10. Orki z Majorki

3.2K 209 141
                                    

Lucyfer

Myślałem nad tym niesamowicie długo, siedząc z Raulem na piwie w piekielnym barze. Koleś nie próbował mnie ustawiać, gdyż za bardzo się bał, jednak dzięki jego głupim tekstom zrozumiałem, że powinienem wrócić i dopilnować własnej rodziny. Nie można wiecznie uciekać, prawda? Przecież wszystkie problemy zawsze wychodzą wtedy, kiedy są najmniej oczekiwane. Dobijają, robią wszystko, byleby zgnieść człowieka na drobny mak. Dlatego właśnie postanowiłem zagospodarować dla nas wszystkich kolejny urlop. Może dzięki niemu będziemy w stanie bardziej się porozumieć. Majorka wydała mi się idealnym miejscem, zwłaszcza że nie jest położona od nas jakoś bardzo daleko, w porównaniu z USA, gdzie gościliśmy ostatnim razem podczas naszej podróży.

                                                                                  ***

Aurora stoi w osłupieniu, kiedy to z pokoju, w którym była wychodzi jeszcze Ezekiel. Marszczę czoło, zastanawiając się, co u licha, oni robili w jednym pomieszczeniu z zasłoniętymi roletami.

– A co wy tam robiliście? – pytam zainteresowany, spoglądając podejrzanie na mojego przyjaciela. Wygląda na naprawdę przerażonego, co tylko potęguje we mnie obmyślanie kolejnych, czarnych scenariuszy. A może... nie! Wykluczone. Przecież wie, że Aurora jest nietykalna i nie ma prawa dotknąć jej w żaden nieodpowiedni sposób. Wiem, że są dość blisko w znaczeniu przyjaźni, ale łapy precz, jeśli chodzi o związki. Ona. Jest. Moja.

– Rozmawialiśmy – oznajmia szybko Aurora, uśmiechając się szeroko. Nie wygląda na taką, która kłamie. A nawet jeśli to robi, zawsze wiem kiedy. Akurat ta kobieta nie potrafi kłamać i cudem jest to, jak świetnie ukrywała swoje emocje podczas wizyty jej rodziców w rezydencji.

– Dlaczego tutaj? – ponownie zadaję pytanie, by dowiedzieć się czegoś konkretnego. Obydwoje zerkają na siebie, po czym Aurora znów uśmiecha się szeroko. No mi do śmiechu ani trochę nie jest... Zaraz zagotuję się ze złości, ale tego lepiej niech nie wie, bo jeszcze dowiem się tyle, co nic.

– Bo tu jest dość ustronnie, a to była bardzo poważna, wymagająca prywatności rozmowa. Wiesz, mój drogi, nie o wszystkim faceci mogą rozmawiać. Niektóre rzeczy mężczyzna musi załatwić z kobietą – oznajmia Aurora, nabierając poważnego tonu prawdziwego mówcy. O, no proszę, to Ezekiel i moja dziewczyna mają jakieś sekrety. Toż to miód na serce Diabła! Uwielbiam tajemnice, więc to będzie przyjemność odkrywać ich.

– Załatwiać z kobietą... Brzmi dwuznacznie, lecz na ten moment nie będę wnikał. Pozwolisz, że teraz my załatwimy pewne sprawy? – Uśmiecham się złośliwie, wiedząc, jak moja propozycja brzmi.

– Chcesz iść razem do łazienki?

– To wiecie, lepiej będzie, jeśli zostawię was samych. Naprawdę nie mam ochoty słuchać tych sprośnych żarcików! – woła Ezekiel, podnosząc ręce ku górze, po czym szybko wychodzi z korytarza. Nie chcę teraz pytać o ich rozmowę, a wolę skupić się na mojej, dość interesującej propozycji.

– Chodźmy. Czas przedyskutować nasz wyjazd.

– Ale czemu? Czemu chcesz wyjeżdżać? Myślisz, że w moim stanie to odpowiednie? – Pytanie Aurory powoduje, że zaczynam zastanawiać się nad odpowiedzią. W jej stanie? A co z jej stanem jest złego? Oczywiście, nie jest do końca sobą. Nawet nie ma człowieczej duszy, ale przecież zachowuje się poprawnie, nie ujawnia zbyt wielu nadprzyrodzonych cech i chyba nie chce tego robić, więc pójdzie nam łatwiej w przyzwyczajaniu jej do nowego życia.

Uśmiecham się czule, dotykając jej ramion. Taka biedna, niewinna i niesforna dziewczynka, stojąca przede mną pełna obaw i strachu w oczach. Właśnie tej Aurorze oddałem swoje serce i duszę, która nie jest taka zła, jak wszyscy myślą. Ja naprawdę potrafię kochać. Choć nie przyznaję się do tego, tak właśnie jest. Oddanie komuś cząstki siebie jest najpiękniejszą rzeczą, jakiej kiedykolwiek dokonałem. I zrobiłbym to jeszcze raz, gdyby tylko nadarzyła się okazja.

Maska AniołaWhere stories live. Discover now