11. Rozdział 1.11

99 12 21
                                    

~* ~

Alicja nie mogła wytrzymać z podniecenia, więc postanowiła udać się wcześniej na trening. To jedyna osoba, do której nie chciała się spóźnić. Przyjaciel z młodych lat ojca, jeden z grupy, którą podróżowali po Wega nie bojąc się nikogo. Zawsze z zainteresowaniem i zamiłowaniem wysłuchiwała opowiadań wuja Teresa. Ojciec praktycznie nigdy o tym nie opowiadał, jakby wstydził się swoich młodocianych przygód i podbojów. Za to wuj Bideven, przyjaciel oraz Sui jej ojca, prawił o nich szczątkowo i chyba większości pozapominał, bo nie był w stanie przypomnieć sobie wielu szczegółów. A przecież nie byli tacy starzy... Za to Teresowi nawet czasem wymykały się jakieś krwawe fragmenty! Zdradził jej nawet, że byli w Talitha, w górach, niemalże na granicy z Alkaid! Niesamowite. Do tego był niesamowitym nauczycielem w mieczu! Panienka już, za przeproszeniem, rzygała naukami mistrzów, które były bez ikry i ciągnęły się wieczność. Czasem nawet nie brała miecza do ręki! Co to za nauka walki? Nie raz zdarzało jej się przysnąć. I te przestarzałe przekonania... A wuj Bideven, choć uczył ją walczyć i to bardzo dobrze, był zbytnio ostrożny. Traktował ją czasem niczym dziecko i nie chciał być zbyt brutalny. Za to wuj Teres się nie hamował. Z nim mogła się nauczyć najwięcej. Niestety było to taką rzadkością, że jak się zdarzało, miała ochotę wyprawiać bal na cześć jego wizyty. Teres jako nieliczny z Szajki Orrina – jak niegdyś się nazywali, władca, kiedyś dumny z nazwy, aktualnie jej się jakby wstydził – dalej poświęcał swoje życie walce. Wyjeżdżał na wiele misji, głównie blisko granic i odpierał wrogie wojska. Za co Alicja zawsze bardzo go szanowała i podziwiała. A poza tym wiedziała, że Teres ją kocha ponad życie. Sam nie miał potomstwa, a córka jego przyjaciela była dla niego ogromnym skarbem. Ulegał jej, kiedy ta tylko robiła słodkie oczka. Miała go w garści.

Panienka, nucąc, zeskakiwała ze schodów ubrana w lekki strój do treningów. Kiedy zeszła ze schodów i skręciła w korytarz poznała znajomą sylwetkę.

– Teres! – pisnęła uradowana.

Biegiem pokonała dzielący ich dystans i rzuciła się na szyję wujowi. Mężczyzna uniósł ją lekko ku górze i ucałował w policzek.

– Och, me oczy i serce radują się na twój widok, panienko. – Odstawił ją na posadzkę i przyjrzał się uważnie. – Piękniejesz z każdym dniem. Tak podobna do matki...

Alicja uśmiechnęła się pełna radości. Jednak od razu coś zaczęło jej nie pasować. Kierunek, z którego szedł brunet. Kiedy zaczęła o tym myśleć, on zrobił nieciekawą minę, wiedząc, że nie oszuka ulubienicy.

– Nie... – Przymrużyła powieki. – Tylko mi nie mów, że...

– Musimy przełożyć nasz trening. Przykro mi, kruszynko.

– Papa znów gdzieś cię wysyła! – krzyknęła.

– Obiecuję, że następnym razem, jak tu będę, poświęcę ci tyle czasu, ile będę mógł.

– Tyle czasu ile będę mógł – sparodiowała jego głos. – Ciągle mi to mówisz! Za każdym razem.

Zaplotła ramiona na piersi i nadymała policzki. Jak ona nie znosiła, kiedy ojciec jej to robił! Niby jak miała się uczyć, żeby być lepszą, jeśli bez przerwy odsyła jej najlepszego nauczyciela! Już uszami jej wychodziła teoria mistrzów. Przyjrzała się dokładnie wypchanej torbie na ramieniu wuja i pochwie przepasanej u pasa.

– Gdzie tym razem cię wysyła?

– Przyszedłem po zapasy.

– Widzę...

– I czas mnie nagli. Muszę szybko...

– Znowu na granicę?

Teres uciekł wzrokiem. Był pełen podziwu, kiedy to dziecko było aż atak spostrzegawcze i sprytne, tylko że czasem przeszkadzało mu to w wykonywaniu rozkazów władcy.

Wega. Zakończmy wojnę.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz