Rozdział 2

227 26 3
                                    

Wyjątkowo notka na górze! Perspektywę czworonożnego bohatera będę podpisywać : <...>. "Koniec ogłoszenia"

<...>

-Cześć kolego, już jestem- Rzeczywiście nie zajęło mu to sporo czasu. Podniosłem głowę i w drzwiach do pokoju zobaczyłem chłopaka obładowanego różnymi torbami. Wyglądał dość komicznie próbując wnieść wszystko na raz. Po chwili stał już obok łóżka, na którym położył zakupy i odwrócił się w moją stronę.- Zobacz, jakie fajne rzeczy ci kupiłem- odezwał się wesoło. Z jednej z największych toreb wyjął legowisko dla psa. Duże, w niebieską kratę. Ten gość musi na prawdę lubić ten kolor, bo prawie cały jego pokój był niebieski. Nie żartuję. Niebieskie ściany, niebieska pościel, niebieskie poduszki i dywan na podłodze. Właściwie, dopiero teraz przyjrzałem się pomieszczeniu, w którym mam spędzić trochę czasu. Leżałem obok szafy, która znajdowała się na prawo od drzwi. Po drugiej stronie pokoju stało biurko znajdujące się pod oknem. Na środku pomieszczenia stało duże, dwuosobowe łóżko. W kącie dostrzegłem sztalugę. Mój "właściciel" jest artystą. Sypialnia była urządzona dość skromnie, ale przytulnie.

Udało mi się wstać i położyć na nowym posłaniu, które Matt podsunął na stare miejsce. Teraz mogłem spokojnie sprawdzić w jakim tak na prawdę jestem stanie. Doktorek zagipsował mi lewą łapę i obandażował bok. Prawdopodobnie mam też kilka szwów. Na szczęście leczę się szybciej niż człowiek, czy pies, więc niedługo będę mógł już chodzić. Ciekawe, co pomyślą, kiedy tak szybko wyzdrowieję.

- To jeszcze nie wszystko. Na razie nie będziesz mógł opuszczać pokoju, więc swoje sprawy musisz załatwiać tutaj.- Matt położył obok posłania kuwetę i nasypał do niej żwirek. Niebieska, no oczywiście. Nie mam nic przeciwko kuwecie, ale nie ma mowy, żebym z niej korzystał, kiedy jest obok. No bez przesady! Też potrzebuję trochę prywatności.

W końcu doszedł do konkretów i mnie nakarmił. Dostałem dwie nowe miski (nie muszę mówić jakiego koloru), razem z karmą wymieszał jakieś lekarstwa. Nie za bardzo widziało mi się jedzenie psiego żarcia, ale cóż począć. Byłem bardzo głodny.

***

Minęło parę dni i mogłem powoli wychodzić z pokoju, ale Matt zabronił mi schodzić na parter. No cóż, jeśli chcę tu zostać, muszę się go słuchać. Na piętrze oprócz sypialni Matta znajdowały się jeszcze trzy pomieszczenia. Jednym z nich jest na pewno łazienka, pozostałe to pewnie sypialnia rodziców i pokój doktorka. Chociaż, z tego, co się zorientowałem, doktorek nie mieszka z resztą rodzinki. Od operacji widziałem go jeszcze tylko raz, kiedy przyszedł sprawdzić, czy wszystko jest w porządku z moimi ranami.

-Niesamowite! Mogę już zdjąć szwy! Wszystko się pięknie zagoiło! Pierwszy raz widzę coś takiego!- mówił podekscytowany do brata stojącego obok. Widać było, że obu im ulżyło.- Ale nadal musi przyjmować leki. A kość jeszcze potrzebuje sporo czasu, by się całkowicie zrosnąć. Nie przemęczaj się kolego, powiedział, klepiąc mnie po głowie. Ja tylko szczeknąłem w odpowiedzi i zamerdałem ogonem.

Tej nocy sen nie przychodził tak łatwo. Doktorek odstawił mi leki, przez które spałem ja zabity i teraz w ogóle nie mogłem zmrużyć oka. Wsłuchiwałem się w odgłosy dobiegające zza okna. Usłyszałem wycie alfy. Wciąż są w pobliżu, wciąż mnie szukają. Zadrżałem na tą myśl. Z Zamyślenia wyrwał mnie dźwięk, nie z zewnątrz, ale z całkiem bliska. To Matt coś jęczał przez sen. Śnił mu się koszmar. Chyba powtarzał jakieś imię. Mark. Usłyszałem za którymś razem. Wydaje mi się, że już je gdzieś słyszałem jakiś czas temu. Chłopak zaczął płakać przez sen. Czy to był pierwszy raz? Czy płakał, gdy spałem po lekach? Zrobiło mi się go żal. Skoro on tyle dla mnie robi, to ja też mogę coś zrobić dla niego. Wstałem powoli, opierając ciężar ciała jak najbardziej na zdrowej nodze i podszedłem do łóżka. Szturchnąłem nosem rękę wystającą poza krawędź. Nic. Dobra, to może zaboleć. Odsunąłem się kawałek i wskoczyłem na łóżko. Poczułem straszny ból w lewej łapie, ale nie wydałem z siebie żadnego odgłosu. Podsunąłem się do Matta i szturchnąłem jego głowę, zacząłem go lizać po twarzy, aż wreszcie się obudził. Usiadł gwałtownie i zaczął głęboko oddychać próbując się uspokoić.

Pieskie ŻycieWhere stories live. Discover now