12. Rozdział 1.12

114 10 17
                                    

~* ~

Alicja z niesmakiem spojrzała na rycinę miecza leżącą przed nią. To nawet nie był prawdziwy miecz. To był obrazek! Przeniosła wzrok na mistrza Feandana, który z ogromnym zaangażowaniem tłumaczył panience proces przygotowania stali do stopienia. Był akurat w pobliżu, więc zamiast treningu albo chociaż podstaw władania mieczem, którą miała z mistrzem Tromodem, skończyła z nauczycielem od wczesnych czasów i arytmetyki. Nawet nie wiedziała, że pała taką fascynacją do budowy miecza. Krew ją zalewała myśląc że, właśnie w tym momencie mogła trenować z wujem Teresem. Założyłaby się o garść czerwonych lidii, że nauczyłaby się czegoś ciekawego. Zamiast tego siedzi na dupie i słucha bredzenia starego pryka. Westchnęła. Ależ będzie ciekawie, kiedy dojdą do ozdabiania klingi.

– Mistrzu, jak już musisz mi tłumaczyć budowę miecza, niczym chłopu budowę cepa, to może już porozmawiajmy o mieczach wrogów! – Wyprostowała się na krześle.

– Panienko... – próbował oponować mistrz.

– Megrezyjskich! Zakrzywione takie skurw.... Czybyki. Jak się wbiją w bebechy to...

– Panienko! – Gdyby nie obfita broda mistrza, która obrastała niemal całe policzki, byłoby widać jego zaczerwienioną ze złości twarz. – To nie przystoi. – Podniósł głos, ale zaraz doprowadził się do porządku. Nie wypada krzyczeć na córkę władcy. – Panienka powinna się skupić na tym na czym panienka powinna się skupiać. A nie na jakiś fanaberiach.

– To nie fanaberie, trzeba znać wroga lepiej niż własnego przyjaciela – mamrotała pod nosem, wiedząc, że tym razem nic nie utarguje.

– Panienko! – mistrz tracił nerwy.

Alicja skrzyżowała ręce na piersi i nadąsana słuchała kontynuacji lekcji mistrza. Nie wybaczy ojcu, że pozbawił ją możliwości treningu z wujem. Zamiast uczyć się przydatnych rzeczy, musi słuchać tych farmazonów. Musi z nim poważnie porozmawiać. Od jakiegoś czasu odnosiła wrażenie, że mistrzowi padło na głowę. Może to z powodu wieku? Kiedyś nie zamęczał jej takimi nonsensami. Zdecydowanie powinien iść na emeryturę albo zmienić naukę. Może na sztukę, skoro tak bardzo lubi szkicować?

– Mistrzu z całym szacunkiem – wtrąciła po raz kolejny – rozumiem, że... to, jest ważne, jednak miałam mieć trening.

– Jestem tego świadom, panienko. – Pogładził swoją brodę. – Jednakowoż pan Teres, wyjechał na misję i...

– Wiem, że wyjechał. – Przewróciła oczami. – Czemu nie posłano po mistrza Tromoda? Nie to, że nie lubię z mistrzem spędzać czasu – wymusiła uśmiech – ale wolałabym się poruszać, niżeli siedzieć za biurkiem i oglądać obrazki.

– Panienko. – Mistrz próbował nie dać po sobie poznać, że poczuł się urażony. – Władca wczoraj wysłał po mnie chłopca Devina, by przekazać wiadomość. Niestety Tromod prowadzi zajęcia w akademii i nie mógł...

– Wolałabym jechać do akademii – mruknęła. Po czym otworzyła szerzej oczy, tylko po to by zaraz je zmrużyć. – Wczoraj?

– Tak, panienko, wczoraj. Zajęcia w akademii są planowane ze sporym wyprzedzeniem, dobrze o tym wiesz, mistrz nie mógł tak nagle...

Nie było mu dane skończyć. Al z impetem wstała od biurka, niemalże wywracając fotel. Minęła błyskawicznie mistrza, nim ten zdążył cokolwiek powiedzieć. Otworzyła drzwi z takim rozmachem, że z hukiem uderzyły o ścianę, robiąc w niej dziurę. Szła po korytarzach niczym tajfun. Złość w niej buzowała. Loki falowały w powietrzu, a twarz zaszła różem. Była wściekła. Ostatni dzielący ją odcinek od drzwi biura ojca podbiegła. Nie pukała. Otworzyła drzwi, aż zawiasy w futrynie zatrzeszczały.

Wega. Zakończmy wojnę.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz