Rozdział 7

151 20 3
                                    

Will

Uśmiechałem się od ucha do ucha, patrząc jak chłopak przygotowuje sobie śniadanie. Przymknięte, opuchnięte jeszcze od snu oczy w cienkich oprawkach patrzyły na mnie od czasu do czasu nieprzytomnie.

-Proszę.- podał mi kubek z gorącą czarną kawą. Upiłem łyk parującego napoju. Matt usiadł na przeciwko mnie przy wyspie kuchennej i zaczął jeść śniadanie. Od jakiegoś czasu przychodziłem rano pod jego dom, skąd razem szliśmy do szkoły. Zawsze częstował mnie kawą i proponował coś do jedzenia.

-Wyglądasz, jak zombie. Nie wyspałeś się?

-Nie mogłem zasnąć, Buddy jest ostatnio strasznie poddenerwowany. Martwię się o niego.- spojrzałem na niego. Uśmiech zszedł mi z twarzy.

-Ale oprócz tego zachowuje się normalnie? Jeśli tak, to nie ma się czym przejmować. Pewnie niedługo mu przejdzie.

-No nie wiem, zachowuje się tak, od kiedy dowiedzieliśmy się o tamtym ataku.

-I myślisz, że to rozumie? Może się o ciebie martwi.- uśmiechnąłem się.

-Nie żartuj sobie, to bardzo mądry pies.

-Nie zaprzeczam temu.- "żebyś tylko wiedział jak bardzo" pomyślałem.

-Właściwie, to chyba go jeszcze nie widziałeś, prawda? Rano zawsze się wymyka na ogród i nie widzę go do powrotu ze szkoły.

-Nie, nie widziałem go, ale tyle o nim mówisz, że na pewno jest niesamowity. Wiesz, może znalazł sobie jakiegoś psiego przyjaciela, albo dziewczynę.- poruszyłem znacząco brwiami.

***

Na zajęciach z chemii mieliśmy eksperymenty ze związkami organicznymi. Pani profesor, ostra babka, ale potrafiła dobrze nauczyć, rozdała nam kartki z doświadczeniami, które mieliśmy dziś wykonać na ocenę. Mieliśmy na wszystko dwie godziny. Na szczęście byłem w parze z Mattem. Może i ogarniam wszystko związane z biologiczną i każdą inną częścią studiów, ale doświadczenia praktyczne z chemii od zawsze były moją piętą achillesową. Często się zdarzało, że stłukłem jakąś zlewkę albo probówkę. Kiedyś w liceum przez przypadek podpaliłem rękaw fartucha, kiedy używałem palnika do ogrzania jakiejś substancji. Matt zajął się wlewaniem do probówek poszczególnych odczynników, a ja w tym czasie zacząłem rysować schemat doświadczenia nr 1. Obserwując reakcję, zapisywałem wszystko na kartce od pani profesor. Od czasu do czasu wymieniliśmy się jakimiś spostrzeżeniami. Przybliżyłem się do Matta, by dokładniej wszystko zobaczyć. Zaraz, czy on się spiął? Mógłbym przysiąc, że tak. O co mu chodzi? Kiedy reakcja skończyła przebiegać, odsunąłem się, nie za szybko, by wyglądało to naturalnie. Bacznie obserwowałem go znad notatek, które właśnie pisałem. Wydawało mi się, że odetchnął z ulgi. Czy on przez ten czas wstrzymywał oddech!? Dlaczego on się tak zachowuje? Przecież jesteśmy kumplami, nie dałem mu powodu, by zaczął myśleć inaczej. Serce zaczęło mi szybciej bić. To wszystko skomplikuje. Nie mogę do tego dopuścić. Tylko co zrobić, by wybić mu to, o czym myśli z jego głowy? Uspokuj się, może ci się tylko wydaje? Ostatnio się tyle dzieje... Może pasz halucynacje?

-Will, wszystko w porządku?

-C-co?- jego głos przywrócił mnie do rzeczywistości.- Jasne, dlaczego pytasz?

-Bo od kilku minut patrzysz się gdzieś w przestrzeń... i złamałeś długopis.- spojrzałem na moje ręce. Faktycznie, tusz wylał się na moje ręce i zaczął brudzić notatki.

-K*rwa!- krzyknąłem i szybko wstałem z krzesła. Rozejrzałem się po sali. Zwróciłem uwagę wszystkich osób w pomieszczeniu, w tym czcigodnej pani profesor, która patrzyła na mnie morderczym wzrokiem.

Pieskie ŻycieWhere stories live. Discover now