16. To, co niemożliwe, staje się możliwe

1.4K 150 59
                                    

Aurora

Ból. Wszędzie rozsadzający mnie ból, jakbym miała w sobie bombę, która eksplodowała wewnątrz. Mroczki przed oczami, obolałe ciało, głosy w głowie mówiące, że to już jednak koniec i nic nie jest w stanie mnie uratować. Ten bezczelny, złośliwy śmiech, kpiący z tego, co mówię. Wszystkie wspomnienia z tych strasznych chwil z Cardą zatrzymują mnie przed całkowitym wybudzeniem się, ocknięciem i powrotem do rzeczywistości. Wciąż czuję, jakbym leżała przykuta do tego metalowego łóżka, wciąż czuję, jakby ktoś wbijał mi nóż w brzuch, wciąż mam wrażenie, że zaraz coś mi się stanie, że umrę...

Niechętnie otwieram jedno oko, by zobaczyć, gdzie się znajduję, czy jeszcze coś mi zagraża, jednak, gdy widzę tylko sypialnię w Marsheland, wstaję pewniejszym ruchem. Powstrzymuje mnie silna ręka Gabriela i jego kręcenie głową.

- Nawet nie próbuj się ruszać, wariatko - burczy, wskazując na bandaże na moim odkrytym brzuchu.

- Zabiję ją, wiesz? Chcę ją zabić. Boże, Gabrielu! W życiu nie życzyłam nikomu śmierci, nawet najgorszemu wrogowi, ale ta... suka chciała mnie ukatrupić! Dość tego. Niech wszyscy dadzą nam żyć i prowadzić normalne życie. Czy to nie może się skończyć? - pytam z wściekłością, wyrzucając dłonie ku górze.

Nadal czuję ten okropny ból, który pogarsza się z każdym kolejnym ruchem, dlatego słucham Gabriela i kładę się z powrotem, opadając na miękką poduszkę. Głośno wzdycham, wpatrując się w biały sufit. Co takiego zrobiłam, że akurat mnie to spotyka? Mnie i moich najbliższych... No i gdzie w tym wszystkim podział się Lucyfer? Może i jemu coś zrobiła Carda? Może... Nie. To Diabeł. Jest silniejszy od tej wariatki. Od, wydawałoby się, idealnej anielicy, która była zbyt dobra, by mogła być prawdziwa.

Pamiętam jej słowa, którymi raczyła mnie tam na górze... Pamiętam każde słowo co do joty. Wiem, że mnie szantażowała, próbowała zmusić, bym opuściła Marsheland, i udała się tam, gdzie moje miejsce. Uznała, że skoro nie może zejść na ziemię i dokończyć swojego planu, wykorzysta w ten sposób moją osobę. Pamiętam... pamiętam ten układ. I ja się zgodziłam. Zrobiłam coś, czego nie powinnam tylko dlatego, by znów kogoś uszczęśliwić.

- Auroro... Jeśli potrzebujesz porozmawiać o tym, co działo się tam z Cardą, służę ci pomocą - oznajmia gładko Gabriel, spoglądając w moje oczy.

Potakuję, obracając się do niego plecami. Jeszcze na chwilę próbuję zasnąć, jednak od razu, gdy zamykam oczy, w mojej głowie formuje się straszny obraz moich tortur. Te zakrwawione narzędzia, te przypalanie skóry... ten ból, który przeszywał mnie na wskroś. Zdradzieckie spojrzenie Cardy, której oczy aż błyszczały z radości, że wreszcie rani kogoś, kto był bliski Lucyferowi. Nie wiem, czy miała to być prowokacja w jego stronę, ale jeśli tak - udała się i cierpiałam za wszystkie czasy. A jeśli tak miały wyglądać tortury żony i synka Mariano... nienawidzę go, a nie kocham. Jak można zrobić coś takiego, tak przeraźliwego, że dopadają mnie mdłości od samego myślenia o tym.

- Auroro! Halo, Mandarynko! - wołanie Gabriela dociera do moich uszu, lecz nie potrafię otworzyć oczu i powiedzieć, że wszystko jest dobrze. Może nie potrafię tego, dlatego, że to nieprawda.

Dobrze się bawisz wspominając? Skarbie, pamiętaj o naszej umowie. Ja jeszcze żyję i nie odpuszczę. Mam cię na widelcu, a moi ludzie cię obserwują. Pamiętaj... Bo tym razem ktoś inny może cierpieć. Szkoda, żeby taka śliczna buźka Candidy się zmarnowała...

Kolejne słowa Cardy tak nagle odbijają mi się echem w umyśle i choć staram się ich pozbyć, nie mogę. Słyszę wyraźny śmiech kobiety oraz każde słowo, które kieruje w moją stronę. Jakby siedziała mi w głowie. A może... może to właśnie robi?

Maska AniołaWo Geschichten leben. Entdecke jetzt