Zapach cedru i terpentyny

41 5 77
                                    

Z dedykacją dla marysziaa

Dziękuję, że jesteś moją wierną Czytelniczką

Matka powiadała, że czasem trzeba pozwolić rzeczom po prostu się dziać. Z jakiegoś powodu przypomniało mi się to, gdy bez celu spacerowałam po Starym Mieście. Próbowałam zastanowić się, co oznaczałoby porzucenie mojego dotychczasowego życia na rzecz odzyskania tronu magicznego królestwa, którego nawet nie pamiętałam. Nadal nie udało mi się dojść do żadnych rozsądnych wniosków, gdy nagle coś błysnęło mi prosto w oczy, oślepiając mnie na parę sekund.

Zrozumiałam, że ktoś otwierał lub zamykał okno, w którym odbiły się promienie zimowego słońca. Spojrzałam w tamtym kierunku i zamarłam na środku chodnika. Przechodnie – mieszkańcy miasta, turyści, pracownicy okolicznych sklepów – potrącali mnie, a ja stałam jak wryta, wpatrując się w niecodzienny widok.

Na drugim piętrze kamienicy, za zamkniętym oknem pozbawionym firanek, stał Daniel. Wpatrywał się w coś krytycznie, prawdopodobnie w obraz na sztaludze, o ile dobrze widziałam. Potem pokiwał głową, podniósł rękę z pędzlem i przejechał nim kilka razy po płótnie. Oddalił się o krok czy dwa, jeszcze raz uważnie lustrując swoje dzieło. W końcu odłożył pędzel i zdjął pobrudzoną farbą koszulę w kratę.

Właśnie w tym momencie zamarłam.

Nie podejrzewałam, że Chevalier może się pochwalić takimi mięśniami. Wiedziałam, że ma atletyczną budowę ciała, ale rzeczywistość przerosła moje oczekiwania. Zarówno jego silne ramiona, jak i pięknie wyrzeźbiony tors wskazywały, że mężczyzna był regularnie aktywny fizycznie. Przełknęłam ślinę. Gardziłam sobą, ale nie umiałam oderwać spojrzenia od niczego nieświadomego Adonisa. Spokój odmalowany na jego twarzy przywodził mi na myśl wizerunki świętych, ale zmysłowe usta Francuza kojarzyły mi się raczej z licencjonowanym grzesznikiem.

Już miałam odejść, gdy nieoczekiwanie Daniel wyjrzał przez okno i zauważył mnie. Pomachał mi i wskazał gestem, bym weszła do góry. Zaraz potem otrzymałam wiadomość. „Mieszkanie numer 14" – napisał. Nie pozostawało mi nic innego, jak skorzystać z zaproszenia. Już chwilę później stałam przed drzwiami do mieszkania Francuza. Otworzył je na oścież z olśniewającym uśmiechem na ustach.

Dzięki Bogu, zdążył się już ubrać. W innym wypadku chyba nie umiałabym przestać się na niego gapić.

– Miło cię widzieć! Entrez! – rzekł i wpuścił mnie do środka.

W charakterystycznym dla starych kamienic wąskim przedpokoju o wysokim suficie zostawiłam buty i płaszcz, po czym za Danielem skierowałam się do przestronnego salonu. Pokój był jasny, urządzony w stylu eklektycznym, z wyraźnym podziałem na strefy. Po jednej stronie, bliżej środka mieszkania, znajdowała się musztardowa sofa i niski drewniany stolik, trochę dalej stały dwa skórzane fotele, a obok nich wąska komoda, na której położono mnóstwo różnej wielkości wielokolorowych świec w rozmaitym stopniu spalenia. Przy oknie oparte o ścianę podobrazia czekały na wykorzystanie, podobnie jak rolki płótna wystające z plecionego kosza. Na prostej, metalowej półce leżało pełno przyborów malarskich, począwszy od różnego rodzaju pędzli, poprzez najrozmaitsze farby, aż po substancje chemiczne, takie jak terpentyna, której zapach unosił się w powietrzu.

Poza tym artystycznym nieładem w salonie panował porządek. Żadnych porozrzucanych ubrań, żadnych nieumytych naczyń składowanych po kątach.

– Przytulnie tu u ciebie – powiedziałam w końcu, zakończywszy oględziny.

Nadal czułam się trochę niezręcznie, mając jeszcze w głowie wspomnienie na wpół roznegliżowanego Daniela. Gdy tylko widziałam, że Francuz się do mnie zbliża, ruszałam w przeciwnym kierunku, by z bliska podziwiać jego obrazy oparte o ściany.

Tron Pierwszego ŚwiataWhere stories live. Discover now