Róża

52 12 53
                                    

W niedzielę rano pojechałam po przyjaciółkę. Wybierałyśmy się na wspólne śniadanie.

– Zanim zaczniesz, to chcę ci przypomnieć, że dopiero co zachwycałaś się Danielem – odezwała się Klara, nim dopuściła mnie do głosu. – Pan Swobodny już uleciał z twojego niestałego serduszka?

– To nie tak – odparłam. – Cały czas mam go gdzieś z tyłu głowy. I teraz będziemy się widywali niemal codziennie, bo moja mama boi się, że Daniel umrze śmiercią głodową.

– O, czyli teraz będziesz go miała aż w nadmiarze – zauważyła ruda. – Dobra, to już rozumiem. Teraz jestem gotowa słuchać peanów na cześć nowego przystojniaka, który pojawił się w twoim życiu. Co w sumie jest dość zabawne, bo twoi rodzice od lat próbowali cię swatać i każda ich próba spełzła na niczym, a tu nagle pojawia się dwóch kawalerów do wzięcia... Przypadek? – Urwała na moment. – Czy tobie też jest tak zimno?

Klara objęła się ramionami. Podwyższyłam temperaturę w aucie i ustawiłam ogrzewanie foteli. Potem ponownie skoncentrowałam się na drodze. Jechałam boczną uliczką, robiło się ciemno i padał deszcz ze śniegiem, a wilgoć niemal natychmiast zamarzała na drodze, tworząc śliską warstewkę. Wczoraj było ciepło, dzisiaj zaskoczyła nas zima. Takie warunki wymagały wzmożonej uwagi.

– Nie... – powiedziałam, ale ku mojemu zaskoczeniu to słowo uleciało z mych ust wraz z obłoczkiem pary. W samochodzie rzeczywiście nagle się ochłodziło. Zaczęły mi marznąć palce. – Co jest...? – Sięgnęłam do pokrętła i znów podwyższyłam temperaturę. – Zepsuło się coś?

Popatrzyłam na deskę rozdzielczą. Szukałam jakiejś kontrolki sygnalizującej błąd, jakiegoś nieprawidłowego ustawienia, które tłumaczyłoby niespodziewany chłód.

– Opowiedz coś o tym nowym, to może atmosfera nieco się ociepli – zażartowała Klara, ale szybkie spojrzenie na nią uświadomiło mi, że jej usta robią się sinawe.

– Zjadę na pobocze – powiedziałam, przyspieszając, by dojechać do oddalonego miejsca, gdzie barierki nie zagradzały chodnika. – Muszę sprawdzić, co jest nie tak z tym autem.

Podniosłam wzrok na drogę. Nagle, ni stąd, ni z owąd, niemal tuż przed maską pojawił się wysoki, odziany w czerń człowiek. Nie miałam szans go minąć, lecz mimo to gwałtownie skręciłam i wcisnęłam hamulec. Modliłam się, by nie uderzyć w żadnego przechodnia.

Nie wzięłam pod uwagę lodu pokrywającego jezdnię.

Nie dałam rady wyhamować. Samochód wpadł w poślizg.

Nastąpiło gwałtowne uderzenie. Rozległ się paskudny dźwięk świadczący o tym, że w coś uderzyłyśmy. Poczułam ucisk na klatce piersiowej, gdy pasy bezpieczeństwa przytrzymały mnie w miejscu. Głowa Klary pochyliła się do przodu. Ostatnim, co widziałam, był szron na szybach. Przysięgłabym, że jeszcze chwilę wcześniej go nie było.

Straciłam przytomność.

Odległy pisk aparatury, suche powietrze i twarda, szeleszcząca pościel. To były pierwsze rzeczy, które zarejestrowałam. Nie otwierając oczu próbowałam przypomnieć sobie, jak mogłam znaleźć się w obcym miejscu pachnącym drażniącymi nos środkami czystości. Przypomniała mi się droga, gołoledź i Klara.

Szybko podniosłam się na łóżku i niemal natychmiast opadłam na nie z powrotem, dudniący ból w głowie był ogłuszający. Miałam mroczki przed oczami. Wzięłam kilka głębszych wdechów. Spróbowałam się uspokoić. Musiałam się skoncentrować.

– Obudziłaś się, dzięki Bogu!

Obróciłam głowę w kierunku głosu i zobaczyłam mamę. Miała podkrążone oczy i wyglądała na bardzo zmęczoną. Pierwszy raz w życiu pomyślałam o tym, że mama się starzeje.

Tron Pierwszego ŚwiataWhere stories live. Discover now