24. Na polach Teksasu

1.4K 132 58
                                    

 Przez kolejne trzy dni cała rodzina próbuje dojść do tego, co dokładnie się dzieje w Piekle i w Niebie, ale utknęliśmy w martwym punkcie. Tylko Carda mogła powiedzieć, co się tam stało, kto teraz chce dowodzić dwoma światami, jednak kobieta zginęła poprzez wbicie Anielskiego Ostrza. Nie wiemy, kogo zdążyła pociągnąć na swoją stronę, dlatego ciągle siedzimy i szukamy dziury w całym. Nie powiem, że mi to nie pasuję, ponieważ całkiem dobrze się bawię, nadrabiając stracony czas z Lucyferem. Staram się zapomnieć o tym, co było i żyć tym, co jest teraz. Może nie jest to najlepsze wyjście, ale po co rozdrapywać stare rany, po co sprawiać sobie dodatkowy ból wspomnieniami, jak to było źle? Po co?

Oboje wreszcie odzyskaliśmy upragniony spokój. Wiem, że Lucyfer jest szczęśliwy i czuje niesamowitą ulgę, że powiedział mi te wspaniałe, magiczne słowa. Ciążyło to na nim, a teraz, kiedy ma to za sobą, jest cudownie. Wiem, że ten mężczyzna nigdy nie będzie w pełni dobry ani nawet nie zapanuje nad sobą do końca swej wieczności. Może zdarzyć się, iż znów wpadnie w furię, mam tego świadomość. Lucyfer na zawsze pozostanie Diabłem, który wciąż będzie się leczył na agresję i zło. Ja mu pomogę, bo obiecałam, ale nie da się zrobić z iście diabelskiego faceta cudownego aniołka. To niemożliwe i zdaję sobie z tego sprawę, a mimo wszystko zostanę przy nim. Moja miłość nie jest w stanie go uleczyć, jak zresztą nic, jednak wiem także to, że tylko ja oraz Candida sprawiamy, iż Lucyfer zyskuje radość i szczęście.

– Mam! Mam to, do diabła! Jakim ja jestem, zajedwabistym gościem! – woła Lucyfer, zwracając moją uwagę. Spoglądam na niego znad książki, którą czytałam, i marszczę brwi. Oczywiście mam świadomość tego, że ten mężczyzna ma ego wielkości... wielkości naszego globu, ale czasami mógłby sobie darować. Tego coraz gorzej się słucha. Zwłaszcza, że ja jestem skromna jak mysz kościelna.

– A tobie o co znowu chodzi? Wygrałeś wreszcie w szachy? – pytam podejrzliwie.

Lucyfer od dwóch dni, zwykle wieczorami, chce mnie ograć, ale na razie wychodzi mu tu z marnym skutkiem, dlatego ćwiczy sobie na wirtualnych szachach na laptopie. Nawet z tamtymi automatycznymi przeciwnikami przegrywa. Niby taki spec, a jak przychodzi co do czego, to wygląda jak bezbronne dziecko, któremu nie dało się for w głupiej grze.

Mężczyzna klepie mnie w ramię, posyłając karcące spojrzenie.

– Nie pogrywaj sobie, bo dzisiaj cię ogram!

– Mówisz tak codziennie, kochany. I za każdym razem to ja wygrywam. Chyba wreszcie powinniśmy się założyć o coś, żeby ta nasza gra była bardziej...

– Zagrajmy w rozbieranego pokera, co ty na to? – przerywa mi wpół zdania, dodając to głupie pytanie. Wybucham śmiechem i książką uderzam go w głowę. Niech się cieszy, że ma miękką okładkę i bardziej by zabolało. – Ałć!

– Nie bądź mięczak! Lepiej mów, co takiego wynalazłeś?

Mężczyzna od razu poważnieje i zerka na swoje zaciśnięte pięści. Spodziewam się czegoś naprawdę zaskakującego, więc również przybieram swoją poważną postawę, siadając bliżej niego. Mam nadzieję, że spojrzeniem zachęcam go do powiedzenia czegoś więcej. A może... może znalazł coś, co mogłoby nam pomóc w rozwiązaniu problemu, z którym utkwiliśmy?

– Znalazłem trop, Auroro. Wiem, kto może nam pomóc w odnalezieniu tego nowego Władcy.

Otwieram szerzej oczy, a krew zaczyna gotować się w moich żyłach, gdy słyszę te nowiny. To oznacza, że teraz uwolnimy się od tych wszystkich problemów i zaznamy wiecznego spokoju? Czy to w ogóle będzie możliwe, biorąc pod uwagę naszą sytuację? Przymykam powieki i biorę kilka głębokich wdechów. No nie takich informacji się spodziewałam.

Maska AniołaWhere stories live. Discover now