Untitled Part 15

9K 439 28
                                    

Leżałam na ziemi dość długo. Adam wrócił z dziwnym wyrazem twarzy. Nie widziałam go jeszcze takiego. Zaczął się do mnie zbliżać. Bałam się, że znowu mnie uderzy albo coś w tym stylu. Na szczęście nic takiego nie zrobił. Usiadł koło mnie i zaczął przytulać.
-Muszę Cię bardzo przeprosić. Nie chciałem, żeby tak wyszło, to wszytko źle się potoczyło. Przepraszam. - Spuścił głowę, zawstydzony.
-Nie no okej rozumiem. Każdy ma takie napady złości.- Powiedziałam z kwaśnym uśmiechem.
Pomógł mi wstać i zaprowadził do samochodu. Wyjął apteczkę i opatrzył nos, z którego ciągle leciała krew. On także wsiadł do auta i pojechaliśmy dalej. Droga mijała ciężko. Nie rozmawialiśmy. Byłam wpatrzona tylko w jakąś pieprzoną szybę. Nie miałam zielonego pojęcia, gdzie jedziemy. Zaufałam mu. Tylko nie wiem, czy słusznie.
Tym razem zatrzymaliśmy się w mieście na parkingu. Tam mieliśmy spędzić kolejną noc. Oczywiście wszystko pięknie przygotował. Troszczył się aż chyba za bardzo.
Czekałam, aż tylko uśnie. Miałam na tę noc plan.
* Godzina 23:44 *
Właśnie usnął. Wymsknęłam się z samochodu, jak najciszej mogłam. Wzięłam ze sobą najpotrzebniejsze rzeczy. Wokół było ciemno. Ludzi nie było widać. Tylko lampy oświetlały drogę. Szukałam planu miasta. Pf, nie trudno go znalazłam. Miałam do mojego punktu około pięciuset metrów. Musiałam udawać niepozorną osobę. Schowałam pod kurtkę wszystkie rzeczy. Większość ludzi, których mijałam to młodzież, wracająca z imprez. Na szczęście musiałam skręcić w uliczkę obok. Tu zupełnie było cicho i pusto. Bardzo mnie ta sytuacja ucieszyła. Zobaczyłam właśnie budynek, którego szukam. Był to szary dwupiętrowy sklep. Na parterze było tylko jedno okno, ku mojemu zdziwieniu bez krat. W środku było ciemno, więc nie widziałam dokładnie tego, co się znajdowało w środku. Obawiałam się, że to nie tu. Na szczęście zauważyłam wielki napis nad sklepem. Więc to musi być tutaj. Zbadałam cały budynek dookoła. Patrzyłam, czy nie ma żadnych ludzi wokół. Trzymając w ręku łom otworzyłam drzwi. Bardzo się zdziwiłam, że poszło mi tak łatwo. Teraz byłam gotowa wpaść do sklepu wziąć potrzebne rzeczy i uciekać, bo pewnie był zamontowany alarm. Uchyliłam drzwi tak, żebym mogła spokojnie wejść. Zrobiłam kilka kroków w sklepie i nic. Najwidoczniej sprzedaje tu jakiś stary człowiek, który nie zna się totalnie na alarmach. Dzięki Bogu. Skoczyłam do kasy i wzięłam trochę forsy. Rozejrzałam się po sklepie i widziałam piękne cudeńka. Wzięłam jeden pistolet maszynowy, jeden zwykły i jeszcze dwa do kieszeni. Wzięłam także sporo amunicji. Wybiegłam ze sklepu jak poparzona. Tym razem udałam się bocznymi uliczkami do samochodu. Nie chciałam wracać koło tej całej młodzieży. Wszystko było idealnie. Nikt mnie nie widział, a mam wszystko to, co chciałam. Szłam z wielkim uśmiechem na twarzy. Właśnie na moje nieszczęście przechodziłam obok jakiegoś baru. Ukryłam broń pod kurtką. Najciężej było schować maszynowy, bo cholernie był duży. Uf, przeszłam obok baru niepostrzeżenie. Jak na razie wszystko szło po mojej myśli. Nagle usłyszałam, jak jakiś facet mnie woła. Zignorowałam go. Szłam dalej, może troszkę przyspieszyłam tempa. Facet szedł za mną i mówił obrzydliwe, sprośne rzeczy.
-Ej maleńka ! Dzwonił do mnie hipopotam ! Pytał się, kiedy oddasz mu ciało ! - Krzyczał przez śmiech.
W pewnej chwili poczułam jego rękę na moim ramieniu. Dreszcze mnie przeszły. Wyjęłam jeden z małych załadowanych pistoletów. Odwróciłam się z uśmiechem. Popatrzyłam na kolesia. Miał ognistorude włosy. Twarz wysypana piegami i koślawy nos. Był mojego wzrostu. Bardzo chuda postura nie przerażała mnie ani trochę. Jego zielone oczy wpatrywały się we mnie. Patrzyłam na niego z uśmiechem po czym powiedziałam „ Dowidzenia" i strzeliłam mu w łeb. Huku dużego nie było, ale nie chciałam, żeby ktokolwiek mnie przy nim znalazł.
Byłam już na parkingu i wsiadłam po cichu do samochodu. Wsadziłam broń pod siedzenie i w dziury jakie tylko były. W schowku schowałam amunicję. Była godzina 3:23. Trochę mi zeszło. Właśnie miałam się położyć, kiedy obok przejechała policja i pogotowie. Strach stanął mi w oczach. Obudziłam Adama i powiedziałam, że słyszałam huk i teraz przejeżdżały psy. Zerwał się na równe nogi i odpalił samochód. Szybko z tamtego miejsca odjechaliśmy. O nic więcej nie pytał.

Najpiękniejsza ŚMIERĆWhere stories live. Discover now