15.Jestem Mavrok - twój koszmar

266 35 6
                                    

Patrzyliśmy na siebie, ale nic nie mogliśmy powiedzieć. Właśnie zaatakowała nas opętana ryba...

-Zawracamy - mruknął Ben. Spojrzeliśmy z Aliss na niego z szeroko otwartymi oczami. Czy on powiedział, że... zawracamy? Przecież to jednocześnie oznaczało koniec!

-Nie ma mowy . Tyle osób zginęło, żebyśmy mieli zawrócić?! Nie ma mowy! Zwłaszcza, jeśli mamy wracać przez te wszystkie oceany, w których zginęło tyle ludzi! - krzyczałem na Papcia. Nie był zadowolony.

-Chyba masz pojęcie, że nie będziemy płynąć mając na ogonie tego demona?! Dla twojej informacji popłyniemy inną trasą. Jesteś zresztą zbyt młody na podróże!

-Czemu w takim razie mnie zabrano i mówisz o tym dopiero teraz?! - w tym momencie Ben spojrzał na mnie ze złością w oczach. Coś we mnie pękło. Cały czas miałem wrażenie, że jest dla mnie kimś bliskim. Jakby... tatą. Tatą, którego nigdy nie widziałem, bo zginął w sektorze 56. Nie kłóciłem się więc dalej i usiadłem w kącie. Musiałem ochłonąć. Za dużo wrażeń w ciągu kilku miesięcy. Nagle poczułem ukłucie w udzie. Nożyk... zapomniałem o nim. Wyjąłem go i zacząłem mu się przyglądać. Wyglądał na stary. Żelazne ostrze z wykutymi wzorami. Rękojeść prawdopodobnie wykonano z kamienia, również z ozdobnymi zawijasami, ale zabarwionymi na zielono. Nieprawdopodobne, żeby magia istniała, a jednak to ostrze takie było - magiczne... Spróbowałem w takim razie je wypróbować. Cholera, przecież ono zmieniło się w dym i pojawiło się w mojej ręce! To nie jest normalne!

Ścisnąłem mocno rękojeść noża i zacząłem intensywnie myśleć. Próbowałem osiągnąć swój cel - zmienić go w dym, tak jak wcześniej. Za pierwszym razem nic się nie stało. Za drugim i trzecim również. Musiałem chwilę popróbować , aż osiągnąłem swój efekt. Zielone zdobienia otoczyła poświata tego samego koloru, która po chwili ogarnęła cały nóż. W jednym momencie moją rękę otoczył zielony dym. Ku mojemu zaskoczeniu po prostu w nią... wsiąkł. Spróbowałem w takim razie go odzyskać. Wyciągnąłem dłoń przed siebie, jakbym miał zaraz wystrzelić piorun i robiłem to co wcześniej. Dla większego skupienia zamknąłem oczy. Po kilkunastu sekundach znowu miałem go w ręce. Ucieszyłem się, jednak gdy napotkałem zdziwiony wzrok Aliss, wzruszyłem ramionami. Westchnęła i odwróciła się. Ją, tak jak mnie, już chyba nic nie zdziwi. W końcu też wiele przeszła. Po chwili poczułem, jak łódź zawraca. A więc Papcio nie żartował...

-Popłyniemy przez kawałek Oceanu Wschodniego, a potem Oceanem Południowym, aż do Oceanu Dobrego. - wytłumaczył. A więc nie odnalazłem Rajskiego Lądu... Czy w takim razie na pewno jestem Gromowładnym?

***

Minął kolejny tydzień. Temperatura w łodzi znacząco się podniosła. To oznaczało, że jesteśmy na terenie Oceanu Wschodniego. Postanowiliśmy jednak nie zdejmować jeszcze skafandrów. Byliśmy zbyt blisko Oceanu Południowego. Postanowiłem się chwilę przespać. Obudził mnie krzyk Aliss. Wstałem gwałtownie z podłogi (nie było tutaj łóżek) i ujrzałem... Adriana. Chociaż czy to na pewno był on? Były kapitan przyłożył lufę pistoletu do czoła Aliss, a Ben stał wściekły nie mogąc nic zdziałać.

-Rzuć broń, Adrian... - powiedział Ben przez zęby.

-Nie ma tutaj nikogo takiego - usłyszeliśmy wyjątkowo ochrypły i niski głos. Z pewnością to nie był dawny Kapitan. - Oddajcie go.

-Już ci mówiłem, nie mamy żadnego Blasku! - krzyknął Ben. Nagle dostrzegł mnie. Oboje wiedzieliśmy, że demon nie zauważył, jak wstałem. Był skupiony na rozmowie z Papciem. Kiwnąłem lekko głową na znak, że za chwilę zaatakuję ducha. W momencie, gdy wystawiłem przed siebie dłoń, Ben skoczył na Aliss, wyrywając ją z rąk kapitana. Zanim go trafiłem, wystrzelił pocisk w kierunku pary leżącej na ziemi. W pomieszczeniu czuć było smród spalonego ciała, które mimo to dalej trzymało się na nogach.

-Kim ty jesteś? - spytałem przerażony. Ten duch OPĘTAŁ CIAŁO MARTWEGO CZŁOWIEKA!

-Jestem Mavrok - twój koszmar - powiedział, po czym chwiejnym krokiem ruszył w moją stronę. Jego włosy dymiły się, a na rękawie niebieskiego munduru, w którym został pochowany, widniała dziura, odkrywająca spaloną część ręki. Wystawiłem dłoń i ponownie użyłem mocy. Demon zaśmiał się, jednak nie zatrzymał się. Był może metr ode mnie, gdy po raz trzeci, tym razem używając obu rąk, wystrzeliłem piorunem. Zmasakrowane ciało zachwiało się i opadło na plecy, jednak nie wydało jeszcze ostatniego tchnienia. Przerażony ciskał w niego piorunami, jednak nie wyrządzało mu to większej krzywdy. Nagle opętane ciało przewróciło się na brzuch i używając rąk, czołgało się ku mnie. Sparaliżowany strachem, patrzyłem się, jak wyciąga rękę i łapie mnie za nogę. Krzyknąłem i kopnąłem go w twarz. Demon ponownie się zaśmiał i ugryzł mnie w nogę, którą trzymał. Jak pokonać kogoś, kto nie czuje bólu?! Wyrwałem się i ponownie wystrzeliłem piorun. W miejscu, gdzie trafiłem, pojawił się ogień. Po chwili całe ubranie mężczyzny płonęło. Ogień zaczął trawić jego skórę. Ciało, którym władał duch, zaczynało być bezużyteczne. Z furią uderzyłem piętą w jego głowę. Dźwięk łamiącej się czaszki i widok wypływającego mózgu pozostanie w mojej głowie na zawsze... Z masakrowanych zwłok wyleciał dobrze mi już znany czarny dym. Czarny duch uśmiechnął się szyderczo i rozpłynął w powietrzu. Wycieńczony opadłem na kolana i zwymiotowałem.



Piorun (1&2)Where stories live. Discover now