4. Rozdział 1.4

128 19 29
                                    

~ * ~

– Zbierać tyłki. – Rzuciła dziewczyna wchodząc wśród ruiny. Bez słowa zaczęła zasypywać ognisko kopiąc butem w piach. Z związanych już włosów, dalej ściekała jej woda.

– Popieprzyło cię?! – Chad nie był zadowolony z faktu, że odrzut spod buta dziewczyny trafił w jego drugą porcję kurczaka.

– Zamknij ryj, debilu – warknęła ściszonym głosem i złapała chłopaka za materiał kurtki, podnosząc do góry. Zajście nad potokiem sprawiło, że wszystkie nerwy jej puściły. Nie miała ochoty cackać się z kimkolwiek.

– Tay, spokojnie. – Dowódca z przypadku uniósł ręce w uspokajającym geście. – Co z twoją twarzą? – Przyglądał się opuchniętej wardze dziewczyny.

– Napotkałem człowieka z Merak. Możliwe, że to zwiad. – Odepchnęła młodego, powracając do zasypywania ognia. Wyprostowała się patrząc na dowódcę. – Raportu raczej nie doniesie, ale zaraz zorientują się, że nie wraca.

– Panowie – Frith uśmiechnął się do swojego oddziału – koniec odpoczynku. Na stanowiska.

Chłopcy z niezbyt zadowolonymi minami podnosili się i zakładali plecaki na plecy. Jeden z nich zapomniał o swoim mieczu. Dziewczyna podniosła broń i wepchnęła tamtemu w dłonie, patrząc na niego z politowaniem.

– Do kurwy nędzy, przecież te dzieciaki zaraz po umierają jeden po drugim – mamrotała pod nosem w taki sposób, że nikt jej nie zrozumiał.

Kiedy kierowała się na swoje stanowisko, dogonił ją Chad. Choć musiał co jakiś czas podbiegać, bo nie nadążał za dziewczyną. Jednocześnie zachowywał bezpieczną odległość. Nie chciał, by ponownie nim potrząsano, to niezbyt milłe doświadczenie.

– Ty, serio to był człowiek z Merak? – Ciekawość była silniejsza od strachu.

– Ta – mruknęła.

– O stary, coraz więcej ich po tej stronie Phekda! – Niemalże podskoczył z emocji.

– Na początku wojny Merak atakował jedynie nadrzeczne tereny Phekda – mówiła, twardo wpatrzona przed siebie.

– Skąd to wiesz? – Uspokoił się nieco.

– Pochodzę z tamtych stron.

– Ach... – Zazwyczaj rozgadany Chad, wydał z siebie jedynie westchnięcie. Wszyscy dobrze wiedzieli, że to właśnie tamte tereny zostały zaatakowane jako pierwsze na początku wojny. Nawet nie chciał myśleć, co jego kolega z oddziału musiał przeżyć.

– Teraz coraz bardziej panoszą się na zachodzie. Niebezpiecznie zbliżają się do stolicy... – Kontynuowała niewzruszona dziewczyna.

– Do morza próbują nas zepchnąć? – Młody myślał na głos.

– Na pewno. – Parsknęła nagle dziewczyna. Jednocześnie rozglądając się dokoła. – To ci akurat nie wyszło.

– No co? – Nie zrozumiał czym aż tak rozbawił kolegę.

– Zapewniam cię, że ich celem, nie jest zepchnięcie nas do morza. – Kiwała rozbawiona głową. – Raczej chcą nas powyrzynać, co do joty i zająć stolicę. O!

– Miałem cię za ponuraka, teraz widzę, że jesteś pesymistycznym wariatem. Wolę już, jak w ogóle się nie odzywasz.

Czarnowłosa otwierała usta, by odpowiedzieć, jednak nie było jej to dane. Tuż przy jej twarzy przeleciała strzała, rozbijając szybę w oknie tuż za nimi. Rozległ się pisk. Padli na ziemię chowając głowy przed lecącym szkłem. Odłamek trafił w twarz Chada, rozcinając mu policzek.

Wega. Zakończmy wojnę.Where stories live. Discover now