6. Niesforny uczeń Diabła

3.1K 275 185
                                    

W domu panuje uroczy spokój, o który zwykle można się tylko bić. Nie ma gwaru aniołków, kłócących się o swoje stanowiska, zadania czy nawet grzechy. Omijam więc ich zacisze, kierując się do kuchni po kolejną kawę. W pomieszczeniu zastaję dwie kucharki, które od razu wychodzą, pozostawiając mnie samego. Wlewam wodę do niewielkiego, czarnego czajnika i stawiam go na piecyku. Wyciągam również pudełko z ciasteczkami Gabriela, zabierając kilka do przezroczystego woreczka. Planuję uczcić ten dzień tak, jak robiła to Aurora. Pójdę na spacer w samotności; oczyszczającej samotności, aby podjąć najważniejsze kroki ku swojemu przyszłemu życiu. Napiszę także list do Candidy, gdyż nie pałam radością na myśl o rozmowie telefonicznej. Nie chcę się rozkleić jak mięczak, więc spiszę wszelakie słowa na papier. Nigdy nie będę Aurorą, ale postaram się udawać jej charakter. Może dzięki temu zdobędę kilku sprzymierzeńców? W końcu jakimś cudem mej Włoszce się udawało.

Zalewam wodą kawę i zmierzam do wyjścia, kiedy do kuchni wchodzi zdziwiony Gabriel. Momentalnie chowam ciasteczka za siebie, posyłając mu pogodne spojrzenie. Mężczyzna wydaje się podejrzliwy, więc na pewno zakłada, że coś zabrałem. Zagląda do półeczki z ciasteczkami, a ja w międzyczasie uciekam na podwórze przed dom.

- O ty, Diable rogaty! - krzyczy za mną starzec. Nie mogę powstrzymać głupiego śmiechu. Toż to dobrane słowa. Zatrzymuję się dopiero kilka metrów dalej nieopodal wejścia do Piekła. Jest tu spore pole do leżakowania, gdzie ostatnio ja oraz Aurora leżeliśmy i rozmawialiśmy o bzdetach.

- Ale o co ci chodzi? - pytam, udając głupca. Rozsiadam się na idealnie skoszonej trawie i posyłam mu złośliwy uśmieszek. Z tym pacanem mógłbym przeżyć całkiem zabawne chwile. Staruszek gani mnie wzrokiem, zakładając ręce na biodra. - A, chwila, chwila. Pozujesz mi? Mam przynieść aparat?

- Nawet nie żartuj, Lucyferze! Kto mi zakosił ciastka?

- Skoro pytasz... Ezekiel - mówię, wzruszając ramionami.

- No tak, najlepiej zwalić na kogoś, tak? Oddawaj ten worek. Piekłem je przez pół nocy!

- I nie podzieliłeś się?! Osz ty, pierzasty durniu! Teraz to się w tyłek pocałuj - burczę, nawet nie mając w zamiarze oddania tych ciastek. Cóż, są po prostu dobre, a skoro Gabriel narobił ich makabrycznie dużo, nic się nie stanie, jeśli kilka zjem. Pierwszy raz jestem nieco głodny, a na dodatek zrobiłem sobie kawę, czego nigdy nie czynię. To wszystko przez te zmiany wywołane odejściem naszej ulubionej maskotki domu.

- Idiota - podsumowuje Gabriel, czym mnie zaskakuje. Czy on właśnie powiedział, że jestem idiotą?

- Kto cię nauczył tak brzydko mówić?

Starzec wydaje się speszony i spuszcza głowę, siadając obok mnie. Wyciągam kilka ciastek z marmoladą i podaję je Gabrielowi. W tym momencie: zyskał mój szacunek. Jeśli ten facet potrafił nauczyć się ciekawych odzywek, będzie dobrym kompanem.

- Toż to karygodne zachowanie. Powinienem cię przeprosić, ale ty jesteś złodziejem!

- Gabrielu, błagam cię, jestem Diabłem. Zapomniałeś? Od jakiegoś czasu tego nie ukrywam - odpowiadam, przewracając oczyma. - Lepiej odpowiedz na moje pytanie. Kto cię tak nauczył?

- Aurora! Czasami myślę, że dobraliście się aż za dobrze. Ta dziewczyna ma dużo za uszami.

- W końcu jest moją dziewczyną. Dziwisz się? Uczy się od najlepszych. - O tak, moja Aurora byłaby świetnym zastępcą, gdyby się trochę podszkoliła. Z jej charakterem nie dałaby rady na większą skalę, a panowanie nad milionami obłąkanych dusz, stanowiłoby poważny problem. Gabriel chyba także wątpił w tak ambitne zdolności naszej kobietki.

Maska AniołaWhere stories live. Discover now