15. Rozdział 2

77 7 14
                                    

Rozdział 2

Poranek był zimny. Sezon ciepły dopiero się rozpoczynał. Odczucie chłodu pogłębiało coraz wilgotniejsze powietrze, kiedy grupa ludzi pod dowództwem panienki Muscida zbliżała się do trojakiej granicy. Talithańskie knieje były ogromne, gęste i wilgotne. Ich mieszkańcy jako jedyni byli w stanie przetrwać w tych pięknych, choć bezlitosnych puszczach. Alicja dokładniej otuliła się płaszczem i ścisnęła mocniej lejce w pięści. Mniej więcej pod splotem słonecznym czuła ścisk. Nie mogła usiedzieć w siodle. Nie mogła powstrzymać uśmiechu, brwi miała lekko ściągnięte. Czuła ekscytację. Buzowała w niej, odkąd zobaczyła kamienne formy w oddali. Już za chwilę pozna nowych mieszkańców Centrum – to zawsze ją pobudzało. Chciała już ich zobaczyć.

­– Dawaj mała – szepnęła do Etain.

Zerwały się galopem, zostawiając przybocznych daleko z tyłu. Chłodny wiatr szarpał jej włosy i smagał policzki, sprawiając, że soczyście różowiały.

– Panienko! – zawołał zaniepokojony Finn. Zaraz po tym zaklął pod nosem, znowu to zrobiła.

Alicja nawet nie usłyszała. Krew szumiała jej w uszach. Adrenalina zakłóciła postrzeganie wszystkiego wokół. Jedynie skupiała wzrok na kamiennych ścianach. Wejścia jeszcze nie było widać. Ktoś, kto nie wie, że ono tam jest, nie zauważy go nawet jakby przeszedł niedaleko. Trzeba wiedzieć, gdzie i od której strony podjechać. Jest spore, jednak na początku dość zawiłe. Niewielka riksza z uzdolnionym woźniczym, który znał drogę, dałaby radę. Jednak wjechanie na rozpędzonym koniu to czyste szaleństwo. Akurat szaleństwo to złe określenie panienki Muscida... Pełna energii, gwałtowna, temperamentna, ale szalona? Nie omieszkała wjechać wraz z Etian w zawiłe, skalne korytarze. Oczywiście odrobinę zwolniła. Kątem oka zauważyła swoich ludzi, próbowali ją gonić. Uśmiechnęła się pod nosem. Skupiła się na lawirowaniu w skalnych korytarzach. Zmusiła nawet Etian do przeskoczenia przez sporych rozmiarów głaz. Usłyszała szum rzeki. Już widziała kamienną bramę, za którą znajdował się most. Ostatni odcinek trwał krócej niż jej oddech. Serce zabiło jej mocniej, kiedy przekroczyła misternie rzeźbioną bramę. Jej oczom ukazał się trojaki kamienny most, tuż nad rozwidleniem rzeki. Przed nim stał furgon, z którego wychodzili ludzie. Jako pierwszy jej wzrok przykuł panicz Gloven. Thalithańczyk znał drogę, którą mogły przejechać niezbyt szerokie furgony. Akurat te dwa, którymi się poruszali, były specjalnie przygotowane do przejazdu przez skalną dolinę.

W jaki sposób Elish, panienka Muscida, zawarła wyrafinowany i tajny układ z Glovenem, paniczem leśnego kraju? Porozumienie między Talitha a Mizar istniało od lat, i to właśnie dzięki państwu jezior Alicja, zyskała szansę na ratowanie leśnej ludności. Ów wspomniane wyżej porozumienie miało miejsce między aktualną władczynią Mizar a starszym synem władczyni Talitha. Za młodu Mirry podczas szaleńczej ucieczki w głąb parnych kniei napotkała Glovena, żadne z nich nie wiedziało o swoim pochodzeniu. Przyjaźń, która zakwitła lata temu, obu stronom przynosiła korzyści. Po pewnym czasie istnienia Centrum i jego powoli szerzącej się sławie w nielicznych kręgach, Mirra zapoznała Alicję z paniczem Talitha. Mieli wspólny cel. Obrona poddanych. Transport nie zdarzał się często, jednak wystarczająco, żeby utarł się schemat działania, do którego obie strony już przywykły. Gloven eskortował ludzi do trojakiej granicy, na stary kamienny most, a tam ludzi przejmowała Alicja. W części kamiennej doliny leżącej w Muscida należące do panicza Glovena wozy by nie przejechały. Dlatego przed wejściem właśnie parkował wóz pod strażą ludzi Muscida. Niedługo powinni do niej dołączyć.

Uśmiechnęła się pod nosem, wyhamowała klacz tuż przed wjazdem na most. Od strony Talitha wchodziła właśnie na niego grupa ludzi. Panicz szedł jako pierwszy, za nim jego dwójka strażników, później piątka ludzi w różnym wieku i konwój zamykała trójka łuczników. Alicja doskonale wiedziała, że to nie wszyscy ludzie Glovena, reszta musiała się kryć gdzieś w pobliżu. Pokręciła z rozbawieniem głową. Odkąd go znała, zauważyła u niego przesadną dbałość o własne bezpieczeństwo. Może było to spowodowane zawistnym, nienawidzącym go braciszkiem? Nie miała pojęcia. Zgrabnie zeskoczyła z konia, poły jej sukni zafalowały finezyjnie w powietrzu i opadły tuż po stopach na ubitą ziemię. Niewielki obłok kurzu wzbił się w górę. Ruszyła. Powoli, nigdzie się nie śpieszyła, jakby przed chwilą nie gnała pełna ekscytacji. Oddychała powoli i szła z uniesioną głową z lekkim uśmiechem. Jedyne co mogło ją zdradzić to lekko zaróżowione policzki.

Wega. Zakończmy wojnę.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz