Zakazany owoc

28 3 29
                                    

Kwiecień powitał nas nadspodziewanie ciepłymi promieniami słońca. W takie dni na bulwarach wiślanych zazwyczaj można było spotkać tłumy ludzi cieszących się piękną pogodą, po rynku przewalały się tabuny turystów, a każdą ławkę na Plantach wokół Starego Miasta zajmowali zakochani patrzący sobie czule w oczy, starsi ludzie dyskutujący o zdrowiu czy polityce oraz chronicznie zmęczeni rodzice obserwujący bawiące się dzieci.

Tego dnia siedziałam z Danielem. Chcieliśmy pocieszyć się ciepłem i pięknem przedwcześnie obudzonej wiosny. Coraz więcej roślin budziło się do życia, ogród nabierał kolorów. Na razie królowały tu zieleń, żółć, fiolet i biel, czyli barwy pierwszych wiosennych kwiatów.

Rodzice znów wyjechali, uprzednio spytawszy Chevaliera, czy byłby tak miły i dotrzymał mi towarzystwa podczas ich nieobecności. Poirytowało mnie to, po czułam, jakby uznawali, że nagle, po pojawieniu się Daniela, przestałam dawać sobie radę sama. Mimo wszystko powitałam Francuza i przydzieliłam mu pokój gościnny. Czas dzieliliśmy na własne zajęcia, wspólnie spożywane posiłki i treningi.

A w tej chwili czytałam książkę i popijałam herbatę. Co jakiś czas zerkałam na rysującego towarzysza. Promienie słoneczne prześwitywały przez ażurowe ścianki altany i wspaniale oświetlały jego prawy profil. Dyskretnie wyciągnęłam telefon, ustawiłam aparat i zrobiłam zdjęcie, by uwiecznić tę chwilę. Jednak Daniel zorientował się, że jest moim modelem i podniósł na mnie zdumione zielone oczy.

– Doskonałe światło – wyjaśniłam, robiąc kolejne ujęcie.

Francuz uśmiechnął się samymi kącikami ust i obrócił szkicownik. Zobaczyłam szkic, który przedstawiał... mnie.

– Jest zachwycający! – powiedziałam szczerze, biorąc szkicownik do rąk. – Naprawdę masz wątpliwości, czy powinieneś podążać śladami ojca?

Chevalier ostentacyjnie przewrócił oczami i rzucił rozbawionym tonem:

– Nim powiesz o słowo za dużo, ma chérie, przyjrzyj się dokładnie.

Dopiero teraz zauważyłam, że szczegóły widniejące na rysunku różnią się od rzeczywistości. Na nim było już lato w pełnym rozkwicie, fantastycznie wyglądające kwiaty, których nigdy nie widziałam... I miałam na sobie całkowicie inny strój. Przód bluzki – a może sukni? – zdobiły fantazyjne wzory, na odsłonięte ramiona spadały ciemne loki. W rzeczywistości byłam ubrana w obszerny kardigan, a włosy zaplotłam w luźny warkocz przerzucony przez ramię. Najbardziej jednak różniła się sama twarz. I to wcale nie w sensie fizycznym, bo podobieństwo wciąż było uderzające. Jednak z oblicza narysowanej dziewczyny biły spokój, delikatność i coś, czego nie potrafiłam nazwać, ale podskórnie to wyczuwałam. Majestat? Pewność siebie? Próżno było szukać tego we mnie.

Podniosłam oczy na Daniela.

– Taką mnie pamiętasz?

Mężczyzna rozsiadł się wygodniej w wiklinowym fotelu, upił łyk zimnej już zapewne kawy i podjął opowieść:

– Wiem, że twoje wspomnienia nadal nie wróciły, więc z pewnością nie pamiętasz też tego, jak się poznaliśmy. Miałaś trzynaście lat, ja jako Strażnik musiałem być starszy, by w razie niebezpieczeństwa moja Moc była już na tyle rozwinięta, żebym mógł chronić was ciebie, Królową i twego przyszłego męża. Osiągnąłem wiek osiemnastu lat, gdy dopuszczono mnie do służby. Do tamtej pory odbierałem staranne wykształcenie obejmujące lekcje fechtunku, historii, zasady etykiety, a także logikę, historię, podstawy leczenia, choć to akurat nigdy nie była moja mocna strona, ograniczenia Mocy... Słowem: nauczano mnie wszystkiego, co mogło się przydać podczas służby.

Tron Pierwszego ŚwiataWhere stories live. Discover now