Strachy na Lachy

64 15 70
                                    

Kiedy wreszcie skończyłam zajęcia, było już po dziewiętnastej. Skierowałam się na najbliższy przystanek. Podbiegłam, by zdążyć i w ostatniej chwili wskoczyłam do tramwaju jadącego w moją stronę. Chwyciłam się czegoś i zapatrzyłam w okno, za którym wciąż padało. Ludzie wokół wsiadali i wysiadali. Powietrze było ciężkie, wilgotne. Czułam zapach mokrego materiału, ludzkiego potu, psiej sierści. Z minuty na minutę czułam się coraz gorzej. Miałam wrażenie, że jeszcze moment i się uduszę.

W końcu wysiadłam parę przystanków przed pętlą.

Deszcz ustał. Z przyjemnością odetchnęłam rześkim wieczornym powietrzem. Zrobiło się chłodniej. Nagle zaczęłam żałować, że rano założyłam trencz, a nie coś cieplejszego. Zacisnęłam mocniej pasek, poprawiłam szal, by szczelniej się nim owinąć i ruszyłam wzdłuż ulicy Kościuszki. Niska temperatura i opady skutecznie zniechęciły innych przechodniów, więc szłam sama, nie mijając nikogo po drodze. Spojrzałam na kamienice, w których paliły się różnokolorowe światła. Ich blask odbijał się w kroplach deszczu, które osiadły na szybach, drzewach i drodze, nadając opustoszałej ulicy niesamowitego charakteru. Wiatr powiał, a wtedy ze złotych liści drzew spadło na mnie kilka ciężkich kropli. Wzdrygnęłam się, bo jedna z nich wpadła mi za postawiony kołnierz. Minęłam już sklep bławatny. Budynki w klasycznym stylu poprzegradzane były nowoczesnymi blokami, a całość tworzyła eklektyczny ład, który tak lubiłam.

Wróciłam myślami do sytuacji z kawiarni. Rozmowa z Danielem nie dawała mi spokoju. Miałam wrażenie, jakby nowy znajomy próbował przekazać mi coś między słowami. Coś, czego powinnam się domyślić.

Nie miałam bladego pojęcia, o co mogło mu chodzić.

Odkryłam za to, że Chevalier ma co najmniej dwa oblicza: taniego podrywacza i szczerego rozmówcy. To naprawdę niewiele, zważając na fakt, ile o nim myślałam. Zmarszczyłam brwi i skierowałam wzrok na czubki butów zanurzające się w coraz większych kałużach zimnej wody. Botki powoli przepuszczały wilgoć. Poruszyłam palcami u stóp.

Początkowo sądziłam, że chłód, który mnie ogarnął, wiąże się z właśnie z faktem, że moje buty zaczynały przemakać. Potem rozejrzałam się wokół i tknęła mnie nagła myśl, że to jednak dość dziwne, że wokół nikogo nie ma, nawet biorąc pod uwagę pogodę. Poczułam się osamotniona i zagrożona. Popatrzyłam na drzewa, za którymi mógł się ukryć potencjalny napastnik. Szybko potrząsnęłam głową, starając się zignorować wrażenie bycia obserwowaną.

Czytam za dużo książek...

Ruszyłam przed siebie żwawym krokiem. Zacisnęłam rękę na pasku torebki, by nie obijała mi się tak mocno o biodro.

Naraz poczułam wyjątkowo silny dreszcz sunący wzdłuż mojego kręgosłupa.

Obróciłam się szybko. Wokół nie było żywej duszy. Uliczka była pusta.

Szłam dalej.

Kolejny dreszcz.

Przyspieszyłam, jednocześnie ponownie się obracając.

Kilka kroków naprzód.

Znowu to nieprzyjemne uczucie.

Odetchnęłam głęboko, a mój oddech zmienił się w biały obłoczek. Owinęłamsię ciaśniej płaszczem. Obiecałam sobie, że jeśli nikogo nie zobaczę, to odstawię kryminały i thrillery aż do Wielkanocy w przyszłym roku, po czym ostatni raz spojrzałam za siebie. Mózg zareagował wolniej niż nogi, dlatego teraz stałam w po kostki w kałuży pełnej zimnej deszczówki, na której tworzyła się już lodowa skorupa, i z otwartą buzią patrzyłam i nie wierzyłam w to, co widzę.

Kilka metrów za mną stała postać. Nienaturalnie wysoka, prawie dwumetrowa i przeraźliwie chuda. Ubrana była w stary, ciemny płaszcz sięgający ziemi, jego poszarpany dół był unurzany w błocie. Wydawało się, że przyciąga do siebie ciemności, bo wszystko wokół niej zdawało się mroczniejsze, bardziej niebezpieczne, budzące grozę, nawet zwykły powykrzywiany kij, na którym się opierała. Jasna twarz kreatury powleczona została upiornie bladą, pomarszczoną skórą przypominającą wosk. Dłonie trzymające kij były tak cienkie, że wyglądały jakby kości nie przyoblekało ciało ani najcieńsza nawet tkanka. Jednak to nie dłonie stanowiły największą zagadkę, lecz oczy. Jasne, rzucające złe spojrzenie, połyskujące groźnie. Oczy pozbawione białek. Całe czerwone, jak gdyby wypełniono je płynną, świeżą krwią.

Tron Pierwszego ŚwiataWhere stories live. Discover now