01: Bilans strat

942 82 16
                                    

Pogoda nie sprzyjała nostalgii. Była wręcz niepodobna do aury, która panuje w Anglii. Słońce każdego ranka wspinało się na horyzont, a według prognostyków zbliżało się naprawdę ciepłe lato. Obawiano się nawet suszy, bo deszczowe chmury wydawały się na dobre wynieść z kraju. Nawet noce były ciepłe. Na granatowym nieboskłonie można było obserwować bladą tarczę księżyca i tysiące mieniących się gwiazd.

Ginevra Weasley nadal nie mogła uwierzyć w to, co się stało. Beznamiętnie wpatrywała się przed siebie, niemal nie widząc tego, co działo się wokół. Szpital. Korytarz nie wyróżniał się niczym szczególnym. Biała podsadzka, kremowe ściany... gdzieniegdzie wisiały obrazy zasłużonych magomedyków lub stare zdjęcia, przedstawiające barwną historię szpitala. Pod ścianami ustawiono tuzin krzeseł, aby zmniejszyć cierpienie oczekujących na swoją kolej.

Od czasu bitwy w Hogwarcie było tutaj ciągle mnóstwo rannych i poszkodowanych. Choć po śmierci Voldemorta większość śmierciożerców udało się złapać, to jednak niektórzy zwolennicy Czarnego Pana zapadli się pod ziemię, co zwiastowało kłopoty w niedalekiej przyszłości i fakt, że Zakon i aurorzy nadal będą mieć ręce pełne roboty.

Ginny niecierpliwie stukała niskim obcasem swojego buta w posadzkę. Marszczyła przy tym groźnie brwi, zwracając na siebie uwagę oczekujących. Kobieta o poparzonej twarzy już chciała zwrócić jej uwagę, jednak Ginny zagłuszyła ją, podnosząc głos.

– To jest n i e m o ż l i w e! – krzyknęła, zrywając się ze swojego miejsca. Jednym susem doskoczyła do siedzącego naprzeciw ojca i oparła dłonie na biodrach. – Niemożliwe!

Artur Weasley otworzył szerzej oczy, nie spodziewając się takiej reakcji ze strony córki. Pogładził siwiejące przy skroniach włosy i pokręcił delikatnie głową. Chciał ująć jej dłoń, jednak Ginny cofnęła się energicznie, omal nie wpadając na młodą uzdrowicielkę.

– Uspokój się – powiedział krótko, czując na sobie spojrzenie pozostałych pacjentów. – Mówię ci to, co powiedzieli uzdrowiciele.

Ginny prychnęła głośno, po czym zaczęła nerwowo maszerować korytarzem. Zataczała tak niewielkie kółka, że po chwili musiała przystanąć, bo zakręciło jej się w głowie.

– Ale to jest niemożliwe! – powtórzyła po raz setny. – Tato, przecież sam dobrze o tym wiesz.

Artur nie miał pojęcia, co odpowiedzieć córce. Był zmęczony. Od czasu bitwy minęło kilkanaście godzin. Ani on, ani Ginny nie zdążyli wrócić do domu, przebrać się, odpocząć. Mężczyzna z zatroskaniem patrzył na jej twarz. Liczne siniaki i zadrapania były dowodem, że nie była bierna w trakcie starcia. Niemal całą koszulkę miała zachlapaną krwią, a włosy posklejały się w brudne strączki. Artur podejrzewał, że sam nie wyglądał lepiej.

Po chwili Ginny spojrzała na niego posępnie. Podeszła i sama chwyciła jego dłonie. Spojrzeli sobie prosto w oczy. Dziewczyna siliła się na uśmiech, ale przypominało to bardziej grymas niezadowolenia.

– Wszystko się jakoś ułoży – powiedział Artur, dotykając jej policzka. – Zobaczysz. Hermiona na pewno wie, co się stało. Widziałaś, w jakim była kiepskim stanie, jak słaniała się na nogach.

– Mam nadzieję...

Dziewczyna opadła na krzesło i oparła głowę na dłoniach. Nie spała i nie jadła od ponad doby. Czuła, że kręci jej się w głowie, ale nie mogła sobie pozwolić na słabości. Czekała, wpatrzona w drzwi, za którymi kilkanaście minut temu zniknął jej najmłodszy brat ze swoją dziewczyną. Miała wrażenie, że każda chwila ciągnie się w nieskończoność.

W dodatku nerwowe nastroje udzielały się również pozostałym pacjentom. Większość głośno narzekała, że w szpitalu jest stanowczo zbyt mało uzdrowicieli, a w takich chwilach powinni wszyscy być w pracy.

Zakończony || Serce Wybrańca || Ginny Weasley & Remus LupinWhere stories live. Discover now