Rozdział 8

130 17 3
                                    


Will


Już jakiś czas temu do sali wszedł profesor od angielskiego. Prowadził tak nudny wykład, że o mało nie zasnąłem. W przerwach od wyglądania przez okno obserwowałem zachowanie Matt'a. Widać było, że jemu też się nudziło, ale starał się pisać w miarę sensowne notatki. Zachowywał się normalnie, siedział z brodą opartą na ręce, od czasu do czasu robiąc jakieś bazgroły na marginesie. Spojrzał w moją stronę, jakby wyczuł, że na niego patrzę, a ja szybko odwróciłem wzrok. Zacząłem udawać, że bardzo interesuje mnie to, o czym właśnie mówił pan Butler. No to o... Dobra, nie mam zielonego pojęcia, o czym on dzisiaj mówi. Westchnąłem cicho. Może faktycznie coś sobie ubzdurałem i Matt wcale się dziwnie nie zachowuje? Postanowiłem sprawdzić to jeszcze raz. Tak dla pewności. Przybliżyłem się do niego, badając każdy jego ruch. Nachyliłem się, by szepnąć mu coś do ucha, a on w tym momencie się spiął. Znowu! Siedział prosto jak struna.

-Wiesz w ogóle, gdzie Cath chce iść na te zakupy? Nie mam pojęcia gdzie jest najbliższe centrum handlowe.- Nie mogłem się tak po prostu odsunąć. Cała sytuacja wyglądałaby dziwnie i zrobiłoby się jeszcze bardziej niezręcznie, więc powiedziałem to, co pierwsze przyszło mi na myśl. Odsunąłem się, by mógł odwrócić twarz w moją stronę. Jeszcze tego zaczęło brakować, żeby się zaczął rumienić. Na szczęście jego twarz nie zmieniła koloru na niepokojąco czerwony. Jednak odczułem, że poczuł ulgę, kiedy się odsunąłem.

-Pewnie chce jechać do Campford. To największe miasto w okolicy, jakieś piętnaście kilometrów stąd. Rodzice często robią tam zakupy.- wzruszył ramionami spoglądając na mnie. - Znajduje się tam całkiem duże centrum handlowe i sklep dla artystów, w którym zazwyczaj kupuję swoje przybory.

-Jeśli panom w czymś przeszkadzam, to może wyjdą panowie z zajęć i przestaną zakłócać wykład tym, których on interesuje!- podniósł głos gburowaty profesor i spojrzał na nas gniewnymi oczami. Co ja zrobiłem tym wszystkim nauczycielom, że od rana mnie atakują? Przecież szeptaliśmy, nie wiem jakim cudem ma taki wyczulony słuch. Swoje lata już ma, nie da się zaprzeczyć. Włosy równie białe jak jego wąs i długa broda. Gdyby miał inny charakter mógłby robić za Świętego Mikołaja w jakimś supermarkecie. Nie mówiąc już o tym , że nie widzi dalej niż na dziesięć metrów.

-Przepraszamy.- odezwał się Matt skruszonym głosem.


***


Matt


Wróciłem do domu wyczerpany. Mimo, że jedynie na chemii trzeba było być skupionym, nie miałem siły na nic. Siedzenie parę godzin na nudnych wykładach może być bardziej wyczerpujące niż takie, w których trzeba brać aktywny udział. Rzuciłem torbę w kąt pokoju i wróciłem na dół do kuchni, żeby zrobić sobie coś do jedzenia. Rodzice zazwyczaj jedzą w pracy, a Arthur już z nami nie mieszka, więc sam muszę sobie gotować. Można by pomyśleć, że w taki sposób nauczyłem się gotować i w kuchni jestem mistrzem. Taa, fajnie pomarzyć. Niestety, moje kucharskie umiejętności kończą się na kilku prostych daniach jednogarnkowych. Po spojrzeniu do lodówki, w której jak zwykle było pusto, postanowiłem zamówić pizzę. Dopiero, kiedy złożyłem zamówienie zorientowałem się, że w domu jest cicho. Zbyt cicho. Zaraz, a gdzie Buddy? Wyszedłem na ogród przez taras. Chwilę nasłuchiwałem... nic. Chyba nie wyszedł poza posiadłość? Nie, to niemożliwe. Jest tylko jedno wejście zamykane na pilot. Nie miałby możliwości stąd uciec. Pewnie gdzieś śpi.


***


W końcu nadszedł wyczekiwany przez Cath dzień, w którym całą czwórką mieliśmy udać się na zakupy. Męska i zarazem większa część grupy nie była z tego powodu zbytnio zadowolona. Po naradzie stwierdziliśmy, że na miejsce udamy się moim samochodem, co uczyniło ze mnie kierowcę. Podróż nie trwała długo, ale wystarczyło mi czasu, by jeszcze raz przemyśleć sprawę, która nie dawała mi spokoju od poniedziałku. Mianowicie mam na myśli zachowanie Will'a. Od kilku dni wydaje sie być dziwnie nieobecny duchem. Czasem wydaje mi się, że się ode mnie oddala, jakby tworząc jakiś niewidzialny mur, a w następnej chwili rozmawia ze mną niebezpiecznie blisko mojej osoby. Kiedy siedzimy na wykładach lub przy stanowisku w laboratorium niemalże dotykamy się ramionami, szepcze mi coś do ucha, a potem zachowuje się, jakby nic się nie stało. Naprawdę nie wiem, co o tym myśleć. Może to ja mam jakieś schizy? Chyba zaczyna mi odbijać. Zignorowałbym to wszystko, gdyby nie to, że za każdym razem, kiedy się do mnie przysuwa, dostaję gęsiej skórki, robi mi się gorąco i nie potrafię się logicznie wysłowić. No dobra, podoba mi się, przecież może. Nie jestem ślepy, widzę jak wygląda. Widzę jak zdecydowana większość damskiej społeczności na naszym kierunku wgapia się w niego jak w obrazek. Potem pomyślałem o czymś, przez co brzuch mnie rozbolał do tego stopnia, że myślałem, że zwymiotuję. Co jeśli podejrzewa, że jestem... inny? Może sprawdza mnie, by potwierdzić swoją teorię, bo boi się zapytać wprost? A kiedy się w końcu dowie? Jak zareaguje? Nakrzyczy na mnie, obrzuci obelgami, powie, że się mną brzydzi, i że nie chce się już ze mną zadawać. Albo sprawi mi piekło na ziemi rozgadując wszystkim mój sekret. Potrząsnąłem głową, by spróbować odrzucić od siebie tą myśl. Jeśli się dowie. Muszę zrobić wszystko, by tak się nie stało. Zależy mi na nim, ale nie w żaden romantyczny sposób. Jest moim pierwszym przyjacielem, nie mogę go stracić.

-Uważaj, bo zgubisz się na prostej drodze. Gdzieś ty tak uciekł myślami? W ogóle, czemu wszyscy jesteście jacyś tacy zamyśleni? Jedziemy na zakupy, to świetna zabawa!- Z rozmyślań wyrwał mnie wesoły głos Cath.

-Właśnie dlatego jesteśmy cicho, szykujemy się mentalnie na egzekucję.- odpowiedział jej spokojnie siedzący po mojej prawej stronie Nick.- powiedz mi, proszę, jeszcze raz, dlaczego się na to zgodziłem?

-Bo jesteś najwspanialszym, najlepszym, najprzystojniejszym i w ogóle najkochańszym przyjacielem jakiego dane mi było mieć.- odpowiedziała z ręką na sercu. Spojrzałem na nią z uśmiechem.

-Dzięki, czyli ja i Will robimy tu za sztuczny tłum?

-Oj, nie to miałam na myśli. Wy też jesteście super, ale Nick'a znam dłużej.- Wywróciłem teatralnie oczami.

-No dobra, niech ci będzie, ale musisz kupić mi i Will'owi lody w ramach przeprosin. Co ty na to?- Spojrzałem na Will'a czekając na odpowiedź.

-Co? A, tak, jasne.- nawet nie odwrócił głowy od okna. Pewnie nawet mnie nie słuchał. Zrobiło mi się smutno, ale przecież każdy może mieć gorszy dzień. Sam odezwałem się teraz po raz pierwszy od początku podróży. Może coś się stało. Będę musiał się później o to zapytać. Odwróciłem się twarzą do drogi i wypatrywałem tabliczki ogłaszającej wjazd do miasta.





Tak oto opublikowałam kolejny nudny rozdział. Niby akcja idzie jakoś do przodu, ale nie wiem... Czy moje postacie nie myślą za dużo? Zauważyłam, że wielką część każdego rozdziału zajmują rozważania bohaterów, a niemal całkowicie olałam opis miejsc, w których się znajdują. Postaram się to zmienić i bardziej na nich skupić, tak, żeby było"kolorowiej". Uważam, że dobry opis miejsca może nadać odpowiedni klimat, ale łatwiej jest mówić, niż zrobić...

Pieskie ŻycieWhere stories live. Discover now