Rozdział 10

130 19 9
                                    


Buddy


Matt przekroczył próg domu późnym wieczorem. Niedbale zdjął trampki i przywitał się ze mną. Jak zwykle naskoczyłem na niego i zacząłem lizać jego twarz.

-Cześć kolego. Bardzo się nudziłeś, kiedy mnie nie było?- zaśmiał się. Widać było, że przyjaciele go wykończyli. Przymknął zmęczone powieki, jakby były niesamowicie ciężkie. Nie mówiąc nic więcej udał się na piętro, a potem do swojego pokoju, niosąc ze sobą torby z zakupami.

Podążyłem za nim robiąc małe zamieszanie, plątałem mu się pod nogami i wyprzedziłem w drzwiach. Chłopak zostawił torby obok biurka, zabrał piżamę i ruszył do łazienki. Jutro ma się odbyć ta cała impreza, na którą idzie z przyjaciółmi. Wcześniej musi iść do szkoły. Wsadziłem pysk do toreb, żeby chociaż trochę przyjrzeć się nowym ubraniom. Oczywiście Cath musiała wymusić na nim zakup dwóch kompletów. Zaśmiałem się w duchu na tą myśl, do tej pory tylko raz była w tym domu i skończyło się to na godzinie pieszczenia mnie i słodkich słówkach, jakim to ślicznym pieskiem jestem. Nie, żeby mi to bardzo przeszkadzało. Otrzymałem od niej miesięczny zapas drapania po brzuchu. Kiedy usłyszałem, że Matt wraca, szybko wskoczyłem na łóżko i zająłem swoje stałe miejsce. Było to o wiele łatwiejsze, od kiedy doktorek zdjął mi gips. Zakopałem się cały w kołdrze. Nie musiałem długo czekać, na powrót chłopaka. Rozwiesił mokry ręcznik na oparciu fotela obrotowego i wślizgnął się pod pościel. Odruchowo przysunąłem się do niego. Przyzwyczaiłem się do tego, że przytula mnie w trakcie snu. Wyrobił sobie ten nawyk, podczas moich pierwszych dni w tym domu. Długo dręczyły go wtedy koszmary. Ta cała sytuacja z Markiem sprawiła mu dużo bólu. Bardzo to wszystko przeżywał. Nie dziwie mu się, gdyby to mnie chciał przelecieć uchlany, silniejszy ode mnie facet, też miałbym problem z dojściem do siebie. Sam po raz pierwszy wskoczyłem mu do łóżka, żeby go wybudzić ze złego snu. W ten sposób skazałem się na stanowisko przytulanki.

Chłopak zasnął bardzo szybko, w końcu był zmęczony. Ja miałem problem z zaśnięciem. Coraz bardziej martwiłem się tym, jaki kolejny ruch wykona alfa. Bałem się o Matta i jego rodzinę. Gdyby coś się stało komuś, kto jest mu bliski, popadłby w rozpacz. A ja nie chciałem być jej powodem. Chłopak stał się dla mnie zbyt ważny. Nie chciałem patrzeć jak cierpi przeze mnie. Muszę coś wymyślić, żeby wszyscy wyszli z tego cało. Tylko co? Nawet jeśli oddam się w ręce watahy, oni i tak skrzywdzą tą rodzinę, żeby dać mi nauczkę. Albo za samą pomoc mi, nawet, jeśli mieli mnie za zwykłego psa. W towarzystwie tych ponurych myśli udało mi się w końcu usnąć. Sen jednak nie przyniósł mi ukojenia. Pierwszy raz od dawna to mnie męczyły koszmary, z których Matt mnie wybudzał, po czym uspokajał. Obudziłem się rano tak zmęczony, jakbym w ogóle nie spał.


***


Zanim się obejrzałem, Matt był już w domu. W piątki miał wykłady do czternastej, więc mógł spokojnie zacząć przygotowania do imprezy. Chyba nie za bardzo chciało mu się na nią iść. Zdążyłem go całkiem nieźle poznać i wiem, że nie należy do zbyt towarzyskich osób. Ceni sobie spokój i prywatność. Tak więc spokojnie udał się do łazienki wziąć prysznic. Wrócił po jakiś dwudziestu minutach. Nieźle się wyperfumował, przez mój czuły nos mogłem go wyczuć z drugiego końca domu. Muszę przyznać, że używa całkiem niezłej wody kolońskiej. Wszedł do pokoju owinięty ręcznikiem w pasie. Mokre włosy wisiały strąkami wzdłuż jego rumianej twarzy, zapewne od pocierania jej ręcznikiem, a krople wody skapywały z nich, opadając na nagi, szczupły tors, żłobiły w nim ścieżki i kończyły swoją drogę, wsiąkając w biały, puchaty ręcznik. W tym momencie stwierdziłem, że na mnie pora, więc zeskoczyłem z łóżka i udałem się na ogród. Bycie z nim w pokoju, kiedy się ubiera, było dla mnie dość niezręczne. Robię to też przez szacunek dla jego prywatności i orientacji. Gdyby się o mnie dowiedział, mógłby mnie oskarżyć o podglądanie lub molestowanie. Chociaż i tak nikt by mu nie uwierzył. Do tego mógłbym go tym bardzo zranić, co było ostatnią rzeczą na świecie jakiej bym chciał. Bardzo mi zależało na jego zaufaniu.



Will


Stanąłem przed drzwiami do jego domu równo o umówionej godzinie. Do imprezy u Megan zostało tylko piętnaście minut. Zadzwoniłem do drzwi. Rano tego nie robię, ale o tej porze jego rodzice są w domu, a nie chciałbym wyjść przed nimi za niewychowanego gówniarza. Poczekałem chwilkę na zewnątrz, aż drzwi otworzyła mi dość niska blondynka. Uśmiechnęła się do mnie przyjaźnie.

-Dzień dobry pani Wheeler, przyszedłem po Matta.- odwzajemniłem jej uśmiech. Spotkałem mamę chłopaka tylko kilka razy. Zawsze spieszyła się do pracy, więc nie mieliśmy możliwości dłużej porozmawiać.

-Oczywiście, zapraszam.- odsunęła się i wpuściła mnie do środka.- Matt, Will już przyszedł!

Poczekałem na niego przed schodami. W salonie dostrzegłem jego ojca, więc skinąłem głową w jego kierunku.

-Jestem gotowy, możemy iść.- Jego głos wyrwał mnie z zamyślenia. Spojrzałem w górę schodów, z których właśnie schodził Matt. Wyglądał na prawdę nieźle. W centrum tego nie zauważyłem, bo byłem zmęczony chodzeniem po sklepach, ale Cath odwaliła kawał dobrej roboty. Wybrał ten komplet z "artystyczną" bluzką. Tak myślałem, że ją założy, bo pasuje do jego zainteresowań. Uśmiechał się do mnie nieśmiało. Sięgnął po kluczyki od samochodu. - Wychodzę!- podszedł do mamy, ucałował ją w policzek i skierował się do drzwi.

-Bawcie się dobrze!-usłyszeliśmy jeszcze za sobą i po chwili szliśmy w stronę samochodu Matta. Megan mieszka na drugim końcu miasteczka, więc tak było najłatwiej się dostać. Na dworze było już całkiem zimno, więc zapiąłem swoją kurtkę.



Wsiedliśmy do samochodu, Matt zajął miejsce kierowcy. Drogę przebyliśmy w ciszy. Chłopak wydawał się być zamyślony, bardziej niż zwykle. Odezwałem się dopiero, gdy zaparkował przed domem dziewczyny.

-Nie przejmuj się, nie będzie tak źle. Wejdziemy i wyjdziemy, tak jak obiecałem.- Uśmiechnąłem się lekko patrząc w jego oczy. Moje słowa chyba go trochę uspokoiły.

-Wiem, pamiętam. Po prostu nie mam zbyt dobrych wspomnień z ostatniej imprezy.

Wyszliśmy z samochodu i udaliśmy się wzdłuż ścieżki prowadzącej przez idealnie skoszony trawnik. Dom był duży, nie tak wielki jak Matta, ale do małych na pewno nie należał. Już na chodniku słychać było przytłumioną muzykę.

-No wreszcie jesteście!- usłyszeliśmy zaraz po wejściu przez drzwi. Cath posłała nam promienny uśmiech i wręczyła po papierowym kubeczku z piwem.- Megan już się martwiła, że nie przyjdziesz. Musiałam ją upewniać, że nie zrobiłbyś jej tego, i że specjalnie z powodu tej imprezy poszedłeś na zakupy.- Resztę dodała konspiracyjnym szeptem, puszczając przy tym oczko w stronę Matta.- Nie musisz mi dziękować! Jest w kuchni. No, idź do niej!- popchnęła go w kierunku wcześniej wspomnianego pomieszczenia. Matt popatrzył na mnie wzrokiem osoby idącej na ścięcie. Ja tylko się uśmiechnąłem.

-Spotkamy się później.- nie było sensu przekrzykiwać ten hałas, więc wypowiedziałem to zdanie normalnym tonem, starając się mówić tak, by chłopak mógł je wyczytać z ruchu moich warg. Posłał mi ostatnie błagające spojrzenie i zniknął w następnym pomieszczeniu.



Niesamowite, że nadal piszę to opowiadanie. Ten, kto mnie dobrze zna, wie, że dość szybko potrafię stracić zainteresowanie jakimś tematem. Miałam tak z robieniem na drutach, na szydełku, pieczeniem, robieniem breloczków... Na całe szczęście pisanie mi się nie nudzi. Jeśli tak zostanie, to nie dam Wam spokoju jeszcze przez dłuuuugi czas. :) Tradycyjnie dziękuję za gwiazdki i komentarze. Do następnego, papa :*

Pieskie ŻycieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz