Luka

37 9 25
                                    

Mój umysł zalewało morze obrazów. Jednocześnie znajdowałam się w swoim ciele i poza nim. Patrzyłam na obcy świat cudzymi oczyma. Widziałam ciemne niebo usiane gwiazdami i rozświetlone przez nie jeden, lecz dwa srebrzyste księżyce; las na wzgórzu, z którego widać było duże miasto z jasnymi domami o czerwonych dachach, nad którymi górował biały pałac wyglądający jak przeniesiony z fantazji - nie miałam pojęcia, jak jego misterna konstrukcja nie zawalała się pod własnym ciężarem; później znowu szłam po chwiejnym mostku wiszącym nad zamgloną przepaścią; uniosłam wzrok i popatrzyłam na bajeczne, pyszniące się kolorami ogrody mieszczące się na czubkach wysokich, lecz wąskich masywów skalnych; podziwiałam niesamowity kanion wyglądający, jakby natura stworzyła go z cudnej urody fioletowego ametystu. Cuda tego świata olśniewały mnie i przerażały swoją innością. Później znalazłam się na zatłoczonym targu. Ciepłe ciała napierały na mnie ze wszystkich stron. Widziałam ludzi o skórze barwy cynamonu, sumaku, mahoniu. Ich twarze były nieznajome, podobnie jak oblicza osób, które pojawiały się przede mną w kolejnych wizjach. Wszystko wokół spowijała moc wypełniająca każdą żywą komórkę. To ona sprawiała, że wszystko, na co patrzyłam, skrzyło się od magii niczym śnieg w promieniach słońca bezchmurny, zimowy dzień.

Obrazy niemal całkowicie przysłoniły rzeczywistość. Poczułam zbliżające się mdłości, jakbym zbyt długo kręciła się na karuzeli. Mocno zacisnęłam powieki. Nie mogłam zaczerpnąć oddechu. Pragnęłam, by to się już skończyło. Przycisnęłam ręce do skroni, zupełnie jakby to mogło pomóc. Natłok wizji był nie do zniesienia. Chciałam krzyczeć.

Zrobiłam krok do tyłu i potknęłam się o dywan. Upadłabym, gdyby Gerard mnie nie złapał. Słyszałam, że coś do mnie mówił, o coś pytał, ale niczego nie rozumiałam. Jego głos mieszał się z głosami niezliczonych ludzi, których obrazy podsuwała moja podświadomość. Ból głowy stawał się nie do wytrzymania.

Nagle po moim ciele rozeszły się impulsy. Z każdym z nich czułam się odrobinę lepiej. Wreszcie ból zaczął powoli przechodzić. Mogłam otworzyć oczy. Pierwszym, co zarejestrowałam, był wbity we mnie zdezorientowany i zmartwiony wzrok Gerarda. Obejmował mnie ramionami, nie pozwalając, bym spadła na ziemię. Serce biło mu tak szybko, że wydawało mi się, że niemal mogę je usłyszeć.

Z mojego powodu?

Popatrzyłam w głąb korytarza. Kilka metrów od nas stał Daniel. Jego ciało było napięte, a spojrzenie utkwione we mnie. Trzymał ręce w kieszeniach spodni i udawał, że spokojnie obserwuje, co się dzieje, ale czułam, że to tylko pozory. Wyglądał jak osoba szykująca się do biegu... albo do walki.

Jęknęłam cicho i zasłoniłam usta drżącą ręką, nie chcąc zwracać na siebie uwagi rodziny. Niezdarnie odepchnęłam się od Petriego. Stałam o własnych siłach, lecz bałam się, że nogi odmówią mi posłuszeństwa. Zalewał mnie zimny pot. Rozkoszne poczucie najedzenia po sutej kolacji ustąpiło miejsca lodowej bryle, która rozgościła się w moim wnętrzu. Oparłam się o ścianę. Stałam, dysząc ciężko, a mój wzrok skakał po dwóch osobach, których pojawienie się wprowadziło zamęt w moim życiu.

Dostrzegłam, że teraz wymienili porozumiewawcze spojrzenia.

- Ty - szepnęłam, wskazując na Gerarda. - I ty - dodałam, patrząc na Daniela. - Wy wiecie, co się ze mną dzieje, czuję to. W mojej głowie nastąpiła eksplozja niesamowitych obrazów z miejsc, które nie istnieją... - Urwałam na moment. Przecież to brzmiało nieprawdopodobnie. - Czy ja oszalałam? - spytałam słabym głosem.

Od lat widuję ducha, więc może ostatecznie zwariowałam?

- Nie oszalałaś - zapewnił szybko Petri. - Podejrzewam, że właśnie zobaczyłaś Eregię.

Tron Pierwszego ŚwiataWhere stories live. Discover now