30. Cena za szczęście innych

1.1K 119 53
                                    

 Następnego ranka ponownie wstaję bardzo wypoczęta, lecz tym razem Lucyfer nie raczył mnie swoim widokiem. Podobno od piątej jest już na nogach, jeśli wierzyć młodej kucharce, przygotowującej śniadanie dla Candidy. Obserwuję ją, patrząc na dość skąpy strój, w który jest odziana, dlatego niezbyt mi się to podoba. Paraduje tak przed m o i m narzeczonym, a to w tym domu niedozwolone. W rezydencji mieszka także szesnastolatka, która nie musi widzieć takich scen, kiedy to kucharka podrywa jej ojca. Już ja o to zadbam. Uśmiecham się chytrze, wracając do sypialni połączonej z garderobą. Znajduję tam krótką, oczywiście białą, sukienkę z odkrytymi plecami. Pokażę jej, jak powinna wyglądać prawdziwa bogini. Choć kiedyś nigdy nie pomyślałabym, by robić komuś na złość, czasy się zmieniły, a ja... no cóż, nigdy nie będę w stu procentach tamtą dziewczyną. Nadal posiadam swój charakter, lecz kilka cech po prostu się ulotniło. Nie będę mówić, że to nie moja wina, ponieważ to właśnie ja zawiniłam. Ja nie zadbałam, żeby odzyskać tą dawną siebie.

Przed lustrem pierwszy raz postanawiam ostrożnie zrobić makijaż. Przeglądam wszystkie kosmetyki, które kupiła dla mnie Candida, ale naprawdę nie rozumiem, czym ma służyć baza albo zestaw do konturowania twarzy. Przełykam ślinę, patrząc na te fiolki, pudełeczka i pojemniczki. Głośny wdech i do roboty!

Dzięki Internetowi i kilku filmikom po czterdziestu minutach wychodzę z łazienki, jeszcze raz poprawiając swoje całkowicie wyprostowane włosy. Zadowolona z rezultatów schodzę do kuchni, niby odebrać śniadanie dla Candidy. Kucharka – Alessia – nadal znajduje się w tym samym miejscu, w którym zostawiłam ją ostatnio. Gdy tylko wkraczam do pomieszczenia, szokuję młodą dziewczynę.

– Przyszłam po posiłek dla Can. Mam nadzieję, że nie dodałaś tutaj bekonu. Ona go nie lubi – mówię, gdy wyczuwam w kuchni zapach, którego Candida wręcz nienawidzi. Mogłaby zjeść wszystko. Wszystko prócz bekonu. Nawet nie mogłam przy niej jeść chrupek o tym smaku, bo od razu miała odruchy wymiotne. Teraz, w ciąży, jeszcze bardziej się to nasiliło. Czasami nawet mam wrażenie, że nastolatka ma... lęk przed bekonem. Brzmi zabawnie, lecz naczytałam się o innych, bardziej absurdalnych fobiach.

– Oczywiście... To znaczy... ja nie wiedziałam – oznajmia Alessia, patrząc spod przymrużonych oczu na moje nogi. Momentalnie sama na nie zerkam, ale wszystko jest w porządku. Nie widzę, bym się nie ogoliła albo źle opaliła samoopalaczem. Tym razem jestem... idealna! Żadnych wtopek.

– Czego nie wiedziałaś? Przecież twój pracodawca powinien poinformować cię, co lubi jego córka, a czego nie. Nie mów, że zapomniałaś! – oburzam się, gdy dostrzegam kawałki bekonu na talerzu Candidy. Co za baba! Jestem pewna, że zrobiła to celowo albo była tak zapatrzona w Lucyfera, że nie zanotowała, czego nie lubi dziewczyna. Ze złością patrzę na jej zaczerwienioną twarz, lecz nic sobie z tego nie robi ani ona, ani ja. Chyba za coś jej Lucy płaci, tak? Już ja poznałam takie niewdzięcznice w Piekle, dlatego nie ma litości. Zdążyłam się tam nauczyć, że czasami trzeba dbać o swój tyłek, nie patrząc na innych, obcych ludzi.

– Przepraszam, Auroro... – szepcze brunetka, a ja otwieram szeroko oczy. Że co, proszę? Od kiedy zdążyłyśmy przejść na ty? Podchodzę do lodówki, otwieram ją i wyjmuję kilka składników, by poprawić śniadanie dla ciężarnej. Znajduję też witaminy, które musi brać, a potem nalewam do szklanki soku z wyciśniętej pomarańczy.

– Nie zapominaj się, moja droga. Nie jestem twoją koleżanką, więc zwracaj się do mnie w należyty sposób.

– Ale przecież ty... to znaczy pani też tu pracuje! – woła zdenerwowana, co tylko potęguje moje zdziwienie. Jeszcze raz powtórzę: że co, proszę? Myślę, że moja praca skończyła się wraz z oddaniem duszy Candidzie. Wtedy wszystko uległo wielkiej zmianie, a rola opiekunki, cała ta praca jako służka zniknęła. Jestem w związku z Lucyferem... To już tak nie wypada, bym była jego podwładną, jego pracownicą.

Maska AniołaWhere stories live. Discover now