego piękno i nieco androgeniczna sylwetka, wąska, znikoma talia przyciągały jej uwagę bez zahamowania. Elf nagle stanął na równe nogi, a będąc wciąż na głazie wydawał się być nieuchwytny dla zwykłego śmiertelnika, stojąc na tle wodospadu i krążących wokół motyli.

— Ludzie zawsze podziwiają elfickie piękno. Nie rozumiem dlaczego? — powiedział, a wtedy Heste poczerwieniała jeszcze mocniej. — Nie macie pięknych mężczyzn, ani kobiet?

Wampir&Czarodziej (bxb)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz