Rozdział 15

27.1K 781 201
                                    

Ubrałam zwykłą pudrowo-różową sukienkę i zeszłam na dół. Moi dziadkowie byli już gotowi do wyjścia. Z uśmiechem na twarzach opuściliśmy dom. Przez całą drogę podziwiałam piękne widoki. W końcu ujrzałam, pięknie ustrojony, wielki rynek.

-Mi despiace se sei tu Ami*(Przepraszam czy to ty Ami)- spytała się niska pani, na co przytaknęłam. Dopiero co ją rozpoznałam, to sąsiadka moich dziadków. Zawsze była przemiłą kobietą, uwielbiałam do niej przychodzić jak coś nabroiłam.- Sei venuto per visitare*(Przyjechałaś w odwiedziny).- spytała się na co ja znowu przytaknęłam.

Miałam zacząć z nią rozmowę, ale pewna osoba wypalała mi wręcz dziurę w plecach. Odwróciłam się w jego stronę z lekkim grymasem na twarzy. Widać, że przez te kilka miesięcy się nie zmienił, aż tak. Tylko jego lewa brew była przeciętna. Patrzył na mnie ze złością w oczach i już wiedziałam, że ma ochotę mnie zabić.

-Fabio.- powiedziałam poważnie patrząc mu prosto w oczy.

-Amber Evans.- odpowiedział z lekką nietykalną złością w głosie. Wiedział, że nie cierpię swojego nazwiska jak nikt inny.

-Wiesz..- próbowałam zacząć.

-Wiem.- odpowiedział krótko i stanowczo. Nie wiedziałam, że będzie dla mnie tak oschły.

Staliśmy teraz na przeciwko siebie z dala od innych ludzi.

-Chciałabym Cię...- boże jak ja nienawidzę jak ktoś mi przerywa.

-Nie przepraszaj mnie, bo i tak znając życie znowu o mnie zapomnisz.- powiedział to prosto w moje oczy. Zaczęłam analizować każde jego słowo powoli.

-Daj mi chociaż wszystko wyjaśnić.- Wiem, że ta rozłąka bardzo go bolała. Nie odzywałam się do niego przez bite osiem miesięcy.

-Wiesz ty nie chciałaś tracić na mnie czasu, więc dlaczego ja mam na ciebie tracić.- powiedział, a potem oparł się o most na którym staliśmy.

-Ponieważ... to nie było tak jak myślisz. Ja...- co ja gadam przecież to jest tak jak on myśli.

-Więc jak jest. Dlaczego mnie zostawiłaś? Wiesz jak cię potrzebowałem, gdy zerwałem z Liv.- tu zrobił małą przerwę. Nie wiedziałam, że z nią kiedykolwiek zerwie. Miałam ogromne wyrzuty sumienia. On zawsze był przy mnie jak go potrzebowałam. Tylko ja jak głupia zostawiłam go samego na lodzie. - Wiesz, że tobie jedynej ufałem. Moi rodzice już nie są razem. Wszystko mi się posypało jak odeszłaś. Po twoim odejściu wszystko stało się szare - po tych słowach, zaczęliśmy oboje płakać. Nie byłam przy nim, zostawiłam go.

-Przepraszam.. przepraszam za to, że Cię zostawiłam, że nie byłam przy tobie jak mnie potrzebowałeś. Wiem, że mnie teraz nienawidzisz, ale proszę daj mi tą ostatnią szansę na poprawę. Obiecuję, że już nigdy cię nie opuszczę.- mówiłam z płaczem patrząc mu prosto w oczy. Jego oczy też były całe czerwone od płaczu. Potrzebował mnie. - Zniknęłam, bo wszystko mi się zwaliło na głowę. Nie potrafiłam wytrzymać z tym że go już nie ma. On już do mnie nie wróci... Myślałam, że jeśli zerwe ze wszystkimi kontakt stąd, to chociaż trochę o tym wszystkim zapomnę. I wiesz co z początku się nie myliłam bo zaczynałam zapominać. Ale po jakimś czasie wszystko powróciło, ale już z coraz mniejszym bólem.- Wszystko powiedziałam powoli dobrze dobierają odpowiednie słowa.

Łzy leciały mi po policzkach. On patrzył na mnie z bólem. Jego oczy zawsze były szczęśliwe teraz tej radości nie było, był tylko ból.

Jego ruch mnie trochę zdziwił. A z drugiej strony ucieszył. Przytulił mnie. Brakowało mi tego. Brakowało mi jego uśmiechu, jego całego. Zawsze był i będzie dla mnie jak najlepszy brat.

-Proszę nie zostawiaj mnie znów - powiedział

-Obiecuję.

-Nie płaczmy już ludzie się patrzą.- powiedział rozweselając się.

Wytarłam łzy o swój sweter, aby osuszyć mokre policzki.

-Choćmy się bawić. Jestem tu tylko do jutrzejszego wieczora.

Chłopak przytaknął.

Poszliśmy razem pod budkę, w której pani sprzedawała watę cukrową. Staliśmy w kolejce tak jak to było przedtem co każdy festyn, śmiejąc się z przeróżnych ludzi.

-Proszę Cię tylko nie mów na razie reszcie, że tu jestem okej ?- powiedziałam spoglądając na niego.

-Okej no. Ale dlaczego?- spytał się.

-Trudniej będzie mi stąd wyjechać.

Już nic więcej nie powiedzieliśmy. Dostaliśmy swoją watę cukrową i poszliśmy dalej.

Przy nim można czuć, że się żyje. Jest tak jak dawniej. Czas spędziliśmy bawiąc się jak małe dzieci na różnych kolejkach oraz tańcząc do lecących piosenek.

***

Była już pierwsza w nocy. Fabio szedł właśnie odprowadzić mnie pod dom moich dziadków. Mieliśmy skręcać w uliczkę, na której mieszkają moi dziadkowie, ale zauważyłam coś, a raczej kogoś znanego mi bardzo dobrze. Szedł właśnie w naszą stronę, jak gdyby nigdy nic. Wiedział, że to ja...

Wzięłam bruneta za rękę i go pociągnęłam w stronę domu. Ale usłyszałam ten jego głos:

-Amber, Ambi, Ami jak zawsze uciekasz przed przeszkodą zamiast się z nią stoczyć.- wyczuwałam tą jego arogancję z kilometra. Jak zawsze, odkąd pamiętam, miał zachrypnięty głos.

Obróciłam się w jego stronę patrząc mu prosto w oczy. To był mój błąd, tyle wspomnień. Chłopak widząc moją twarz trochę się zdziwił.

-Nie uciekam - odpowiedziałam chardo spoglądając w jego oczy. Patrzałam w niego bez uczuć, jakby jego widok mnie nie wzruszył.

Brunet stojący za mną ścisnął lekko moją dłoń.

-Zmieniłaś się. Muszę Ci to przyznać, jesteś coraz piękniejsza.- Czy on myśli, że polecę na jego tandetne gadki?

-Zajmujesz mi czas Mike. Mów lepiej czego chcesz i spiepszaj - powiedziałam.

-Chciałem tylko ujrzeć piękno mojej dziewczyny, z którą jeszcze nie zerwałem osobiście.....

Łobuz kocha najbardziej ♡♡♡Where stories live. Discover now