Rozdział 21

78 14 3
                                    


Will


Matt wyszedł, a my siedzieliśmy z pochylonymi głowami w kompletnej ciszy, którą każdy bał się przerwać. Jednak nie mogła ona trwać w nieskończoność. Arthur najpierw odchrząknął, zanim się odezwał.

- Skoczę tylko wywiesić ogłoszenie, że gabinet jest dziś nieczynny i tu wrócę. Nie powinien zostać sam. Mamo, ty jedź do pracy. Dam sobie radę. - Kobieta wpatrywała się najpierw tępo w syna, jakby miała problem ze zrozumieniem jego wiadomości.

- Nie powinnam go tak zostawić. Zadzwonię do Dave'a, że nie przyjadę.

- Nie martw go. Wystarczą mu problemy z firmą. Jedź do niego.

- Ja z nim mogę zostać. - odezwałem się po raz pierwszy od odejścia przyjaciela. - Matt pewnie by nie chciał, żebyście z jego powodu opuścili dzień pracy. Jak raz nie przyjdę na wykłady, to nic się nie stanie. Z resztą on potrzebuje chwili, żeby pobyć samemu.

- Nie jestem pewna. Jesteś jego przyjacielem, ale nie wiesz, kim pan Nash był dla Matta, prawda? - jego mama nie była przekonana co do mojego pomysłu.

- Ja też straciłem kogoś ważnego kilka lat temu. Może nie znałem tego mężczyzny, ale wiem, co teraz czuje Matt. - Tym ją zaskoczyłem. Szukałem poparcia w oczach Arthura.

- Myślę, że to dobry pomysł. Przy nas mógłby się czuć bardziej przybity. O niektórych rzeczach łatwiej się rozmawia z przyjacielem, niż z członkiem rodziny. - Brat przedstawił swoją opinię.

- Ale czy ten temat do takich należy? Po prostu się o niego martwię. Chciałabym mu pomóc, ale nie wiem, jak.

- Na razie musimy mu dać trochę czasu. Potem będziemy go wspierać swoją obecnością. Na rozmowy jeszcze przyjdzie czas. A teraz jedź do pracy. Może nie mów o tym na razie Dave'owi. Ma dosyć na głowie.


***


W ten oto sposób udało się namówić panią Wheeler na mój pomysł. Odczekałem dobrą godzinę od odjazdu Arthura i Mary i zaparzyłem melisę. Będąc już na górze, przystawiłem ucho do drzwi. Nic nie było słychać. Otworzyłem je najciszej jak potrafiłem i wszedłem do środka. Sunąłem powoli po miękkim dywanie i położyłem kubek na szafce nocnej. Matt leżał na łóżku odwrócony tyłem do mnie. Przysiadłem na skraju. Tkwiliśmy tak w niczym niezakłóconej ciszy, póki nie usłyszałem cichego, zachrypniętego głosu.

- Pan Nath był moim nauczycielem z podstawówki. - odchrząknął - Ale nie był byle jakim pedagogiem. Zanim zaczął pracować w szkole jako nauczyciel plastyki był całkiem znanym malarzem. To on zakorzenił we mnie pasję do malowania i rysowania. - Usiadłem bliżej niego i usadowiłem się wygodniej na znak, że słucham go uważnie. Po krótkiej przerwie kontynuował. - Po skończeniu podstawówki zacząłem przychodzić do niego na prywatne lekcje rysunku. Widziałem się z nim raz na tydzień lub dwa do końca liceum. Potem miał wypadek i musiał wyjechać na rehabilitację. Wrócił niedawno do miasta, ale musiał już chodzić o lasce. Przez studia zaniedbałem wizyty u niego i właściwie ostatni raz widziałem go jakiś miesiąc temu. Dlaczego go późnej nie odwiedziłem? Mogłem znaleźć chociaż godzinkę, żeby z nim porozmawiać...

Nie wiedziałem, co robić. Jak go pocieszyć bez wypowiadania zużytych i nic nie wartych formułek. "Wszystko będzie dobrze" rzadko pomaga. Bynajmniej nie mnie. "To nie twoja wina." też odpada. Przy mnie nikogo nie było, kiedy potrzebowałem wsparcia. Co chciałbym usłyszeć w tamtej chwili? Co podniosłoby mnie na duchu? To wszystko potoczyło się za daleko. Nie powinno w ogóle dojść do tych zabójstw. Matt wyrzucał sobie coś, za co nie był odpowiedzialny, a prawdziwy winowajca siedział obok niego. Zacisnąłem pięści, próbując się uspokoić. Po chwili je rozluźniłem i jedną z dłoni położyłem na ramieniu chłopaka. Lekko się wzdrygnął na ten gest, ale się nie odsunął.

Pieskie ŻycieWhere stories live. Discover now