20.Tukif

305 29 22
                                    

Próbowałem się wyrwać, jednak opętany tłumacz był silniejszy. Po chwili zaprzestałem siłowania się - nie miałem szans. Byłem pewien, że to już mój koniec, aż nagle...

-Pon harum desawy?! - Z zarośli wybiegł dobrze mi znany chłopak. Moja mina musiała być w tym momencie powalająca. Tukif puścił mnie zaskoczony i odwrócił się w kierunku chłopaka. Wykorzystałem ten moment przywołując nóż i rzuciłem się na mężczyznę. Okazał się być szybszy ode mnie i zatrzymał moją rękę tuż przy swojej szyi. Wtedy chłopak zaatakował i zaczął okładać Tukifa pięściami. Przerażony wybiegłem z krzaków poszukać straży, jednak bawiący się ludzie uniemożliwi dojrzenie jakiegokolwiek żołnierza. Zestresowany przeciskałem się przez mieszkańców wioski. Czy nawet na odległej wyspie strażnicy pojawiają się w najmniej odpowiednim momencie, ale gdy są potrzebni, to wyparowują?! To się chyba nigdy nie zmieni... Nie wiem ile czasu spędziłem wśród tłumu, ale w pewnym momencie olśniło mnie, że zostawiłem chłopaka samego z demonem. Jak oparzony wybiegłem z placu potykając się o własne nogi. Oczywiście moje szczęście nie pozwoliło na dotarcie do celu, ponieważ poślizgnąłem na papce ze śniegu wymieszanego z wodą. Straciłem równowagę i wywaliłem się na ziemie.

-Au... - wstałem i otrzepałem się ze śniegu. Bolał mnie brzuch, noga i nie mogłem biec. - Neema! - wykrzyknąłem. Może on przywoła straż? Kulejąc doszedłem do domu wodza i zapukałem głośno. Nie czekając na otwarcie drzwi, wtargnąłem do środka. Kilka sekund później wódz wiedział o wszystkim.

-Mavrok?

-Tak, to jego imię. - odpowiedziałem Neemie. - Opętał Tukifa.

-Mogę zrobić tylko jedno...

-No to szybko! - krzyczałem, nie zważając na konsekwencje.

-..tylko nie wiem czy ty tego chcesz.

-To nieważne! Ktoś z nich może zginąć!

-A więc... Trzymaj to - powiedział i wyjął z szafy obok złożone w kostkę brązowe szaty.

-Co to jest? - spytałem zaskoczony.

-Przyjrzyj się - odpowiedział jeszcze bardziej tajemniczo niż zwykle. Rozłożyłem więc ubrania i zobaczyłem w miejscu, gdzie powinna znajdować się moja moja lewa pierś, dziwny zielony symbol. Po dokładniejszej obserwacji zauważyłem, że przedstawia zielonego ptaka, a z jego długich pazurów wystrzeliwują pioruny. Wydawał mi się znajomy...

-O boże! - wykrzyknąłem zakrywając sobie usta. Przywołałem sztylet i przyjrzałem się jego rękojeści. Zielone świecące wzory układały się na kształt piorunów, a przy samym dole dostojnie widniał nieruchomy zielony ptak.

-Dzięki temu płaszczowi jesteś w pewien sposób niewrażliwy na magię. Demon nie zrobi ci nic poważniejszego, dopóki masz ją na sobie. Pamiętaj jednak, że miecze i strzały dalej są dla ciebie potężnym zagrożeniem.

-Niestety - powiedziałem i nałożyłem na siebie płaszcz. Był jakby stworzony dla mnie.

-Czemu wybrałeś akurat sztylet? - spytał Neema.

-Słucham? - Nie zrozumiałem o co mogło mu chodzić.

-Czemu nie wybrałeś miecza lub łuku, tylko nędzny sztylet? - Dalej nie rozumiałem, chociaż... czy on mówił o TYM sztylecie, którego właśnie trzymałem w dłoni? Przełknąłem ślinę, ścisnąłem mocno nóż i wyobraziłem sobie jeden z najpiękniejszych łuków, cały zielony i błyszczący w świetle księżyca. Razem z nim czarny kołczan, a w nim strzały z ciemnozielonym grotem i białą lotką . Nie minął moment, a to wszystko miałem na sobie. Łuk w ręce i kołczan z zawartością przewieszony przez ramię. Czułem się jak w bajce. To wszystko było takie niewiarygodne... Pozostało już tylko jedno. Narzuciłem na głowę kaptur płaszcza.

-Wrócę za chwilę.\ - oznajmiłem wodzowi. Ból w nodze zmniejszył się, czułem się o wiele silniejszy. Gdy znalazłem się przed zaroślami nie słyszałem żadnego dźwięku. A co jeśli chłopak zginął? Nie było mnie około dziesięć minut. Niemożliwe, by przetrwał walkę z człowiekiem opanowanym przez potężnego demona. Odpędziłem te myśli od siebie i jak najciszej zacząłem się skradać przez zarośla. Kiedy zaczęły się przerzedzać przez chaszcze, wyjąłem jedną strzałę i naciągnąłem ją na łuk. Ostrożnie wyszedłem z krzaków. Cisza, pustka. Wziąłem głęboki oddech i wytężyłem słuch. Śnieg pod nogami sprawiał wrażenie dywanu, a powietrze było lekkie. Nie ukrywam, czułem się bardzo dobrze, ale teraz nie na to czas. Po kilkunastu sekundach usłyszałem upragniony szelest w oddali. Udałem się mniej więcej w tym kierunku. Serce biło mi szybko. Może tym razem go pokonam? Minąłem jedno z drzew i moim oczom ukazała się piękna, nieduża polana. Przez korony drzew dostawało się trochę światła księżyca. Tknięty przeczuciem, stanąłem na jej środku. Cały czas miałem naciągnięty łuk, który po chwili rozbłysnął jasnym, zielonym światłem.

-Witaj, Mavrok - powiedziałem i odwróciłem się. Wiedziałem, że tam był. Krył się gdzieś w krzakach. Wycelowałem w jeden z nich i puściłem cięciwę. Dopiero w tym momencie sobie przypomniałem, że nigdy nie używałem łuku, lecz ku mojemu zaskoczeniu - trafiłem w coś, ale niestety nie był to demon. Strzała z świstem przeleciała przez polanę. Z zarośli wyleciały spłoszone, lecz piękne, żółte ptaki. Końce ich skrzydeł porośnięte były niebieskim pierzem. Chwilę po nich wypadł kolejny, ugodzony moją strzałą. Powoli jego kolor zmieniał się w zielony, aż w pewnym momencie z jego wszelkich otworów, dziobu i oczu, wydobył się w tym samym kolorze dym. Ptak znowu był żółty, ale martwy. Ja za to przerażony. Jaką  broń trzymałem w rękach i co zrobiła temu zwierzęciu? Dostałem drgawek, które po chwili musiałem opanować. Z przeciwnej strony wyszedł bowiem Tukif. Wyjąłem z kołczanu drugą strzałę i naciągnąłem ją.

-Po co tyle nerwów? Lepiej od razu się poddaj, to będzie mniej bolesne - mówił przerażającym, niskim i głębokim głosem.

-Ja  to powinienem powiedzieć - odpowiedziałem i wystrzeliłem pocisk. Opętany tłumacz zrobił unik. Strzała uderzyła w drzewo za nim. Szybko wystrzeliłem kilka kolejnych, niestety pudłując.

-Coś ci nie idzie - powiedział i zaśmiał się głośno. I wtedy stało się coś niewiarygodnego. Wystawił ręce i wystrzeliły z nich... dwa pioruny. Trafił mi prosto w pierś, ale jak mówił Neema - płaszcz mnie ochronił. Uśmiechnąłem się szeroko i wystrzeliłem serię pocisków w kierunku Tukifa. Wtedy na jego ręce pojawiła się dziwna, czarna kula. Wszystkie strzały, które poleciały w jego kierunku odbiły się od niej i opadły na ziemię. Sięgnąłem do kołczanu po jeszcze jedną strzałę. Ku mojemu przerażeniu znalazłem tylko jedną. Wtedy do głowy wpadł mi pewien pomysł. Zrobiłem przerażoną minę i powoli zacząłem się cofać.

-Haha! Mnie nie pokonasz. Jeszcze tego nie zrozumiałeś? Teraz dopilnuję, byś zginął w cierpieniach! - krzyknął i wyjął zza pasa nóż. Pobiegł w moim kierunku. To był ten moment! Wyjąłem strzałę, która po chwili poleciała w kierunku tłumacza. Plan jednak nie poszedł po mojej myśli. Człowiek zatrzymał się, a z jego ciała ulotnił się czarny dym - Mavrok. Uciekł z ciała Tukifa. Strzała trafiła w pierś mężczyzny, a demon uciekł. W lesie ponownie zapanowała cisza. Jedyne, co się zmieniło, to martwe ciało Tukifa i śnieg pod nim zabarwiony jego krwią.


Piorun (1&2)Where stories live. Discover now