3. Rozdział 1.3

130 17 9
                                    

~ * ~

Chłopak kolejny raz rozejrzał się wokół czy nikt za nim nie idzie. Kiedy tylko opuścił ruiny skierował się w głąb lasu, pamiętał, że wcześniej przechodzili koło płytkiego potoku. Nie musiał iść daleko, by usłyszeć szum. Stanął na głazach wpatrując się w płynącą wodę. Wywoływało to u niego ułudny stan spokoju. Jego umysł, jest tak zszargany i wypełniony chaotycznymi myślami, że nawet nie pamiętał, jak to jest czuć spokój. Kopnął kamyk, obserwując jak tonie. Przypomniał sobie śmiech kolegów z oddziału, który już chyba nie istniał. Mężczyźni nazywali go chucherkiem, przez drobną budowę, jednak lubili i szanowali za to jak walczył. Zazwyczaj cichy, ale potrafił się odciąć, kiedy go któryś zaczepiał. Schludne chucherko, które nie wiadomo kiedy tak o siebie dbało. Nigdy nie widzieli, żeby się kąpał, a nie śmierdział, jak niektórzy z nich po dłuższej niemożliwości zażycia kąpieli. Śmieli się z niego, mówili, że może jest Gwieździstym stworzeniem i się nie poci albo krewnym Władcy. Co oczywiście było głupotą, bo nawet Władcy się pocili, bądź co bądź też byli ludźmi. A to nie do końca tak. Na twarzy młodego żołnierza pojawił się lekki uśmiech. Poczuł coś na kształt nostalgii. Brakowało mu jego oddziału. W walce skuteczni, umieli sobie pomóc. Podczas chwili spokoju głośni i nieznośni, niczym duże dzieci. Tay miał cichą nadzieję, że chłopaki jednak żyją i dalej kopią tyłki megrezyjskim najemnikom.

Niewielki plecak został rzucony na kamienisty grunt. Tuż obok upadły skórzane rękawice, wojskowa duża kurtka i tunika. Na klatce piersiowej młodego żołnierza ciasno zawinięty kawałek materiału zasłaniał... Materiał zasłaniał piersi. Dziewczyna przeciągnęła się, krótko ciesząc się chłodnym wiatrem okalającym jej ciało. Syknęła. Rana po ostatnim starciu dała o sobie znać. Uklękła na brzegu, obmyła starannie ramię i oczyściła rozcięcie. Na szczęście było to proste i płytkie cięcie. Powinno się szybko zagoić. Sięgnęła do plecaka po czysty materiał, który zawinęła wokół rany, pomogła sobie zębami zawiązując supeł od wewnętrznej strony ramienia. Tkanina niemalże natychmiast zabarwiła się na czerwono. Zanurzyła dłonie w potoku i umyła twarz. Skrzywiła się, kiedy dotknęła włosów, poczuła, że są sklejone. Rozwiązała rzemyk, rozpuszczając je i położyła go niedaleko reszty rzeczy. Pochyliła się jak najniżej mogła i dłońmi obmywała włosy. Starała się nie patrzeć na ściekającą z nich czerwień. W momencie, kiedy woda wlała jej się do uszu, poczuła mocne szarpnięcie za ranne ramię. Zaskoczenie oraz nagły ból otępiły ją na tyle, że przez moment nie wiedziała, co się stało.

– A myślałem, że w Phekda do woja bab nie biorą. – Śniady mężczyzna wysyczał dziewczynie do ucha.

Doszło do niej, że oprawca wykręca jej ranną rękę do tyłu, powodując jej tym podwójny ból. Drugą rękę przełożył jej pod prawą pachą i trzymał za brodę, odchylając tym samym głowę do tyłu. Mokre włosy poprzyklejały jej się do twarzy. Dziewczyna poczuła, jak robi jej się gorąco. Psia mać, jak mogła dać się tak podejść?!

– No, pokaż mi się. – Rozbawiony mężczyzna mało delikatnie przesunął jej dłonią po twarzy, odgarniając mokre kosmyki do góry. Złapał mocno za jej włosy i pociągnął do tyłu. Gwizdnął, kiedy zobaczył jej twarz. – Ładniusia jesteś. Marnujesz się w wojsku.

Tay syknęła, próbując się wyrwać. W jej głowie huczało tylko jedno słowo – Kurwa, kurwa, kurwa... Co ona, do jasnej cholery, ma teraz zrobić?! Jej myśli zawładnął chaos. Skrzywiła się, kiedy poczuła, że mężczyzna mocniej ścisnął jej rękę. Już po niej...

Nagle w jej głowie rozbrzmiały słowa dziadka – Kiedy znajdziesz się w sytuacji pozornie bez wyjścia, weź głęboki oddech, rozejrzyj się dookoła, zobacz, co cię otacza, poszukaj rozwiązania. A kiedy na nic nie wpadniesz po prostu wal w mordę, to zawsze jakieś wyjście. Pamiętała jak śmiał się po tych słowach. W tej chwili już nie pamiętała, czy mówił to w żarcie, czy na poważnie. Postanowiła skorzystać z rady dziadka.

Wega. Zakończmy wojnę.Where stories live. Discover now