Baby!Avengers cz. V (Avengers x Reader)

6.2K 429 227
                                    

Dzień był słoneczny i ciepły, przez co po parku kręciło się dużo osób. Staruszki karmiły gołębie, dzieci puszczały latawce, ktoś biegał z psem, jakaś para urządzała sobie piknik. Kiedy dotarłaś tam z Samem i dziećmi, miałaś nadzieję, że żadne z nich nie postanowi urządzić sobie samotnego spaceru albo nikt ze złymi zamiarami nic im nie zrobi. Zajmowanie się taką gromadą maluchów nie należało do najłatwiejszych zadań, a tym bardziej nie było wcale relaksujące.

Siedziałaś właśnie z Pietrem na kolanach na ławce, zajadając się lodami, które kupiliście chwilę temu. Wanda, Vision, Bruce i Steve leżeli na trawie w kółku i mówili sobie, co przypominają im płynące na niebie obłoczki. Sam stał obok ciebie, a Bucky siedział pod drzewem i metalową rączką odbijał promienie słoneczne tak, aby świeciły prosto w oczy Wilsonowi. Ten posyłał małemu groźne spojrzenia i co chwilę zmieniał pozycję. Tony znudzony siedział obok Barnesa i przyglądał się jego poczynaniom. Thor, Natasha i Clint bawili się w ganianego, a Loki... Gdzie był Loki?

- Pomocy! - usłyszeliście z niedaleka znajomy głosik.

- Co się dzieje? - wszyscy rozejrzeli się dookoła.

Zobaczyliście, jak mały Loki, który był na drzewie, kurczowo trzyma się gałęzi, macha nogami i wzywa ratunku. Cała gromadka razem z tobą i Samem zjawiła się przy chłopcu.

- Gdzieś ty wlazł?! - krzyknęłaś. - Co ci odbiło?!

- Ściągnę go - powiedział Sam i wskoczył na drzewo.

Loki wisiał na dość cienkim konarze znajdującym się wysoko nad ziemią, który pod wpływem jego ciężaru ugiął się i zaczął niepokojąco skrzypieć. Maluch ledwo co dawał radę się trzymać. Jego małe ręce nie były przygotowane na taki wysiłek, dodatkowo wliczając to, że kora drzewa drażniła jego delikatną skórę. Sam był coraz bliżej dziecka, a gałąź coraz bardziej uginała się przez niespokojne ruchy Lokiego.

- Uważaj Sam - powiedziałaś. Stałaś pod drzewem przygotowana na to, aby złapać malca, gdyby nagle spadł, zanim mężczyzna zdążyłby go złapać.

- Mam wszystko pod kontrolą - odpowiedział zdyszany Wilson.

Sam był już niedaleko Lokiego. Próbował go dosięgnąć, lecz nadal brakowało kilkunastu centymetrów do złapania jego ręki. Gałąź skrzypiała, Falcon podchodził bliżej, a Asgardczyk dyndał sobie z zamkniętymi oczami i kropelkami potu na czole. Powiedział, że nie może dłużej się utrzymać i nagle puścił konar. Poleciał w dół z piskiem, a ty wyciągnęłaś ręce przed siebie, aby go złapać. Kiedy miał już wpaść w twoje objęcia, zawisnął w powietrzu. Przestał piszczeć, zamilknął w szoku i oddychał głęboko, wydając z siebie westchnienie ulgi. Nadal twoje ręce były wyciągnięte, gdyby przypadkiem znów poleciał w dół.

- Wandzia, to ty? - spojrzałaś na dziewczynkę.

- Nie, ciociu. Nie używam mocy - powiedziała grzecznie.

- Vision? - zwróciłaś się do niego.

- Ja też nie - pokręcił głową.

- A więc kto? - zmarszczyłaś brwi.

- Chyba ten gościu - mruknął Sam, wskazując kogoś za tobą.

- Słabo wam idzie zajmowanie się dziećmi - usłyszałaś głęboki, męski głos.

Odwróciłaś się szybko, aby zobaczyć który z superbohaterów postanowił zaszczyć was swoją obecnością. Ku twojemu zaskoczeniu ze złotej obręczy wyłonił się sam Doctor Stephen Strange, który wyciągniętą ręką manipulował ciałem Lokiego, dzięki czemu mógł go ochronić przed upadkiem.

Avengers Preferences PLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz