7.Wyjazd

508 44 21
                                    

Czekałem przejęty na ludzi prezydenta. Z emocji cały się trzęsłem. Kurcze... za kilka chwil miałem opuścić Nową Polanię na długi czas, kto wie, czy nie na zawsze? A po za tym... możliwe, że stanę nogą na Lądzie, ale i tak uważam, że to bajka. Dlaczego w takim razie chcę płynąć? Nie wiem... Po kilkudziesięciu minutach jasne światło za oknem oślepiło mnie. Cholera! Nie spakowałem się! Ogarnąłem mieszkanie wzrokiem. Co tu było do wzięcia? Kilka par spodni, bielizna, płaszcz podwodny i reszta ubrań. Wszystko włożyłem do plecaka wraz z książką i kilkunastoma tlenkami. Minęło może kilka minut. Gdy byłem przy wyjściu do środka wbiegło dwóch mężczyzn. Złapali mnie i zaprowadzili do nowoczesnej łodzi. Byłem przerażony. Zdążyłem jeszcze raz się obejrzeć na mój malutki dom, po czym kabina zatrzasnęła się. Dopiero, gdy ujrzałem na kierownicy symbol władzy, zorientowałem się kim byli ci ludzie. Miłe powitanie... Ciekawe, czy prezydent wie, jak obchodzą się z ludźmi? Zostawiłem te myśli na później. Maszyna ruszyła cicho. Moja podróż właśnie się zaczęła. Miałem czas na przemyślenia. To wszystko było takie... nienaturalne i dziwne to mało powiedziane. Zresztą... trudno. Gorzej mi było ze świadomością śmierci Michael. Ona nie żyje! Dopiero teraz zrozumiałem, jak ważna dla mnie była, ale teraz to wszystko przepadło... Ta wyprawa była ostatecznością. Wyruszyłem tylko dlatego, że nie miałem po co zostać. Po trzech godzinach byłem w Sektorze 1. Mijałem wieżowce i wiele innych, obcych mi rzeczy. W Sektorze 24 nigdzie takich nie było. Kilka minut później znalazłem się pod siedzibą prezydenta. Miałem więcej czasu niż ostatnio na oględziny pałacu. Ściany miały kolor beżowy. Pierwsze kilka pięter było znacznie szerszych od następnych. Nieco wyżej był dekoracyjny balkonik, a nad nim budowla ponownie pięła się w górę. Kolumny i łuki to szczegóły przy potędze tego miejsca. Będąc w środku wystrój ponownie mnie zaskoczył. Nie byłem przyzwyczajony do luksusów. Wszedłem do windy. Czekając, aż wjedzie na ostatnie piętro, spróbowałem się zrelaksować. Na próżno... Tiki nerwowe dawały się we znaki, a ja nie mogłem nad nimi zapanować. Usłyszałem ciche piknięcie i rozsuwane drzwi. Strażnicy dalej mnie pilnowali. Za kilka sekund miałem rozmawiać z prezydentem. Znowu... Tym razem miałem zamiar rozejrzeć się za tajnym przejściem, z którego wyszedł. Rozczarowałem się, gdy zobaczyłem go za biurkiem.

-Witaj Luke. - zaczął.

-Witam. - mruknąłem niepewnie. Jak się rozmawia z najwyższą władzą?!

-Mów mi Richard, ewentualnie Smith. - Podał mi dłoń, którą uścisnąłem.

-A więc, Richard, chcę wyruszyć na poszukiwania Lądu - kilka słów, a tyle zmieniają...

-Cieszę się, że jednak zmieniłeś zdanie. Czy masz może plan, gdzie zacząć? - mówił spokojnie. Wtedy dotarło do mnie, że wielu rzeczy nie wziąłem pod uwagę... Odwrotu jednak nie było.

-Nie... - odpowiedziałem, lekko spuszczając głowę.

-Ale ja tak. - Jemu chyba bardziej na tym zależało niż mi. Jeśli w ogóle mi zależało. Wyjął mapę i zaczął omawiać plan podróży. Uznał, że najlepiej będzie zacząć od Oceanu Północnego. Potem mam popłynąć w kierunku Lodowych Krain. Lodowe Krainy, to część Oceanu Północnego. Jest tam pełno lodu unoszącego się na powierzchni wody. Istnieje mit, że znajduje się tam drugi Ląd, ale na tyle zimny i niebezpieczny, że nikt nie udał się jeszcze na tak szaloną wyprawę. Jeśli tam niczego nie znajdę, popłynę na zachód, do Opuszczonego Morza. Trudno to jednak nazwać morzem... Jest to największy ocean świata, ale na tyle kwaśny, że dosłownie zżera z człowieka skórę, pozostawiając same kości. Będzie to najtrudniejsza część. Udając się na południe, wkroczę w strefę, gdzie grasują liczne zmutowane zwierzęta. W szkole dowiedziałem się, że dawno temu wybuchła wojna między dwoma największymi państwami. Jedno z nich wysłało kilka bomb atomowych. Cztery samoloty z sześciu zniknęły w okolicy w tajemniczych okolicznościach. Po apokalipsie w pewnym momencie wszystkie bomby naraz wybuchły zatruwając pobliskie tereny. Promień rażenia był dość duży, jednak kraju nic się nie stało. Tylko tamtejsza fauna i flora uległa mutacji. By promieniowanie nie zadziałało również na nas, będziemy nosili specjalne skafandry. Ostatnią część wyprawy stanowi Ocean Wschodni - podwodne wulkany działają tam codziennie, przez co temperatura jest nie do zniesienia. Jeśli tam niczego nie znajdę, będę musiał się pogodzić z porażką i wrócić do Oceanu Dobrego, czyli do Nowej Polani. Całą jego powierzchnię zajmuje nasz kraj.

-Wyruszysz razem z moimi ludźmi. Dziesięć statków po dziesięć osób. Gotów? Wszystko mamy przygotowane.

-Tak - powiedziałem podekscytowany. Nagle chciałem wyruszyć jak najszybciej. Jako jeden z niewielu ludzi mam szansę okrążyć świat! Nie ma czasu do stracenia. Po godzinie znalazłem się w ogromnym porcie. Panowało tu ogromne zamieszanie. Kobiety żegnały mężów, którzy mieli wyruszyć na wielką wyprawę. Wzruszające pożegnania rodzin, przyjaciół, a ja pośrodku tego wszystkiego, sam, bez nikogo... Ponownie odczułem brak Michael. Podczas długiej wędrówki i uciążliwego przepychania znalazłem się obok łodzi. Westchnąłem. Od teraz będziesz moim nowym domem, Parrotles. Tak się nazywała łódź, w której miałem płynąć. W ciągu kilku sekund ponownie zmienił mi się nastrój. Odczułem wątpliwości, bałem się wsiąść do pojazdu. Co, jeśli po drodze skończą nam się zapasy jedzenia? Luke, nie myśl tak! Weź się w garść!, pomyślałem. Zacisnąłem pięści i wszedłem do środka łodzi. Wielkiej, nowoczesnej łodzi. Każdy miał swoją kabinę, toaletę i... książki! Miałem w swoim pokoju dwadzieścia książek! Radosny wziąłem do ręki pierwszą lepszą i pogrążyłem się w lekturze. Nim się zorientowałem, zmorzył mnie sen.

Obudziłem się z twarzą w książce. Wstałem i ociągnąłem się. Za oknem nie było widać nic poza wodą. Dopiero teraz zorientowałem się, że nie przywitałem się z załogą. Wychodząc z kabiny jeszcze raz spojrzałem przez szybę. Właśnie opuściłem Nową Polanię.

Piorun (1&2)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz