Rozdział 26

69 15 9
                                    


Sam


Jakieś pół godziny po opuszczeniu gabinetu Davida staliśmy przed bramą odgradzającą jego posiadłość. Dean wcisnął guzik przy domofonie. Po kilku sekundach przez głośnik usłyszeliśmy zniekształcony głos, zdecydowanie należący do młodej osoby.

- Halo?

- Dzień dobry. Czy to Matthew Wheeler?

- Czy coś się stało?

- Jesteśmy z FBI. Możemy porozmawiać? - Przedstawiłem nas. Przez chwilę po drugiej stronie zapanowała cisza.

- Dobrze. - Rozmówca otworzył furtkę, czemu towarzyszył charakterystyczny dźwięk.

Weszliśmy na teren rozległej posesji. Do domu prowadziła ścieżka zrobiona z jasnej kostki brukowej. Teren był zadbany. Widać było, że ktoś zaprojektował ogród. Wiosną, kiedy kwitły kwiaty musiało tu być pięknie. Niestety o tej porze roku mogłem podziwiać jedynie równo przycięte krzewy i małe drzewka. Podeszliśmy pod drzwi, pokonując wcześniej kilka schodków. Drzwi otworzyły się, ukazując parę centymetrów niższego od Deana chłopaka.

- Witam, jestem agent Bob Plant, to jest agent John Bonham. - Pokazaliśmy mu odpowiednie fałszywe odznaki.

- Pewnie jesteście tu z powodu Aarona? Już składałem zeznania na posterunku.

- Przepraszam, kogo? - Wtrąciłem. Zaskoczył nas. Najwyraźniej w tym mieście dzieje się więcej, niż początkowo zakładaliśmy.

- Aarona? Tego studenta, który zaginął? - Spojrzał na nas zaskoczony, że nie wiemy, o czym mówi.

- Jesteśmy z innego powodu. Chcieliśmy porozmawiać o tym stworzeniu, które ostatnio grasuje w tym mieście.

- Dlaczego FBI zajmuje się tą sprawą? To nie jest robota dla ochrony środowiska?

- Robimy to, co nam każą. Możemy wejść? - odezwał się Dean. Chłopak wpuścił nas do środka.

- Proszę tędy. - pokierował nas do salonu połączonego z kuchnią. - Zrobić panom coś do picia?

- Nie, dziękujemy.

Usiedliśmy na kanapie. Zacząłem się rozglądać po wnętrzu. Mieszkanie nie było urządzone z przepychem, jednak nadal można było łatwo odgadnąć, że nie należy do do ludzi o średnich zarobkach. Dean właśnie miał się odezwać, kiedy usłyszeliśmy jakiś dźwięk dochodzący z tyłu domu. Po chwili w pomieszczeniu pojawił się pies. Piękny owczarek niemiecki. Spojrzał się na nas, lekko przechylając głowę, ale zaraz wskoczył na kanapę naprzeciw nas, na której siedział Matt. Chłopak podrapał go za uchem, a stworzenie ułożyło się wzdłuż jego uda, kładąc głowę na kolanie. Spojrzałem wymownie na brata. Dean pomyślał o tym samym co ja. Musieliśmy być ostrożni w dobieraniu pytań, by nie narobić podejrzeń. Chłopak patrzył na nas wyczekująco. Dean odchrząknął i zaczął mówić.

- Chcemy zadać tylko kilka pytań. Ale najpierw musimy ci coś powiedzieć. - Najgorsze w naszej pracy wcale nie było zabijanie potworów, spanie w starych motelach i życie w ciągłym niebezpieczeństwie. Najgorsze było to, co musiał teraz zrobić Dean. Przekazać komuś informację o śmierci kogoś bliskiego. Starszy brat wyjął z kieszeni komórkę i wyszukał odpowiednie zdjęcie. Kiedy je znalazł, odwrócił ekran w stronę blondyna, by ten mógł się przyjrzeć.

- Znasz tą osobę? - Na twarzy chłopaka najpierw pojawiło się zdziwienie, źrenice rozszerzyły się. Później odmalował się na niej grymas bólu.

Pieskie ŻycieWhere stories live. Discover now