19.Nie taki diabeł straszny, jak go malują. Może być gorszy.

229 28 13
                                    

        Leżąc na łóżku myślałem, po co tak właściwie siedzę w tej wiosce. Już dawno mogłem wyruszyć dalej i zmierzać w stronę "w piorunach uwięzionego", a jednak tkwiłem tu dalej. Teoretycznie chciałem tutaj znaleźć Murzyna, którego spotkałem na plaży. Czułem jednak, że sam fakt, że jest warty zaufania nie powinien być na tyle ważny, żebym musiał go odnaleźć. Cóż, mimo to intuicja kazała mi się z nim spotkać. Starałem się to wyjaśnić i po chwili zrozumiałem - nie znałem tej wyspy, a chłopak sprawiał wrażenie obeznanego w terenie. Zapewne zgubiłbym się po kilku dniach wędrówki. Pogrążony w myślach nie zauważyłem nawet, że pierwsze promienie słońca wdarły się do mojego pokoju. Chwilę potem rozległo się pukanie do drzwi i do pomieszczenia weszła niska kobieta w średnim wieku. W rękach trzymała kilka zestawów ubrań, które położyła na moim łóżku. Po chwili do pokoju wszedł również... mój tłumacz i jakby nigdy nic, z uśmiechem na twarzy, wskazał na wszystkie stroje po kolei, tłumacząc który i kiedy zakładać. Przypatrywałem się każdemu strojowi.Wiele z nich były zrobione z miękkiego materiału, jednak miały różny krój. Ubranie dzienne składało się z kolorowej bluzki i szarych spodni. Elegancki strój stanowiły skórzane spodnie i biała koszula. Ostatnie, nocne, to była długa bluzka, i ku mojemu przerażeniu, brak spodni!

-Mam spać... nagi?

-Przecież masz koszulę - oznajmił mężczyzna.

-Uch... No tak. - powiedziałem, by mieć ten temat z głowy. - A możesz mi się przedstawić?

-Oczywiście. Jestem Tukif. Jak dobrze pamiętam, twoje imię brzmieć Kabare?

-Tak, Kabare.

-Aha... A więc strój galowy zakładasz gdy Git fah tyre!

-Yyy? - Uniosłem lekko brew, by dać mu znać, że nie zrozumiałem.

-Tyre! Fah! - krzyknąła kobieta obok Tukifa.

-O co chodzi? - spytałem poirytowany, jednak nie dostałem odpowiedzi. Poczułem za to łaskotanie w okolicy ramiona. Spojrzałem na nie i zauważyłem mały, biały puszek. Odwróciłem się w stronę okna i zobaczyłem... śnieg. Z nieba zaczął spadać biały puch przykrywając dachy wioski.

-To... to jest niesamowite.

-Prawda? - odpowiedział Tukif.

-Ale... jak? Przecież jeszcze wczoraj nie dało się wytrzymać z gorąca!

-Ja wiem. Ale wódz mówi, że to niezwykła wyspa. Określa ją Wyspą Ognia i Lodu.

-Ładne określenie... Ale co ze strojami?! - Olśniło mnie nagle. Jak mieliśmy wytrzymać mróz w takich cienkich ubraniach? Odpowiedź była jeszcze bardziej zaskakująca.

-Przecież masz. - spojrzałem na tłumacza jak na idiotę.

-C-co proszę?

-No masz.

-Te cienkie stroje, które w ogóle nie chronią przed mrozem?

-Ale ciepło jest.

-Jak? - Zdziwiony wychyliłem się przez okno. To była prawda - na dworze było ciepło. - Ale... jak?

-Wyspa Lodu i Ognia  - odpowiedział wymijająco. Po chwili przebrałem się w strój codzienny i wyszedłem na zewnątrz. Choć śnieg padał coraz mocniej, temperatura nie obniżyła się znacząco.

-Jak często pada tutaj śnieg? - spytałem, gdy obok mnie pojawił się Tukif.

-Wódz mówił, że ostatni raz spadł sto lat temu.

-Niesamowite...

-Tak, zwłaszcza że z tej okazji zostanie wyprawiona huczna przyjęcie. Powinnaś się ubrać odpowiednio. Będziesz honorowym gościem. - Z tą informacją zostawił mnie i odszedł w stronę jednego z domów. Spędziłem jeszcze trochę czasu na dworze, ale gdy rozpętała się zamieć, wróciłem do domu. Usiadłem na łóżku i wsłuchałem się w szum wiatru za oknem.

***

Obudziła mnie głośna muzyka. Rozespany wstałem i zauważyłem, że zasnąłem w stroju dziennym. Cały wczorajszy dzień zaczął mi się przypominać. Stroje, śnieg, Tukif. Przebrałem się szybko w galowe ubranie i otworzyłem okno. Śnieg przestał padać. Teraz cała wioska i las były pokryte grubą warstwą białego puchu. Widok był niesamowity.  Na placu w centrum osady roiło się od ludzi. Wszyscy tryskali radością, kilka osób grało na bębnach, a najmłodsi mieszkańcy bawili się wspólnie. To było dziwne. Wszyscy sprawiali wrażenie jedności, rodziny. Nagle przypomniałem sobie dzień pożaru. Wybiegli wszyscy, wiadra przekazywane były z rąk do rąk. Ci ludzie rozumieli się bez słów. Nawet w Polani nie było takiej jedności. Szybko zbiegłem po schodach i wyszedłem na zewnątrz. Przez kilka minut błądziłem wśród bawiących się ludzi szukając tłumacza. Nie udało mi się go znaleźć, więc postanowiłem, że spróbuję porozumieć się na migi. Przyłączyłem się do grupy tańczących nastolatków i nim się obejrzałem, minęło popołudnie. Zmęczony wielogodzinną zabawą oddaliłem się w cichsze miejsce. Skręciłem w jedną z uliczek i usiadłem na dużym kamieniu. Uśmiechnąłem się do siebie. To chyba najprzyjemniejsza część tej podróży. Nagle zobaczyłem w oddali Tukifa. Zachowywał się dziwnie. Co chwilę się rozglądał, dopóki nie wszedł do zarośli. Wstałem i powoli zbliżyłem się w kierunku krzaków. Kątem oka ujrzałem kolejną osobę. Odwróciłem wzrok i ujrzałem... tego samego chłopaka co kilka dni temu na plaży. Ten również wszedł w zarośla. Po krótkiej rozterce zdecydowałem się śledzić tłumacza. Prawdopodobnie straciłem jedną z szans na odnalezienie chłopaka, jednak skoro przebywa w wiosce, prędzej czy później się spotkamy. Tymczasem musiałem się dowiedzieć, dlaczego osoba, która ma mi pomagać, ukrywa się w zaroślach i tak dziwnie się zachowuje? Gdy znalazłem się w krzakach, przyszykowałem  ręce do wystrzelenia piorunem. Skradałem się najciszej jak mogłem, przypominając sobie przedwczorajszy wieczór. Nie chcąc popełnić tego samego błędu co wtedy, zatrzymałem się w krzakach i rozejrzałem dookoła. Nagle ktoś się na mnie rzucił.

-Cholera! - krzyknąłem, gdy zobaczyłem nad sobą twarz Tukifa. Spróbowałem go porazić, jednak piorun nie zrobił mu najmniejszej krzywdy. Właśnie teraz zauważyłem czarny dym, który go otaczał.

  Zapraszam do czytanie książki jednej z moich czytelniczek (NieznanyAutor) pt.Miasto Skazańców - Opór przeciwko ciemności. Do napisania ;)

Audycja zawierała lokowanie produktu xd


Piorun (1&2)Where stories live. Discover now