20. Rozdział 2.6

48 5 7
                                    

~ * ~

Na placu treningowym w posiadłości Muscida dało usłyszeć się rytmiczne uderzanie młotów o stal w pobliskich kuźniach, poranny śpiew ptaków i szum drzew. Dla młodego mężczyzny ćwiczącego na powietrzu były to uzdrawiające dźwięki, wręcz błoga symfonia. Wyciszały go i napawały spokojem. Powoli wymazywały kłębiące się jeszcze czasem wspomnienia. Teraz odgłos zderzających się ze sobą ostrzy oznaczał treningi, a nie rzeź niosącą za sobą ból i cierpienie. Przelewana krew i przerażające krzyki były jego codziennością. Odgłos zderzających się kubków nad ogniskiem, którym towarzyszył rechot i przechwałki o haniebnych dokonaniach, zastąpił delikatny dźwięk stuknięcia kielichów przy wieczerzach. Dźwięki posiadłości uzdrawiały go, odkąd wprowadził się do domu władcy.

Brunet zrobił powolny wykrok, leniwie przenosząc miecz na drugą stronę, wczuwając się w punkt ciężkości swojego ciała i broni. Zgrabnie lawirował z ostrzem, niemalże ospale się ruszając. Medytacja pozwalała mu się uspokoić i wyczuć miecz, sprawić, by stał się przedłużeniem jego ręki.

Jednak symfonię rytmicznej melodii zakłócił chaotyczny stukot obcasików. Chłopak zmarszczył brwi i przerwał swój trening, odwrócił się w stronę korytarza.

– Aheeen! – mimo biegu głos wcale nie był zadyszany.

Dało usłyszeć się jeszcze, jak jeden z obcasików poślizgnął się i poniosło się parę przyśpieszonych stuknięć i nieładny bluzg. Właścicielka bucików się poślizgnęła. Brunet uśmiechnął się pod nosem. Na plac ćwiczebny wbiegła rudowłosa panienka. Zatrzymała się tuż przed chłopakiem.

– Ahen...

– Nie – odpowiedział, nawet na nią nie spoglądając.

– Coś dla mnie zrobisz. – Nie zrażona odmową, kontynuowała. – Pojedziesz do Elinor.

– Jestem zajęty, jakbyś nie widziała.

– I tak jesteś cienias... – Uniosła jedną brew. – Po co szkolisz się w tym bardziej?

– Alicjo... – Zrobił głęboki wdech, by się nie unieść. – Dziś w południe mam szkolić nowych. – Czekał go ciężki dzień, chciał się przed tym odprężyć.

– Właśnie! Dobrze, że o tym mówisz. Słuchaj uważnie, bo będę mówić szybko, uciekłam z zajęć...

– Nie nowość.

– I zaraz muszę na nie wrócić.

– A to już postęp widzę, chcesz wrócić – zakpił.

– Ahen! – powiedziała twardo.

Chłopak spojrzał uważniej na wyraz jej oczu. Coś się w nich zmieniło.

– Jest pewna osoba. Musisz nauczyć ją jazdy konnej. Nie chcę, by czuła się nieswojo, kiedy będzie ze mną podróżować. Jednak z drugiej strony muszę przyznać, że jest to dość zabawne, patrzeć jak się męczy w siodle. – Zachichotała. – Choć radziła sobie nieźle jak na kogoś, kto nigdy tego nie robił.

– Ale o kim ty mówisz?

– U Elinor i Roba zamieszkali cudzoziemcy.

– Ale przecież oni nie...

– Wiem, wiem. – Machnęła dłonią. – Chodzi o dziewczynę. Jest w niej coś... coś tak... Musisz ją zobaczyć! – wykrzyknęła podekscytowana.

– Al... – Przyglądał jej się z niemałym zdziwieniem, bardzo go zaskoczyła. – Powoli, powiedz, o co chodzi.

– Słuchaj. – Wzięła głęboki wdech – Pojedziesz tam, dasz konia dziewczynie, tę ciemniejszą klacz z granic Megrez, nauczysz ją jazdy, nooo i mógłbyś jeszcze wspomnieć coś o etykiecie i manierach, nie chcę, żeby kogoś uraziła, kiedy już tu przyjedzie.

Wega. Zakończmy wojnę.Where stories live. Discover now