02: Biała sala

717 61 6
                                    

Ginny nie mogła sobie pozwolić na zbyt długą żałobę, bo najzwyczajniej w świecie nie umiała długo usiedzieć w miejscu. Czuła, że musi działać, bo inaczej może przegapić okazję do znalezienia jakichkolwiek wskazówek odnoście ukrycia serca Harry'ego.

Już drugiego dnia po bitwie wstała skoro świt i na palcach udała się do łazienki. Nie chciała budzić pozostałych mieszkańców Nory. Dla wszystkich poprzedni dzień był trudny, ale musieli szybko się podnieść na nogi, bo śmierć Voldemorta nie zażegnała wszystkich problemów. Na opłakiwanie ofiar może przyjdzie czas za parę miesięcy.

Dziewczyna zamknęła za sobą drzwi i westchnęła ciężko. Niechętnie spojrzała w lustro. Pomimo kilku godzin snu nadal nie wyglądała najlepiej. Blada cera kontrastowała z ogromnym siniakiem na prawym oku i grubym zadrapaniem na policzku. Zabawne, nawet nie pamiętała, jak znalazły się one na jej twarzy. Kiedy tak stała w swoim domu, nie mogła uwierzyć w to, co przeżyła dwa dni temu. Wspomnienia walki były tak realne, że poczuła dreszcz na plecach.

Dym, kurz, gruzy pod nogami i lśniące iskry nadlatujące z każdej strony.

Ginny oparła się o umywalkę i prychnęła cicho. To cud, że wyszyła z tego wszystkiego tylko z kilkoma zadrapaniami, cud, że cała jej rodzina to przeżyła.

Przeżyła...

A co z tymi, którzy nie mięli tyle szczęścia? Jej myśli przywołały obraz chłopaka, z którym przez pięć lat siedziała w jednej ławce na zaklęciach. Colin Creevey – czym zasłużył sobie na taki los? Ginny doskonale pamiętała jego jasne, wiecznie rozczochrane włosy, przekrzywiony kołnierzyk szaty i uśmiech, który zawsze nosił w komplecie z radosnymi iskierkami w oczach. Było coś jeszcze. Aparat. Chłopak nie rozstawał się z nim nawet na krok. Kiedyś zrobił jej zdjęcie z ukrycia. Była wściekła, kiedy się o tym dowiedziała. Miała ochotę urwać mu głowę, choć sama nie znała powodu tak nerwowej reakcji. A potem pokazał jej fotografię. Pierwsza reakcja? Na Merlina, dlaczego jestem taka niefotogeniczna?! A potem przyjrzała się dokładnie. Miała wtedy piętnaście lat, a na jej twarzy malowało się zmęczenie i zamyślenie. Wyglądała starzej, dużo starzej. I wtedy zrozumiała, że Colin był fotografem duszy.

* * *

Zaczęła przygotowywać śniadanie, jeszcze zanim do kuchni zeszła Molly. Kiedy mama ją zobaczyła, uśmiechnęła się delikatnie. Zapytała o samopoczucie, a Ginny, aby jej nie denerwować, skłamała, że jest całkiem nieźle. Potem zszedł tata i Ron. Pozostali bracia nie mieszkali już w Norze, usamodzielnili się i woleli wrócić do swoich domów. Tym sposobem tylko czwórka Weasleyów zasiadła do stołu.

– Chcesz jeszcze soku, Ron? – zapytała pani Weasley, nalewając napój do pucharków. Syn spojrzał na nią tępo i pokręcił przecząco głową.

Ginny nagryzła kolejnego tosta, było to najlepsze rozwiązanie, bo tego dnia wolała się nie odzywać. Niestety, rozmowa wyraźnie się nie kleiła i po kilku uprzejmościach zeszła na temat, którego dziewczyna wolała uniknąć.

– Ron, wczoraj do późna byłeś w szpitalu – rzekł Artur, a Ginny zaczęła ładować w siebie ósmą grzankę z marmoladą. – Jak się czuje Hermiona? Jak Harry?

Chłopak spojrzał posępnie znad swojego talerza. Dziewczyna widziała, jak nerwowo marszczy brwi, a jego dłoń zaczęła zaciskać się na nożu do smarowania.

– Pojutrze Hermiona wychodzi ze szpitala – oświadczył krotko.

– Och, to znaczy, że lepiej się czuje? – spytała Molly, siląc się na uśmiech.

Ronald westchnął, a potem postukał palcami o blat stołu. Ginny obserwowała, jak nagryza wargę i próbuje dobrać odpowiednie słowa.

– Fizycznie tak – oznajmił powoli. – Ale uzdrowiciele nie wiedzą, co dalej z jej pamięcią. Czasem ma jakieś przebłyski, mówi mi o pojedynczych scenach, ale to wciąż za mało.

Zakończony || Serce Wybrańca || Ginny Weasley & Remus LupinWhere stories live. Discover now