32. Lourita

1K 114 29
                                    

Od naszego pięknego Wielkiego Dnia minęło kilka cudownych miesięcy. Żadnych problemów, żadnych potyczek. Innymi słowy: żyć nie umierać. Gabrielowi udało się pozbierać po śmierci przyjaciółki, ja i Lucy spędziliśmy całe sześć tygodni na Barbadosie. Candida była pod opieką całego domu, na czele z Ezekielem, który nie ustępuje jej na krok. Tym bardziej, że dziewczyna naprawdę ciężko przechodzi ciążę, a teraz pozostało jej kilka ostatnich dni noszenia maluszka. Wszyscy nie możemy się doczekać, aż wreszcie zobaczymy nowego członka rodziny. Nawet nie znamy płci dziecka, ale Candida stwierdziła, że dowie się dopiero, gdy urodzi. Nikt nie naciskał, chociaż przez cztery miesiące targałam się z myślami, kogoż to będziemy mieli w naszej rezydencji. Ezekiel obiecał urządzić pokoik neutralnie, by pasowało i do dziewczynki i chłopczyka, ale ciężko znaleźć mebelki w ciekawym kolorze. Ostatecznie to Lucyfer zajął się takimi sprawami, urządzając pomieszczenie w bieli oraz delikatnym beżu. Wszystko wyszło tak wspaniale, że podziwiałam pracę męża dobre kilka dni.

– I tak to tylko na parę lat, póki malec nie podrośnie. Potem znowu musimy zrobić remont – stwierdza Lucy, nadal lustrując pokój. Ponownie tu przyszliśmy dopieścić ostatnie szczegóły. Dodaję od siebie dwa duże misie oraz wieszam obrazek. Mężczyzna obraca się po całym pomieszczeniu, marszcząc brwi. Zawiesza oko na zdjęciu oprawionym w złotą, piękną ramę. Na fotografii widać mnie, jego, a także Candidę pośród cudownych krajobrazów Los Angeles. Pomyśleć, że było to prawie półtora roku temu, a ja... nawet nie marzyłam, żeby zostać żoną Diabła.

– Przejmujesz się tym bardziej niż Can i Ezekiel. Coś... nie tak? – pytam, dotykając jego ramienia. Od jakiegoś czasu Lucy troszkę się zmienił. Nie w złym kontekście, ponieważ nadal jest tym samym zadufanym w sobie dupkiem, którego nieraz mam dość, ale od paru dni ma chwile, kiedy po prostu się zawiesza, odcina od rzeczywistości, i myśli. Nawet zaczął ponownie schodzić do Piekła, a wtedy wiem, że gdy wróci, muszę dać mu trochę na odsapnięcie. Stosuję sie do tego, ponieważ nadal jest Diabłem, mimo że posiada w sobie małą, ludzką cząstkę.

– Wszystko dobrze, Auroro. Dlaczego pytasz?

– Dziwnie się zachowujesz – oznajmiam, patrząc na jego prawy profil. On tego nie widzi, gdyż wpatrzony jest w okno. Wzdycham, próbując rozgryźć, co go gnębi, ale nie mam zielonego pojęcia. Co może gnębić Pana Mroku?

– Zawsze dziwnie się zachowywałem. Bo który normalny pracodawca nawiedza swoją pracownicę w pierwszą noc jej pobytu w domu? Zgłupiałem na twoim punkcie od razu.

– Dlaczego? Zawsze mnie to ciekawiło. Kiedy facet uświadamia sobie, że ta dziewczyna... to ta prawidłowa? U nas, kobiet, niekiedy działa to bardzo śmiesznie – stwierdzam, wzruszając ramionami. Ja broniłam się od uczucia, jakim darzyłam Lucyfera. W końcu najważniejsza była dla mnie praca oraz Candida. Dopiero po swatach właśnie tej nastolatki doszła do mnie prawda, którą otaczałam się już od dawna. Ale jak miał Lucy? Nigdy oto nie pytałam, a jestem ciekawa.

Mężczyzna spogląda na mnie przestraszony, przełyka ślinę, a wtedy zauważam na jego policzkach delikatną czerwień. O cholibka! On się zaczerwienił! Mam ochotę parsknąć śmiechem, lecz ostatecznie się powstrzymuję, bo jeszcze mi nie wyjaśni, kiedy pojawiło się jego zainteresowanie moją osobą.

– To po prostu było, jak dostanie śmietaną w twarz. Od razu budzisz się do życia, zdając sobie sprawę z wielu rzeczy. Któregoś dnia widocznie dostałem, mentalnie, śmietaną, i ocknąłem się. Wtedy właśnie zacząłem za tobą biegać.

– Zdaję mi się, że od początku mojego pobytu w rezydencji biegałeś za mną jak szalaniec. Pocałowałeś mnie już po paru dniach! – wołam, próbując go dogonić, gdy ucieka z pokoju, zapewne nie chcąc drążyć tematu. Ze śmiechem łapię jego ramię, obracając ku sobie. Wydaje się jeszcze bardziej zawstydzony niż wcześniej, co dodatkowo bawi mnie bardziej. – Nie chcesz się spowiadać?

Maska AniołaWhere stories live. Discover now