19. Na lampce wina u Diabła

1.2K 135 53
                                    

 W ciemnej, dusznej sali, na wysokim i twardym tronie pośrodku pomieszczenia siedział skulony mężczyzna. W jednej dłoni obracał prawie pustą lampkę po winie, a drugą ręką stukał o oparcie siedziska. Swój pusty wzrok skierował na obraz przed nim. Ukazywał jego samego, ale w strasznej wersji. Jako trójgłowego Diabła zjadającego trzech ludzi naraz.

 Przerażony wizją, że naprawdę mógł tak kiedykolwiek zrobić, podszedł do obrazu i natychmiast go zrzucił na brudną, zakurzoną podłogę. Nienawidził siebie. Gardził sobą. Gdyby mógł, już dawno by się spalił, jednak on był inny. Nie mógł tego zrobić, dlatego siedział tutaj, sam ze sobą, zamknięty w czterech ścianach swojego domu. Kiedyś kochał to miejsce. Mógł zabijać i dręczyć utrapione dusze, mógł bawić się w cudowne, dantejskie Piekło. Tę lekturę poznał, gdy wyszedł na powierzchnię, aby zająć się nowo narodzoną dziewczynką. Ktoś był tak wstrętny, że gdy poznał jego prawdziwe imię, dostarczył mu pocztą "Boską komedię" Dantego Alighieri. Mężczyzna od razu przeczytał tę książkę, ponieważ uwielbiał to robić. Zwłaszcza, kiedy była o nim mowa. Dowiedział się więc, że był potworem, Szatanem, który siedział na najniższym kręgu Piekła, a powyżej niego działy się istne katusze. Zdziwił się, gdyż Dante tak idealnie opisał jego własny dom, jednak Lucyfer postanowił zaszaleć i dorzucił do swojej wersji Piekła windę i kilka unowocześnień. Posiadał kręgi, owszem, lecz po czasie przestawał się nimi zachwycać. Stworzył ze strasznego miejsca wspaniały, nowy dom dla niego oraz kilku zaufanych demonów, gdzie mogli w spokoju pracować. Lucyfer potraktował to jak biznes, który trzeba było prowadzić.

Teraz był zmęczony. Zmęczony siedzeniem tutaj. Wolałby przemierzać świat ze swoją małą rodzinką, którą posiadał. Od kilku dni dręczyło go poczucie winy; nieraz próbował się ukarać, ale za każdym razem ktoś akurat mu przeszkodził. Głównie był to Raul, martwiący się o swojego Władcę. Lucy jednak miał ich wszystkich gdzieś i zaplanował ponowne wstąpienie do wiecznie płonącej klatki, by na wieki oddać się męce. Był potępiony, doskonale to wiedział, mimo wszystko w głębi siebie odczuwał potrzebę kochania, potrzebę obdarowywania kogoś szczęściem, jednak nie był w stanie do końca się przekonać.

Przez chwilę posiadał rodzinę. Idealną kobietę, która oddałaby życie za niego i za dziecko, co oczywiście w kwestii córki się spełniło. Młoda Włoszka poświęciła się dla Candidy, a potem... potem był ten nieciekawy obrót spraw. Sprowadzenie jej z powrotem, porwanie, dziwne utrapienie samego Diabła.

Mężczyzna nie mógł wytrzymać tej presji, czuł się zrezygnowany, gdyż nie zapewnił swojej rodzinie całkowitego bezpieczeństwa. Udręczony postanowił wrócić do siebie, by oddać się cierpieniu. Sądził, że nie zasługiwał na takie dwie, wspaniałe kobiety i przyjaciół, którymi się otaczał. Sądził także, że nie zasługiwał na wybaczenie Ojca, choć pragnął tego od tysięcy lat. Teraz mężczyzna, a raczej potworny stwór, w którego się przemienił, siedział na podłodze przy ścianie z tym jednym, już leżącym, obrazem. Chciał zapłakać, ale zamiast tego głośno zawył, przez co dręczone dusze także dały o sobie znać poprzez głośniejsze jęki i wycie. Lucyfer spojrzał na swoje dłonie, a następnie wrócił do poprzedniej formy. Znów był tym przystojnym, ponad trzydziestoletnim brunetem z ciemnymi oczami, pełnymi ustami, włosami tak gęstymi jak włosy niejednej dziewczyny. Ubrany w czarny, idealnie przylegający garnitur wpatrywał się czerwonymi ślepiami w lustro, próbując dostrzec tam jakiekolwiek dobro.

Czy jestem dobry?, zapytał sam siebie, lecz nie dostał odpowiedzi.

Zapewne usłyszałby ją od młodej Włoszki, Aurory, która również przeżywała okropne męki tam na górze. Choć już podobno od dwóch tygodni podróżowała z Candidą po świecie, czuł się podle. Wiedział doskonale, że w ten sposób próbowały przyciągnąć jego uwagę.

Maska AniołaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz