07: Strach o córkę

392 49 4
                                    

Niebo zaczęło przybierać szarą barwę, nie było widać słońca. Przysłoniły je gęste, kłębiące się chmury, z których w każdej chwili mógł lunąć deszcz. Poranek był bardzo chłodny. Remus czuł silne dreszcze, chociaż założył jedną ze swoich najcieplejszych, wełnianych szat. Gwałtowna pobudka i nerwy też nie ułatwiały sprawy i nie było nawet co myśleć o rozgrzaniu się w najbliższym czasie.

Lupin musiał na chwilę przystanąć i oprzeć się o gruby konar drzewa. Skarcił się w duchu za to, że nie oszczędzał sił tylko już od Nory mocno przyspieszył kroku. Teraz pokutował za to silną zadyszką i kłuciem w płucach.

– Chyba faktycznie jestem już stary – mruknął, krzywiąc się z niezadowoleniem.

Od niemal trzech godzin próbowali znaleźć Ginny w pobliskich lasach i na łąkach. Fred, George, Bill i Ron monitorowali teren, latając na miotłach. Co jakiś czas Remus widział, jak Bill powoli sunie nad ścianą lasu. Artur, Percy, Kingsley i Lupin próbowali dojrzeć jakiegoś śladu na ziemi. Pan Weasley zapowiedział, że jeśli jego córka nie znajdzie się w przeciągu godziny, to zawiadomi aurorów. Remus nie dziwił się, że mężczyzna nie dał sobie powiedzieć, że to stanowczo zbyt wcześnie. On pewnie zrobiłby to samo, gdyby chodziło o Teda. Wzdrygnął się na tę myśl, mając nadzieję, że chłopiec jeszcze spokojnie śpi.

Ruszył przed siebie. Tym razem wolniej. Las wydawał się być coraz gęściejszy. Z każdym krokiem miał wrażenie, że drzewa rosną bliżej siebie, a kiedy spoglądał w górę, nie widział już nieba. W jednej chwili miał wrażenie, że zrobiło się tu ciemno.

Przez chwilę Remus pożałował, że do pełni pozostały dwa tygodnie. Tuż przed przemianą jego zmysły były bardziej wyczulone i możliwe, że wtedy łatwiej byłoby mu złapać jakiś trop. Uśmiechnął się pod nosem. To byłby pierwszy raz, kiedy jego przypadłość mogłaby się na coś przydać.

Szedł dalej, rozglądając się uważnie. Nagle doszła do niego bezsensowność całej sytuacji. Mieli do przeszukania hektary lasów i łąk, a ich była zwyczajna garstka. Nawet aurorzy nic by na to nie poradzili. Dziewczyna mogła się przecież cały czas przemieszczać lub użyć jakiegoś zaklęcia, aby się przed nimi ukryć.

– Ale po co miałaby to robić? – spytał na głos Remus. – A po co w ogóle uciekała? – odpowiedział sobie pytaniem na pytanie.

Artur wspominał coś o ostrej wymianie zdań z Ronem i Hermioną. Jego syn był wyraźnie zakłopotany całym zajściem i opuścił tylko głowę, a jego twarz nabrała szkarłatnych odcieni. Natomiast Hermiona nie opuszczała na krok pani Weasley. Próbowała ją pocieszyć, powtarzając w kółko, że wszystko będzie dobrze, co według Remusa dawało raczej odwrotny skutek. W efekcie mężczyzna nie miał pojęcia, co tak właściwie się wydarzyło i to denerwowało go jeszcze bardziej.

Cisza w lesie była przerażająca i dołująca. Nie było w ogóle wiatru. Liście na gałęziach zamarły. Na początku słyszał nawoływanie innych. On też wykrzykiwał jej imię. Ale po pewnym czasie uznał, że to bez sensu i przynosi więcej szkody niż pożytku. Gdyby Ginny naprawdę nie chciała być znaleziona, to po usłyszeniu ich miałaby czas na ponowne ukrycie.

Remus znów musiał przystanąć. Rozejrzał się energicznie. Jego wzrok zatrzymał się na wysokiej ścianie krzewów rosnącej na wschodzie. W pierwszej chwili miał wrażenie, że coś w nich dostrzegł. Zbliżył się powoli.

Coś się poruszyło. Listowie zaszeleściło, a Remus usłyszał dźwięk łamanych gałęzi. Wstrzymał oddech i wyciągnął przed siebie różdżkę. Zmarszczył czoło, czekając.

– Ginny? – rzucił w przestrzeń.

Na jedną chwilę w lesie znów zapadła głucha cisza, a potem w krzakach znów coś się poruszyło. Remus odskoczył gwałtownie, kiedy stanął oko w oko z ogromnym jeleniem.

Zakończony || Serce Wybrańca || Ginny Weasley & Remus LupinWhere stories live. Discover now